niedziela, 16 czerwca 2024

Wolverine. Świt X - Recenzja

 

Wraz z kolejnymi przeobrażeniami w Marvel Comics mutanci niezmiennie pozostają w awangardzie wydawniczej, cały czas przyciągając uwagę czytelników, którym nie nudzą się przygody bohaterów walczących o wolność i tolerancję dla każdego homo sapiens i homo superior. Ich przygody czasem są ciekawsze, innym razem specjalnie nie ekscytują, niezmiennie jednak mają w sobie coś, co intryguje. „Świt X” to kolejna wielka inicjatywa, która opiera się na całkiem interesujących założeniach. Nie zawsze jednak dobry pomysł przekłada się na satysfakcjonujący komiks. Jak jest tym razem?

Mutanci stworzyli sobie azyl na żyjącej wyspie Krakoa. I choć starają się nie wchodzić nikomu w paradę, nadal znajdują się osoby chcące zburzyć pieczołowicie budowany pokój między ludźmi a posiadaczami genu x. Tym razem ktoś pragnie zniszczyć reputację drużyny profesora X i przerabia płatki kwiatów z Krakoi na narkotyk. Wyjaśnienia sprawy podejmuje się Wolverine. Sprawa kwiatowego kartelu nie będzie jedynym problemem, z jakim przyjdzie mu się zmierzyć, okazuje się bowiem, że jego krew może być niezwykle cenna dla… wampirów.

Mając w pamięci naprawdę znakomite komiksy o Rosomaku, nie sposób powiedzieć, żeby album wchodzący w skład „Świtu X” wyróżniał się na ich tle czymś niesamowicie innowacyjnym. To opowieść bezpieczna, nieprzynosząca niczego zaskakującego tym komiksiarzom, którzy są nieźle zaznajomieni z przygodami charakternego mutanta. Nawet wtedy możemy jednak otrzymać coś dobrego i wciągającego. I w przypadku nowego spojrzenia na postać Wolverine’a można śmiało powiedzieć, że to tytuł dokładnie takiego typu. Bo choć mamy tu sporo tego, co doskonale znamy, to Benjamin Percy przygotował też kilka całkiem miłych niespodzianek.

Bardzo dobrze wypada zwłaszcza druga z zamieszczonych w tym tomie historii. Traktuje ona o starciu Wolverine’a z paryskimi wampirami. To ukłon w stronę opowieści grozy – krwiopijcy nie zostali potraktowani jako atrakcyjne zapychacze, Percy dobrze pokazuje ich mroczną i brutalną naturę, w ciekawy sposób wybrzmiewającą na tle głównego bohatera tej serii, który wszak nie jest harcerzykiem, ale mutantem, który nie raz i nie dwa plamił sobie ręce krwią i działał w bardzo brutalny sposób, niejednokrotnie prawdziwie szokując czytelnika. Starcie bestii z bestią? Brzmi atrakcyjnie i tak w istocie jest, a kolorytu tej części komiksu dodaje kreatywne powiązanie motywacji wampirów z głównym bohaterem.

Na tym tle mniej ciekawie wypada historia rozpoczynająca album. Na samym początku mamy do czynienia z ogranym manewrem zakładającym rozpoczęcie albumu od trzęsienia ziemi. Sęk w tym, że tym razem nie ma zastosowania Hitchcockowska reguła, wedle której po rzeczonym wydarzeniu napięcie nadal narasta. Percy wyjaśnia, jak doszło do tego „shockera” i w tym, czego się dowiadujemy, nie ma większych zaskoczeń. Jeśli zaś chodzi o tematykę początkowych zeszytów, to scenarzysta serwuje nam w znacznej mierze oczywistości, które nie prowadzą do szczególnie interesujących konkluzji. Wszystko okraszono kliszowym motywem starcia z telepatyczną siłą potężnego mutanta i próbie oporu. To wszystko już było, dlatego nawet mimo tego, że Percy zna się na swojej robocie i w gruncie rzeczy dostarcza nam sprawnie poprowadzoną opowieść, to nie jest ona w stanie zadziwić czytelnika obiecującego z mutantami nieco dłużej.

Sam Wolverine jest nieco inny niż można się było tego spodziewać. Nadal drzemie w nim wściekłość, ale stał się kimś niemal cywilizowanym. Można powiedzieć, że na Krakoi Logan odnalazł swój kawałek szczęścia. Oczywiście nie byłoby nowej serii zatytułowanej „Wolverine”, gdyby tego szczęścia coś nie zakłóciło. A zatem gdy przychodzi czas, w naszym bohaterze ożywają instynkty, jednak nawet wtedy nie ma w nim tej nieokiełznanej dzikości i nieprzewidywalności co dawniej. Nie powiem, że to dobrze, ale nie powiem też, był to manewr nieudany. To po prostu zmiana, która w ogólnym rozrachunku wypada dość naturalnie i przekonująco. Jestem usatysfakcjonowany tym, w jakim kierunku Percy poprowadził Logana. Inną kwestią jest to, czy ten obraz nadal będzie ciekawy wraz z kolejnymi odsłonami zarówno „Wolverine’a”, jak i innych wydawnictw o mutantach ulokowanych w linii Marvel Fresh. Pożyjemy, zobaczymy. Na tę chwilę jestem dobrej myśli.

Nowy „Wolverine” to klasyczny komiks środka – nie jest ani arcydziełem, ani flopem, można go raczej określić jako album, który po prostu nieźle się czyta. Nie pozostawia po sobie żadnych negatywnych wrażeń, ale też nie zapisze się w pamięci na nie wiadomo jak długo. Benjamin Percy po prostu zna się na robocie i dobrze wykorzystał swoje pisarskie doświadczenie. Efektem jego wysiłków jest komiks, który kładzie podwaliny pod dalsze przygody Rosomaka, a kierunek, w jakim może podążyć bohater, wydaje się ciekawy. Mam nadzieję, że Egmont nadal będzie wydawał serię, choć mam pewne wątpliwości w tej materii, a to ze względu na brak numeracji na grzbiecie woluminu. Pożyjemy, zobaczymy.

Seria: Świt X
Tytuł: Świt X. Wolverine
Scenariusz: Benjamin Percy
Rysunki: Adam Kubert, Viktor Bogdanović
Kolory: Frank Martin, Matthew Wilson
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Tytuł oryginału: Wolverine by Benjamin Percy Vol. 1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: 2024
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
ISBN: 978-83-281-5373-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, na którym ukazała się 15. 03. 2024).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz