niedziela, 26 stycznia 2025

Thorgal. Tom 42: Wareg Ozur - Recenzja

 

„Thorgal” towarzyszy mi od dzieciństwa. Nie powiem, ile miałem lat, kiedy wpadł mi w ręce po raz pierwszy (był to tom piąty, bo zaczynałem od „Ponad Krainą Cieni”), ale pamiętam jedno – uczucie, że przeczytałem właśnie komiks prawdziwie magiczny. To było coś innego niż wszystko, co znałem do tej pory, tytuł, który zaoferował mi wizytę w niezwykłym świecie, którego nie chce się opuszczać. To uczucie doświadczania niesamowitości towarzyszyło mi także później, kiedy poznałem kolejne albumy z tego jedynego w swoim rodzaju cyklu. I to właśnie ze względu na ten sentyment zostałem z „Thorgalem” także w gorszych czasach, które nadeszły, kiedy zmienili się twórcy odpowiedzialni za kształt franczyzy. Nadal czytam każdego nowego „Thorgala”, jaki się ukazuje, dlatego zasiadłem także do lektury tomu numer czterdzieści dwa, ale oczekiwań zbyt wielkich nie miałem.

Po przygodach na dalekiej Północy Thorgalowi udaje się wreszcie wrócić do rodzinnej wioski. Spokój nie trwa jednak długo, bo w osadzie pojawia się wareski wojownik, który ma powiązania z dawnym władcą wikingów. W efekcie splotu okoliczności Thorgal musi stanąć w szranki z przybyszem, a wynik potyczki może zdecydować o dalszych losach zarówno okolicznych mieszkańców, jak i całej rodziny bohatera.

Najnowszy tom „Thorgala” ukazuje się w momencie, kiedy dosłownie przed chwilą mieliśmy okazję rozczarować się „Shaiganem” (wydanym w ramach inicjatywy „Thorgal Saga”). Tamten album pisał Yann le Pennetier i to właśnie on kontynuuje swoją kadencję jako scenarzysta głównej serii. Cóż, to nie rokowało dobrze. Wiem, brzmi to trochę tak, jakbym przyczepił się do Francuza, bo nie pierwszy raz krytykuję jego komiksy, ale słowo daję – sam nie dostarcza czytelnikom argumentów na obronę swojego pisarstwa. Bo nawet kiedy Yann zaczyna łapać jako taką formę i wydaje się, że odtąd będzie lepiej, to jego scenariusze są po prostu poprawne i nadal znajdują się lata świetlne od tego, co pisał Van Hamme. Co więcej, ta osiągana w bólach nieregularna poprawność to jego peak, zazwyczaj nie jest tak dobrze. Tego obrazu nie zmienia za bardzo „Wareg Ozur”.

Największą wadą tego albumu są absurdalne założenia fabuły. Nie będzie to spoilerem, bo Yann mówi o tym właściwie na samym początku komiksu, ale tytułowym Ozurem jest starszy brat Gandalfa Szalonego, który przez trzydzieści lat przebywał poza wioską, służąc w elitarnym oddziale najemników, a teraz wraca po swoje, jakoby należne mu, dziedzictwo. Pojawienie się zaginionego członka rodziny, o którym nikt nigdy wcześniej nie mówił i o istnieniu którego żaden fan „Thorgala” nie miał pojęcia – czy może być coś tańszego i bardziej naciąganego? Kreatywność naprawdę leży i kwiczy, skoro co i rusz trzeba odwoływać się do przeszłości i próbować grać na sentymencie fanów. Już chyba wolę, żeby serię skierowano w bardziej nieznane rejony – wtedy można by przynajmniej mówić o twórczej odwadze. Takie próby były jednak ucinane przez samych szefów wydawnictwa Le Lombard (przykładem niech będzie świetny „Szkarłatny ogień”, jedyna, ale jakże udana próba Xaviera Dorisona w głównej linii „Thorgala”), więc najwidoczniej wszystkim zależy tylko na tym, żeby seria gotowała się we własnym sosie, eksplorując raz po raz dobrze ograną tematykę. Bo wierni fani i tak kupią kolejny tom, prawda? Po co więc ryzykować, że będą źli za sprawą jakiejś ewolucji lub odmiennej artystycznej wizji…

Wylałem żale starego fana, ale nie byłbym uczciwy, gdybym powiedział, że „Wareg Ozur” jest totalną porażką. Album stanowi przyzwoicie przemyślaną opowieść, która ma kilka niezaprzeczalnych atutów. Mnie do gustu przypadło przede wszystkim dobre nakreślenie napięć między bohaterami. Iskrzy zwłaszcza wewnątrz rodziny Aegirssonów, a charakter pokazuje przede wszystkim Aaricia – to było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo ta postać, choć mocno doświadczona losem, często stała na drugim planie wydarzeń. Tutaj jest inaczej, a bohaterka pokazuje pazury w relacjach z potencjalną synową. Szkoda tylko, że relacja pomiędzy obiema paniami jest raczej jednostronna, bo sama Zorza (wybranka Jolana) przejęła chyba dawne cechy Aaricii i jawi się jako irytująca mimoza.

Na plus zadziałało, że praktycznie cała akcja omawianego komiksu dzieje się w rodzinnej wiosce Thorgala. Nie wiem, czy etap podróży bohatera po świecie i pakowania się w kolejne kabały został już zakończony (znając życie nie, nikt przecież nie zarżnie kury znoszącej złote jajka), ale ta kameralność okazała się naprawdę dobrym pomysłem. Ucieszyłbym się, gdyby intryga była nieco mniej przewidywalna, bo w toku akcji większych zaskoczeń dotyczących sposobu rozwiązania fabularnych zawijasów raczej nie uświadczymy.

Frederick Vignaux okrzepł jako ilustrator „Thorgala”. Przyznam, że nie do końca podobało mi się to, jak wchodził do serii – wtedy grafiki były zauważalnie inne niż to, do czego przywykłem. Prawdopodobnie dzięki temu, że oglądałem go w kilku albumach z rzędu, styl Francuza już tak bardzo mi nie zgrzyta. Wydaje mi się, że nie rysuje tak ostro, jak wcześniej, a bohaterowie na tyle „są sobą”, że sposób ich przedstawienia nie powoduje już zdziwienia. A może to ja przywykłem do innego rysowania Thorgala, niż robił to Grzegorz Rosiński? Jakkolwiek by nie było, warstwa graficzna jest mocną stroną tego albumu.

Kolejny „Thorgal” zawitał na księgarskie półki. Takie zdanie wystarczyłoby w zasadzie za podsumowanie tej recenzji. Nie dostaliśmy tu bowiem niczego nowego – Yann pisze tę serię w taki sposób, że doskonale wiemy, czego można się spodziewać po następnych tomach (rzecz jasna mowa o ogólnym zarysie, a nie o szczegółach fabularnych). I chyba nie ulegnie to już w przyszłości żadnej istotnej zmianie. Warto o tym pamiętać – mówię to także do samego siebie – i nie mieć względem współczesnego „Thorgala” zbyt wysokich oczekiwań. Tak będzie zdrowiej.

Tytuł: Tysiąc oczu
Seria: Thorgal
Tom: 42
Scenariusz: Yann Le Pennetier
Rysunki: Frédéric Vignaux
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Tytuł oryginału: Thorgal, vol. 42, Wareg Ozur
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Le Lombard
Data wydania: listopad 2024
Liczba stron: 48
Oprawa: miękka
Format: 215 x 290
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-5369-1

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 20. 12. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz