sobota, 18 lipca 2020

Conan. Miecz barbarzyńcy. Tom 1: Kult Kogi Thuna - Recenzja

Conan wydaje się być postacią raczej nieskomplikowaną. Bo kimże jest ten waleczny barbarzyńca? To mężczyzna, który nikomu się nie kłania, drogę do tego, czego chce, wyrąbuje sobie mieczem, swoje życie prowadzi zaś z honorem, jakiego brakuje niejednemu szlachetnie urodzonemu. Czy o człowieku o takiej charakterystyce można napisać oraz powiedzieć dużo i nie wyczerpać szybko tematu? Jak najbardziej! Świadczy o tym kilkadziesiąt książek z tzw. „czarnej serii” oraz kolejne komiksy. Co więcej teraz, gdy czarnowłosy bohater powrócił pod skrzydła Marvela, opowieści o nim zyskały na częstotliwości. Jednym z nowych tytułów jest pierwszy tom serii „Conan. Miecz barbarzyńcy”.

Załoga statku niewolniczego wyławia z morza półprzytomnego mężczyznę. Rozbitkiem okazuje się być młody barbarzyńca, którego ostatnim pragnieniem jest dać się sprzedać na targu niewolników. Szybka rozprawa z handlarzami żywym towarem ma jednak konsekwencje. Conan, bo tak brzmi imię wojownika, wchodzi w posiadanie tajemniczej mapy, która może doprowadzić go do wielkiego skarbu. Problem w tym, że chce go zdobyć także okrutny mag, żelazną ręką władający okolicznym miastem. Konfrontacja zbliża się wielkimi krokami.

Wszyscy wiemy, czego można się spodziewać po serii traktującej o barbarzyńcy, który nader skwapliwie częstuje swych wrogów żelazem. To akcja, walka i nieustanne zagrożenie czyhające na naszego protagonistę. To wszystko znajdziemy właśnie w pierwszej odsłonie „Miecza barbarzyńcy”. Czy ta (było nie było) przewidywalność może być jednak rozpatrywana jako wada? Absolutnie nie! Gerry Duggan naprawdę dobrze czuje ducha fantasy spod znaku miecza i magii. Nie stara się wprowadzić zbytecznych innowacji, tylko daje czytelnikowi dokładnie to, na co liczył, a jest to intensywna przygoda w starym, dobrym stylu.

Możliwe co prawda, że trochę inaczej bym śpiewał, gdyby „Kult Kogi Thuna” nie okazał się być komiksem angażującym i bardzo miłym do czytania (zwłaszcza dla kogoś lubiącego klasyczną odmianę fantasy), jednak nie da się ukryć, że ten album zwyczajnie angażuje. Jasne, fabuła jest dość prosta i nie zaskakuje zbyt wieloma odgałęzieniami, ale też nie o to w niej chodzi. Na pierwszym planie stoi bowiem pełna przemocy rozrywka, której podstawową zaletą jest właśnie ta prostota (ale nie prostackość!) przekazu, dająca nam lekturę płynną, pozwalającą na zdrowy relaks, bez rozpatrywania skomplikowanych moralnych dylematów męczących bohaterów. Taka rozrywka też jest czasem potrzebna, bo nie samymi ambitnymi powieściami graficznymi żyje komiksiarz.

Przyznaję, że nieco zabrakło mi w omawianym albumie motywów, nazwijmy je, romantycznych. Chodzi, rzecz jasna, o romantyzm w stylu Conana, polegający na emanowaniu pierwotną męską siłą, jakiej nie może oprzeć się żadna niewiasta, w której to relacji nie ma miejsca na wyrafinowanie, a na pierwszym planie stoi zwierzęca żądza. Ten swoisty seksizm (bo tak to jednak trzeba nazwać) to cecha charakterystyczna dla podejścia protagonisty do świata i głupotą jest obrażanie się na taki stan rzeczy – mam jedynie nadzieję, że rak politycznej poprawności nie zacznie toczyć „Conana” i w kolejnych tomach uświadczymy kilka ciekawych relacji damsko-męskich.

Rysunki nie są w „Kulcie Kogi Thuna” szczególnie wyrafinowane. Jednak czy to jakiś problem, skoro doskonale pasują do konwencji heroic fantasy? Jasne, że nie! Grubo ciosane postacie, bardzo wyraźne kontury, czasami też niezbyt dokładne ilustracje – to wszystko jest zaskakująco miłe dla oka i różni się od sterylnych komputerowych kadrów, sprawiając, że na warstwę graficzną tego albumu po prostu dobrze się patrzy. Ron Garney nie jest nowatorski – swoje prace prezentuje zazwyczaj w obrębie różnej wielkości kwadratów i ten tradycjonalizm okazuje się naprawdę dobrym wyborem.

Po powrocie do Marvela „Savage Sword of Conan” notuje naprawdę bardzo udany start. „Kult Kogi Thuna” nie jest co prawda komiksem wiekopomnym, o którym będziemy doskonale pamiętali za kilka lat, nie zmienia to jednak faktu, że na jego kartach dostajemy bardzo dużo przedniej, nieskomplikowanej rozrywki, która potrafi zaangażować. O to właśnie w tej serii, przynajmniej moim zdaniem, chodzi, dlatego też jestem ukontentowany lekturą i liczę, że kolejne tomy będą stały na podobnym poziomie. Brakowało w Polsce dobrej, nowej serii fantasy, ale chyba w końcu ją dostaliśmy. Potwierdzenia tego stanu rzeczy będę wypatrywał w kolejnych albumach.

Tytuł: Kult Kogi Thuna
Seria: Conan. Miecz Barbarzyńcy
Tom: 1
Scenariusz: Gerry Duggan
Rysunki: Ron Garney
Kolory: Richard Isanove
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Tytuł oryginału: Savage Sword of Conan: The Cult of Koga Thun
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: maj 2020
Liczba stron: 128
Oprawa: miękka
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-9828-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 24. 06. 2020).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz