sobota, 11 lipca 2020

New X-Men. Tom 2: Piekło na Ziemi - Recenzja

Grant Morrison słynie z tego, że w prowadzonych przez siebie seriach lubi „zamieszać”. Jego pomysły bywają trafione w większym lub mniejszym stopniu, nie można mu jednak odmówić jednego – jest to autor poszukujący, który nawet w nurcie tak wyeksploatowanym, jak superhero próbuje zaserwować coś świeżego. Jedna z bardziej znanych serii pisanych przez Szkota, „New X-Men”, w końcu doczekała się bardziej kompletnego polskiego wydania (choć do zaprezentowania całości jeszcze trochę pozostało), wydaje się jednak, że inicjatywa zostanie dociągnięta do końca. Taki stan rzeczy cieszy, choć akurat tom drugi, jakkolwiek dobry, niczym specjalnym nie olśniewa.

Profesor Xavier jest uwięziony w cudzym ciele i pogrążony w śpiączce. Choć wiedzą o tym jego X-Meni, to niestety władcy Imperium Shi'Ar nie są tego faktu świadomi. A to właśnie pod ich opiekę uciekła okupująca obecnie ciało Profesora X jego zła siostra. Cassandra Nova wykorzystuje swoje moce, by skierować gniew galaktycznego imperium w stronę mutantów. To nie koniec problemów, z jakimi będą musieli zmierzyć się bohaterowie. Na horyzoncie pojawia się potężny mutant, którego intencje są bardzo niejasne. Choć nie występuje otwarcie przeciwko X-Menom, nie jest kimś, komu można łatwo zaufać.

Cassandra Nova to jedna z najciekawszych antagonistów w historii zmutowanej grupy. Już samo odwrócenie cech Charlesa Xaviera okazało się dobrym pomysłem, a Morrison tylko uwypukla wiążący tę dwójkę węzeł, co jest warte uwagi, ponieważ pokazuje, że człowiek bardzo boi się tego, w co może się przeobrazić, jeśli zacznie się kierować nieodpowiednimi pobudkami. Nova jest dla Profesora X właśnie tym, zobrazowaniem, co może się stać, jeśli moce podobne do tych, które sam posiada, dostaną się w ręce osoby całkowicie wypaczonej, niepotrafiącej odnaleźć w sobie nawet krztyny empatii i miłości do drugiego człowieka. Na pierwszy rzut oka cechy bliźniaczki Xaviera wydają się być mocno przerysowane, jednak Morrison to zbyt duży wyjadacz, by dał się ponieść wizji „siostry samo zło” – wszystko jest na szczęście dobrze wyważone.

Trochę rozczarowuje jednak fabuła tego segmentu albumu, który kontynuuje wątek z Imperium Shi'Ar i Cassandra Novą. W tym konkretnym przypadku scenarzysta nie daje nam niczego szczególnie porywającego. Nie znaczy to jednak, że jest źle, na kolejnych kartach znajdziemy sporo akcji, która jest całkiem angażująca, ale to właściwie tyle – całość jest po prostu nieźle skrojoną space operą, która nie skupia się specjalnie na bohaterach. Co jak co, ale trochę brakuje tu tej Morrisonowej ręki, która z opowieści dość standardowej jest w stanie wykrzesać coś więcej, czarując czytelnika jakimś nieszablonowym motywem.

Ciekawsze rzeczy dzieją się za to w drugiej połowie albumu. W pewnym momencie Morrison przypomniał sobie chyba, że ma do czynienia z galerią bardzo ciekawych osobowości, bo trochę bardziej skupił się na bohaterach. Uwagę zwraca na przykład napięcie między Jean a Scottem, co skutkuje świetnymi scenami telepatycznej terapii, w której udział bierze ten drugi i Emma Frost. Autor wraca też do arcyciekawego projektu wykorzystania mutantów do stworzenia superżołnierza. I jak Wolverine był Bronią X, tak tym razem mamy do czynienia z Bronią XIII. Wątek będzie prawdopodobnie kontynuowany w kolejnych tomach i wydaje się, że może stanowić jeden z ich najjaśniejszych punktów.

Niestety, warstwa graficzna albumu po raz kolejny stworzona została przez kilku artystów. Pół biedy, kiedy plastycy rysują podobnie, tutaj jednak rozpiętość stylistyczna jest raczej spora. Rysunki same w sobie nie są złe, ale powyższy stan rzeczy może utrudnić niektórym czytelnikom płynny odbiór kolejnych zeszytów, zwłaszcza gdy nagle dość drastycznie zmienia się wizerunek protagonistów (najbardziej widać to chyba na przykładzie Angel, rysowanej najpierw przez Quitely'ego, a później Kordeya, która w obu odsłonach wydaje się być zupełnie inną postacią). Specjalnie zadowoleni nie będą też fani lubiący po lekturze zerknąć na proces twórczy – dodatki są nader mikre, zamykają się łącznie ledwie na trzech stronach.

Choć drugi tom zbierający zeszyty „New X-men” pisane przez Granta Morrisona stoi na nieco niższym poziomie niż ten oznaczony cyfrą „jeden”, to i tak jest to rozrywka satysfakcjonująca. Lektura przynosi sporo zabawy, chociaż trochę brakuje tu motywów nieco bardziej niekonwencjonalnych, do jakich szkocki scenarzysta przyzwyczaił nas za sprawą swoich innych projektów. Tak czy inaczej, run Morrisona stanowi jeden z jaśniejszych punktów w historii różnych wcieleń drużyny ze znaczkiem „X” na uniformach, co, mam nadzieję, potwierdzą kolejne tomy.

Seria: New X-Men
Tom: 2
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quitely i inni
Kolory: Hi-Fi Design i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: New X-Men #122-133
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: maj 2020
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
SBN: 978-83-66589-04-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 22. 06. 2020).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz