sobota, 5 grudnia 2020

Promethea. Księga trzecia - Recenzja

Choć raczej nie można powiedzieć, żeby komiksy Alana Moore'a zaliczały się do lekkich i łatwych, to przymiotnik „przyjemny” będzie do nich już zdecydowanie bardziej pasował. Zwłaszcza wtedy, kiedy ceni się fabułę nieszablonową i wymagającą od czytelnika czegoś więcej aniżeli tylko łykania sensacyjnej łupanki. Każdy kij ma jednak dwa końce – niektóre opowieści Maga z Northampton momentami stają się wręcz niezrozumiałe. Także „Promethea” miała takie fragmenty, zwłaszcza w poprzednim tomie. Tym razem jest już bardziej przystępnie, choć na kolejnych kartach nadal znaleźć można pisarskie i wizualne odjazdy.

Sophie Bangs powraca z podróży po sferach Kabały. Na Ziemi okazuje się, że jej zastępczyni wcale nie zamierza rezygnować ze swojej funkcji. Obie kobiety będą musiały znaleźć kompromis, bo jeśli tego nie zrobią, mogą ucierpieć niewinni. Ponadto Sophie dowiaduje się, że jej inkarnacji Promethei przeznaczone jest sprowadzić na świat apokalipsę. Aby tego uniknąć, dziewczyna decyduje się porzucić swoją rolę. Jak długo jednak będzie w stanie unikać odpowiedzialności, którą wzięła kiedyś na swoje barki?

Finał opowieści o Promethei kręci się w znacznej mierze wokół motywu końca świata. W popkulturze jest to temat niezwykle nośny i ograny setki razy w wielu różnych tytułach, szalenie trudne jest więc wymyślenie w tej materii czegoś nowego. Tymczasem Alan Moore zupełnie mnie zaskoczył, bo nie dość, że zaproponował nieszablonowe spojrzenie, to uczynił to w tak naturalny sposób, że gdy już poznałem jego zamysł, ogarnęło mnie zdziwienie, jak to możliwe, że nikt wcześniej nie wpadł na podobny pomysł. Przypomina to dobitnie, jak oryginalnym twórcą jest Moore i jak dobrze panuje nad opowieścią.

Poprzedni tom „Promethei” był komiksem, w którym fabuły nie prowadzono w sposób standardowy. Tamta wycieczka Moore'a w rejony kabalistyczne i okultystyczne okazała się pod względem technicznym bardzo nieszablonowa. Tym razem jest już inaczej. Nie oznacza to jednak, że „Promethea” stała się nagle komiksem łatwym i banalnym. Co to, to nie! Lektura nadal wymaga dużego skupienia oraz wiedzy, ale sposób zaprezentowania intrygi okazał się zdecydowanie bardziej przystępny niż ostatnim razem. Jak dla mnie jest to zmiana na plus, bo sprawia, że przez kolejne karty nie trzeba się już tak bardzo przedzierać.

Na łamach trzeciej księgi „Promethei” autor zagłębia się w ciekawą tematykę, sygnalizując zainteresowanie między innymi okultyzmem, apokalipsą czy sensem ziemskiego życia. Poruszana tu problematyka należy raczej do dość hermetycznych, zwłaszcza w momentach, w których fabuła skręca w rejony leżące bliżej magii. Czegokolwiek by się jednak Moore w toku opowieści nie tykał, każdorazowo robi to ze sporym wyczuciem, a niektóre sceny wręcz ociekają poetyckością, co w komiksie rozrywkowym (bo za taki jednak trzeba „Prometheę” uznać), jest rzadkością. Ponadto w pewnym momencie czytamy: „Skoro słowa to waluta naszej wymownej lewej półkuli mózgu, a obrazki prymitywniejszej przedwymownej prawej półkuli, być może lektura pasków komiksowych zmusza obie półkule do jednoczesnej pracy?”. Dzieje się tak na pewno w przypadku tego albumu – jeśli mielibyśmy go krótko określić, to idealnym sformułowaniem byłoby, że zmusza on mózg do wysiłku.

J. H. Williams III po raz kolejny zasługuje na same pochwały. To, w jaki sposób artysta bawi się formą kolejnych ilustracji, sprawia, że ręce same składają się do oklasków. Stosuje różne style, które płynnie się przenikają, wszystko w zależności od potrzeby chwili. Raz mamy do czynienia z fotorealizmem, innym razem na scenę wkracza psychodelia, a za kolejną chwilę nasze oczy cieszy styl o wiele bardziej przyziemny i standardowy. Nic nie jest przy tym sztuką dla sztuki, ale doskonale służy opowieści. Wisienką na torcie okazało się tu misternie skonstruowany ostatni album, który dodatkowo otrzymujemy w formie osobnego plakatu.

Patrząc na „Prometheę” całościowo, trzeba powiedzieć, że jest to komiks ze wszech miar interesujący. Alan Moore i J. H. Williams III stworzyli opowieść, która potrafi uwieść czytelnika zarówno w warstwie literackiej, jak i wizualnej. Nie jest to jednak tytuł który łatwo docenić, w toku fabuły uświadczymy bowiem wiele momentów, kiedy forma wydaje się przerastać treść. Wystarczy jednak pewna doza wiedzy (lub w przypadku niektórych odbiorców – wytrwałości), żeby historia Promethei nas oczarowała. Choć nie jest to najwybitniejsze dzieło Alana Moore'a, to dobrze się stało, że w końcu ukazało się po polsku, jest to bowiem po prostu tytuł, który zwyczajnie warto znać, zwłaszcza jeśli ktoś mieni się fanem komiksu.

Seria: Promethea
Tom: 3
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: J. H. Williams III
Kolory: Jeromy Cox, Jose Villarrubia
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Promethea Book Three
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: America’s Best Comics
Data wydania: lipiec 2020
Liczba stron: 300
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-9630-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 08. 09. 2020).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz