Wydana kilka miesięcy temu uwertura do „Gothamskiego nokturnu” miała potencjał na osiągnięcie wyższego poziomu niż to, co najczęściej prezentują inne tytuły nurtu superhero. I nawet jeśli ktoś powie, że przecież nadal nie był to album olśniewający, to owszem, zgodzę się z takim postawieniem sprawy, ale dodam, że coś mnie w nim ujęło. Wówczas jednak Ram V rozpoczynał kreślenie swojej wizji Nietoperza i dopiero pełnoprawny start jego story-arcu miał dać odpowiedź na pytanie, czy ów potencjał zostanie przekuty w coś więcej. Teraz mamy okazję przekonać się, jak wyszło to w praktyce.
Przybyła do Gotham rodzina Orghamów zaczyna realizować swoje mroczne plany. Związana z przeszłością metropolii familia musi się jednak liczyć z tym, że nie wszystko będzie szło zgodnie z jej intencjami, gdyż nad miastem czuwa jego obrońca. Batman także musi mierzyć się z niebezpieczeństwami, zwłaszcza w obliczu wzmożonej aktywności Mr. Freeze’a i Two Face’a.
Pierwszy akt „Gothamskiego nokturnu” skupia się w znacznej mierze na przeszłości Gotham i tym, jak wpływa ona na jego teraźniejszość. Podobny motyw był już stosowany w różnych komiksach z Batmanem w roli głównej i, szczerze mówiąc, nie sądziłem, że do, wydawałoby się, zamkniętej historii można dołożyć kolejną opowieść traktującą o nieznanych wcześniej wydarzeniach. Tymczasem okazuje się, że Ram V całkiem sprawnie dopasował wszystkie fabularne niuanse, dzięki czemu podczas lektury nie miałem wrażenia, że otrzymaliśmy kolejny komiks, w którym utalentowany scenarzysta próbuje wedle własnego widzimisię zmieniać na siłę fundamenty danego tytułu. Na szczęście nie o to chodzi, bo Ram V okazuje szacunek tradycji serii, a połączenie jego własnych pomysłów z dziedzictwem „Detective Comics” daje naprawdę dobre efekty.
Na kartach „Gothamskiego nokturnu” bardzo ciekawie wypada postać Batmana. Autor przedstawia go jako człowieka zmęczonego, który nie chce jednak odłożyć peleryny na wieszak. Napędza go poczucie odpowiedzialności, niepozwalające zrezygnować z prowadzonej od tak dawna misji. Nietoperz jawi się jako swego rodzaju obrońca tradycji i przeszłości – jest łącznikiem między historią miasta a jego teraźniejszością. To spoiwo, dzięki któremu wszystko jeszcze trzyma się w kupie. I choć takie podejście do Mrocznego Rycerza nie jest rzecz jasna żadnym novum, warto docenić, jak wiarygodnie wypada bohater w ujęciu Rama V. Dobrym manewrem okazało się także ograniczenie do minimum roli Bat-rodziny. Na tę chwilę mocniej swoją obecność zaznacza jedynie Oracle, a i tak jej wątek ma w zasadzie czysto praktyczny charakter. To krok w odpowiednim kierunku, bo komiksy z Batmanem były ostatnimi czasy zbyt rozbuchane i za daleko odchodziły od dziedzictwa tej postaci. Mam nadzieję, że zostanie to utrzymane także w kolejnych tomach.
Pierwszy duży tom „Gothamskiego nokturnu” angażuje, ale nie jest bez wad. Dla mnie takową jest wprowadzenie kolejnej potężnej organizacji (w tym przypadku jej członkowie są dodatkowo połączeni więzami krwi), nie tylko mającej związki z historią miasta, ale i kierującej się wizją, jak owo miasto powinno wyglądać. Takich zewnętrznych zagrożeń było już sporo, dlatego kolejne nie robi zbyt dużego wrażenia. Działania Orghamów są spektakularne, co każe zadać pytanie, czy włodarze Gotham, nauczeni wieloma wcześniejszymi próbami wpływu na życie metropolii, nie mogli wytworzyć skutecznych mechanizmów pozwalających zapobiec przejmowaniu kluczowego kapitału przez podmioty zewnętrzne o nieznanej proweniencji i niepewnych celach? Jasne, w toku fabuły te pytania schodzą na bok, ale wciąż majaczą gdzieś tam w tle, pozostając cały czas z tyłu głowy.
Wizualnie komiks prezentuje się bardzo przyzwoicie, a momentami wręcz spektakularnie, i to mimo faktu, że pracowali przy nim różni artyści (łącznie w rubryce „rysunki i tusz” widnieje aż dziesięć nazwisk). Każdy zeszyt został podzielony w taki sposób, że jego główna część to podstawowa historia, a na dokładkę dostaliśmy opowieść uzupełniającą. Oba segmenty rysowane są przez oddzielnych ilustratorów, którzy ponadto zmieniają się na przestrzeni następnych rozdziałów. Wbrew moim obawom okazało się jednak, że ta różnorodność wcale nie jest wadą, i to nawet mimo zauważalnie różnych stylów. Całość ma lekko oniryczny sznyt, a dodatkowo przypadło mi do gustu, że grafiki zahaczają momentami o wizualną grozę. Lubię taki styl.
Pierwszy akt (czyli drugi tom) „Gothamskiego nokturnu” prezentuje się bardzo przyzwoicie. Komiks rozwija zaproponowane w „Uwerturze” motywy i robi to w zajmujący sposób. Nadal, rzecz jasna, jesteśmy na wczesnym etapie tego story-arcu, ale na tę chwilę można stwierdzić, że mamy do czynienia z jednym z ciekawszych komiksów o Batmanie, jakie trafiły ostatnimi czasy na nasz rynek. Potencjał, o którym pisałem we wstępie, nie został co prawda w pełni wykorzystany, ale i tak jestem zadowolony z pracy Rama V i towarzyszących mu ilustratorów. Oby kolejne tomy stały (przynajmniej) na podobnym poziomie.
Tytuł: Gothamski Nokturn. Akt I
Seria: Batman. Detective Comics
Tom: 2
Scenariusz: Ram V, Simon Spurrier
Rysunki: Hayden Sherman, Ivan Reis, Dani i inni
Kolory: Dave Stewart, Nick Filardi, Lee Loughridge, Adriano Lucas
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman: Detective Comics Vol. 2: Gotham Nocturne: Act I
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: listopad 2024
Liczba stron: 216
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-6564-9
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 30. 12. 2024).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz