czwartek, 29 października 2020

August Derleth "Maska Cthulhu" - Recenzja

Wielki Cthulhu i cała reszta przedwiecznej menażerii na stałe wniknęli już do światowej popkultury. Ich obecność możemy odnotować między innymi w grach komputerowych, filmach, komiksach i książkach. Jeśli idzie o te ostatnie, wpływy wymyślonych przez Howarda Phillipsa Lovecrafta abominacji zauważalne są u wielu różnych twórców. Inspiracje inspiracjami, ale osobną kategorią są kontynuatorzy dzieła Cienia z Providence. Jednym z najważniejszych jest bez wątpienia August Derleth. I jakkolwiek ma on swoje za uszami jeśli idzie o wykrzywienie znaczenia całej mitologii, to jego rola w popularyzacji dziedzictwa Mistrza jest nie do przecenienia. Derleth nie tylko ocalił dorobek Lovecrafta od zapomnienia poprzez założenie wydawnictwa publikującego jego utwory, ale także wykorzystywał wątki mitologiczne w swoich własnych opowiadaniach. „Maska Cthulhu” to zbiór sześciu takich tekstów.

Dla wszystkich fanów mitologii wymyślonej przez Lovecrafta „Maska Cthulhu” będzie bez wątpienia prawdziwą gratką. W sytuacji kiedy na polskim rynku ukazało się już chyba wszystko, co napisał sam Cień z Providence, a poza tym światło dzienne ujrzało kilka lepszych lub gorszych utworów inspirowanych (między innymi książki Briana Lumleya i tematyczne zbiory opowiadań), to chyba najlepszym, co mogliśmy dostać, jest właśnie zbiór autorstwa Derletha. Pisarz dał się poznać jako wielki propagator prozy Lovecrafta – spojrzenie kogoś takiego na poruszaną przez niego tematykę i rozwinięcie niektórych konceptów jest chyba najmocniejszym magnesem przyciągającym fanów grozy do tego zbioru. I jako ciekawostka traktująca o tym, jak porusza się po mitologii tak (było nie było) znany autor, okazuje się to faktycznie pozycja bardzo interesująca. Trochę gorzej jest jednak z samą treścią poszczególnych opowiadań.

Derlethowi nie udało się niestety wytworzyć tak przytłaczającej atmosfery, jaka była znakiem rozpoznawczym kolejnych fabuł pisanych przez Lovecrafta. Wtedy mieliśmy do czynienia z kosmicznym horrorem najwyższej klasy, straszącym tajemnicą, niedopowiedzeniami oraz (last but not least) autentycznie przerażającym, choć nigdy niepokazanym w pełnej krasie bestiariuszem. Z kolei młodszy Amerykanin nie potrafi niestety postraszyć czytelnika aż tak dojmującą grozą. Podczas lektury sześciu opowiadań zamieszczonych w „Masce Cthulhu” raczej nie poczujecie niepokoju ani przechodzących po plecach ciarek. To nie jest Lovecraft. To tylko proza na podstawie jego pomysłów. A to duża różnica. Tkwi ona przede wszystkim w talencie do snucia fascynujących opowieści. Derleth ma go zauważalnie mniej.

Dla niektórych czytelników zaletą „Maski Cthulhu” będzie fakt, że styl Derletha jest o wiele łatwiej przyswajalny niż sposób pisania Lovecrafta. W toku kolejnych opowiadań nie uświadczymy morza przymiotników (z klasycznym „plugawy” na czele), zamiast tego dostaniemy zdania zdecydowanie bardziej okrągłe. Derleth nie ma oporów przed pisaniem dialogów – te występują o wiele częściej niż w przypadku oryginalnych tekstów o Cthulhu i innych Przedwiecznych. To z kolei widocznie dynamizuje te historie, dodając im nieco inny, może nawet przygodowy charakteru. Jednak każdy kij ma dwa końce – nadanie tym tekstom takiego sznytu jednocześnie oddala je od ducha prozy Lovecrafta, co dla innych odbiorców będzie już wadą przysłaniającą sprawność pióra Derletha.

Podczas lektury w oczy rzuca się przede wszystkim powtarzalność pomysłów. Podobny jest na przykład sposób na zawiązanie fabuły. O tym, że bohater dziedziczy lub przejmuje dom po zmarłym krewnym, czytamy cztery razy. W dwóch pozostałych przypadkach autor zdecydował się na nieco inne rozwiązanie (wizyta i wynikające z niej komplikacje). To nie wszystko. W poszczególnych opowiadaniach często widać zbliżone rozwiązania fabularne, jak chociażby obecność w pobliżu domostwa jakiejś wielkiej osobliwości, idea przejęcia ciała przez obcą moc czy podobne rekwizyty odnajdowane przez bohatera (ten sam zestaw zakazanych ksiąg). Jako że zawarte w tym zbiorze teksty były publikowane na przestrzeni lat, możliwe, że ta powtarzalność nie była specjalnie odczuwalna wcześniej, jednak teraz, gdy zostały zebrane razem, razi w oczy nieco zbyt mocno.

Dyskusyjną kwestią jest z pewnością reinterpretacja mitologii Cthulhu, jaką Derleth przeprowadził na łamach tego zbioru. Skład panteonu, rzecz jasna, nie ulega zmianie, jednak autor dokonał sporych modyfikacji w innych kwestiach. Kolejnych Przedwiecznych uczynił kimś w rodzaju wcielenia żywiołów, takich jak woda, ogień, powietrze czy przestrzeń międzyplanetarna (tak, ona też została podniesiona do rangi żywiołu). Poza tym konflikt na linii Starsi Bogowie – Przedwieczni zyskał inne oblicze – Derleth spróbował dopasować go do swojego katolickiego światopoglądu, przez co nabrał on wyraźnych cech dualistycznych, prezentując kolejną wersję konfliktu dobra ze złem, a zatracił pierwiastek „weird”. Nie sądzę, by to wszystko przeszkadzało nowym czytelnikom, jednak ci zaznajomieni z twórczością Lovecrafta mogą być takim podejściem przynajmniej zaskoczeni, jeśli nie zirytowani.

Choć „Maski Cthulhu” nie sposób określić jako zbioru bardzo udanego, to i tak stoję na stanowisku, że naprawdę dobrze się stało, że ten tytuł w końcu ukazał się w Polsce. Tak wielki popularyzator prozy Lovecrafta jak August Derleth zwyczajnie na to zasłużył. I mimo że podejrzewam, że wielu fanów Cienia z Providence raczej nie będzie zachwyconych dokonanymi w kolejnych opowiadaniach zmianami w mitologii, to i tak są to teksty o dużej wartości, przede wszystkim poznawczej, które pozwalają ocenić, w jaki sposób Derleth podszedł do spuścizny Lovecrafta i jak bardzo zainspirowała go ona do wymyślania nowych opowieści. Bo jakkolwiek mam do tych opowiadań sporo zastrzeżeń, to i tak czytało mi się je dobrze, na tyle dobrze, że wstępna zapowiedź Wydawnictwa IX o publikacji kolejnych dzieł Derletha osadzonych w tym uniwersum naprawdę mnie ucieszyła.

Autor: August Derleth
Tytuł: Maska Cthulhu
Tytuł oryginału: The Mask of Cthulhu
Tłumaczenie: Radosław Jarosiński
Wydawca: Wydawnictwo IX
Data wydania: sierpień 2020
Liczba stron: 210
ISBN: 978-83-957400-6-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 06. 10. 2020).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz