środa, 12 sierpnia 2020

X-Men. Era Apocalypse'a. Tom 1: Świt - Recenzja

Potencjał superbohaterskich drużynówek wydaje się być naprawdę spory – problemem konkretnego autora jest to, jak zostanie on wykorzystany. Na przestrzeni lat mutanci Marvela mieli naprawdę dużo szczęścia – ich perypetie często były przedstawiane przez prawdziwych fachowców. Kolejną sprawą jest to, że tematyka konfliktów rasowych i tolerancji praktycznie zawsze jest na czasie, a to te motywy stanowią siłę napędową właściwie wszystkich tytułów zahaczających o X-Menów. Nie inaczej jest w przypadku „Ery Apocalypse’a”, która wprowadza jednak do świata przedstawionego sporo nowych rzeczy.

W wyniku ciężkiej potyczki syn profesora Xaviera, Legion, jeden z najpotężniejszych, ale też najbardziej nieobliczalnych mutantów, zapada w śpiączkę. Gdy się z niej wybudza, okazuje się, że wszystkie jego osobowości scaliły się w jedną. Jego moce są większe niż kiedykolwiek wcześniej, Legion postanawia więc je wykorzystać. Udaje się w przeszłość, by zabić Magneto, zanim ten stanie się największym wrogiem ludzkości. Nie wszystko idzie jednak tak, jak powinno, gdyż w wyniku splotu okoliczności powstaje nowa rzeczywistość, w której rzeczony Magneto staje się bohaterem i liderem X-Men, prowadząc ich do walki z Apolcalypse'em, najstarszym i bardzo potężnym mutantem.

Stałym elementem komiksów o X-Menach są podróże w czasie. Raz po raz taki motyw się pojawia, głównie po to, by dać fabule efekt nieprzewidywalności. Podobnie jest w omawianym albumie, ale, o dziwo, nie możemy tym razem mówić o odgrzewanym kotlecie. Dlaczego? Motyw zostaje bowiem użyty w bardzo rozsądny i ciekawy sposób, a jego wprowadzenie stwarza w końcu pole do zaprezentowania czegoś świeżego i zgoła nieoczekiwanego. Chodzi o zupełnie nowy obraz świata przedstawionego, w którym naruszone zostaje dotychczasowe status quo, w wyniku czego część bohaterów całkowicie zmienia swoją charakterystykę.

Fabularne novum powstaje tutaj w wyniku śmierci profesora Xaviera, co samo w sobie jest bardzo odważnym pomysłem. Wydarzenia tego typu zazwyczaj są w komiksie superbohaterskim zaledwie fasadą – rzeczy wracają do punktu wyjściowego nader szybko, nie niosąc ze sobą praktycznie żadnych konsekwencji. Jak będzie z trwałymi efektami, przekonamy się bliżej zakończenia serii, jednak, jak wiemy, inicjatywa o nazwie „Era Apocalypse’a” była bardzo rozległa, obejmując finalnie ponad pięćdziesiąt zeszytów różnych serii.

Omawiany album przynosi autorom możliwość pokazania bohaterów w innym niż zazwyczaj środowisku, a wspomniane wcześniej zmiany charakterologiczne skutkują tym, że znajdują się oni w zupełnie innych okolicznościach niż te, które znamy. Taki Magneto zajmuje na przykład miejsce Profesora X, stając się dla X-Menów mentorem, z kolei Cyclops jest żołnierzem Apocalypse’a i poluje na innych mutantów. Ta zmiana miejsc jest naprawdę odświeżająca, pozwala bowiem spojrzeć zarówno na protagonistów, jak i na świat przedstawiony w innym świetle. Interesująca jest także sceneria, w której rozgrywa się akcja. To zniszczony świat, w którym trzeba walczyć o przetrwanie. Ta sceneria postapo nie jest co prawda tak przytłaczająca, jak w pierwszym „Staruszku Loganie”, ale i tak robi wrażenie – to coś innego niż rzeczywistość, w której mutanci operują na co dzień. Trzeba jednak przy tym dodać, że sama fabuła jest za to nieco mniej atrakcyjna niż w przypadku innych przygód X-Menów – twórcy skupiają się przede wszystkim na akcji i rozrywce, co znacznie zmniejsza poziom skomplikowania całości.

Biorąc pod uwagę dzisiejszy standard, rysunki sprawiają nieco archaiczne wrażenie – nie da się tego ukryć. Nie sądzę jednak, by komukolwiek ten fakt w większym stopniu przeszkadzał. Grafiki mają bowiem duży urok, a kto pamięta styl rysowania przygód mutantów pod koniec zeszłego wieku, będzie ukontentowany, a w dodatku połechtany zostanie jego sentymentalizm. To prace w stylu: „nawet mięśnie bohatera mają własne mięśnie”, co początkowo sprawia nieco karykaturalne wrażenie, ale jest jednak produktem swoich czasów i gdy się już do tego stylu na powrót przyzwyczaimy, to przynosi on sporo wizualnej frajdy.

„Era Apocalypse’a” jest komiksem, który w Polsce obrósł swego rodzaju legendą – miał być jedną z kolejnych wielkich opowieści wydanych przez świętej pamięci TM-Semic. Z tego też powodu będzie z pewnością atrakcyjny dla pokolenia, które się na wydawanych przez to wydawnictwo w latach dziewięćdziesiątych tytułach wychowało. Myślę jednak, że nie tylko oni docenią początkowe rozdziały tej monumentalnej sagi – jest to po prostu dobry akcyjniak, który nie obraża zanadto inteligencji czytelnika, a potrafi przy tym zaangażować. Może nieco brakuje w nim większej dozy refleksji, jako przeciwwagi dla tego szalonego tempa, ale nie jest to jakaś znacząca wada. Zasadniczo bawiłem się podczas lektury dobrze i Wy pewnie też będziecie. Teraz nic tylko czekać na kolejne tomy.

Seria: X-Men. Era Apocalypse'a
Tytuł: Świt
Tom: 1
Scenariusz: Scott Labdell i inni
Rysunki: Roger Cruz i inni
Kolory: różni artyści
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: czerwiec 2020
Liczba stron: 280
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66589-08-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 13. 07. 2020).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz