sobota, 23 maja 2020

Śpioch. Tom 1 - Recenzja

Duet Brubaker/Phillips znany jest polskiemu czytelnikowi między innymi za sprawą tak znakomitych tytułów, jak „Criminal”, „Fatale” czy „Zaćmienie”. Przez lata wspólnej pracy obaj twórcy doskonale się dotarli, dzięki czemu ich najnowsze prace sprawiają wrażenie pisanych (i rysowanych) bez najmniejszego trudu, i mimo dość ciężkiej tematyki (przynajmniej dla komiksiarzy konsumujących głównie superbohaterszczyznę), są fascynujące i w porywający sposób złożone. Ich współpraca zaczęła się w uniwersum Wildstorm, czyli imprincie Uniwersum DC, a efektem okazał się soczysty, mroczny kryminał.

Egmontowe wydanie „Śpiocha” zawiera dwie historie. Sześciozeszytowe „Na celowniku”, umieszczone tu jako prolog głównej składowej albumu, jest sensacyjną opowieścią szpiegowską, która traktuje o perypetiach Griftera – człowieka współpracującego z szefem jednej z tajnych agencji, niejakim Johnem Lynchem. Gdy ten drugi zostaje postrzelony, Grifter musi pilnie znaleźć odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Sam „Śpioch” to z kolei historia traktująca o podwójnym agencie, Holdenie Carverze. Ma on zinfiltrować organizację przestępczą, której przewodzi niejaki Tao. Problemem może być jednak to, ze Carver nie będzie jak miał wrócić do swojego życia – jedyna osoba, która wiedziała, że jest podwójnym agentem, to pogrążony w śpiączce Lynch. Dla reszty Holden to zdrajca. A dla tych kara jest jedna – śmierć.

Pierwsza składowa tego opasłego albumu, choć w oczach wielu czytelników stanowić będzie rozgrzewkę przed daniem głównym, a Brubaker zarysowuje w niej wątki oraz rozmieszcza pionki i figury na szachownicy, nie jest wcale żadnym zapychaczem ani sztucznym podniesieniem objętości całego tomu. „Na celowniku” samo w sobie jest bowiem intrygującą opowieścią, w której motywy szpiegowskie płynnie mieszają się z sensacją. Podejrzewam co prawda, że większa frajdę z lektury będą mieli czytelnicy lepiej zaznajomieni z uniwersum Wildstorm niż ja, mimo tego jednak fabuła jest na tyle angażująca, że nikt nie powinien narzekać na jakość tej historii. Poza tym Brubakerowi udało się wykreować interesującego głównego bohatera, którego cynizm i charyzma skutecznie przykuwają uwagę.

Nie ma co gadać, jakkolwiek „Na celowniku” jest opowieścią udaną, to jeszcze lepsza w zbiorczym wydaniu „Śpiocha” okazała się historia tytułowa. Jej podstawową zaletą jest bardzo dobry (choć wcale nie oryginalny) pomysł wyjściowy i intrygujące rozwinięcie całego konceptu. Fabuły pełne spisków i agentów muszą być przede wszystkim dobrze rozpisane, w innym przypadku bardzo łatwo przedobrzyć i zamiast projektu ambitnego dostarczyć odbiorcy produkt zbyt odrealniony, by mógł zaintrygować. Żeby dobrze zobrazować tę myśl, podam dwa tytuły filmowe – pierwszą i drugą odsłonę „Mission: Impossible” – tutaj jak na dłoni widać różnicę, o której pisałem wyżej. „Śpioch” należy na szczęście do tej grupy, w której proporcje między intrygą, akcją i budowaniem postaci są doskonale wyważone.

Istotnym elementem dla ogólnego odbioru „Śpiocha” była udana kreacja głównego bohatera. Na szczęście ten element wypadł bardzo dobrze – Holden Carver od samego początku intryguje. Brubaker przedstawia go jako postczłowieka, postać obdarzoną pewnymi specjalnymi mocami (takich osób jest zresztą w uniwersum Wildstorm więcej). Początkowo nie byłem do końca przekonany do tego konceptu, bo elementy stricte trykociarskie pasowały mi do opowieści szpiegowskiej jak pięść do nosa, szybko okazało się jednak, ze autor doskonale połączył te motywy, co nie tylko nie przyniosło całej intrydze absolutnie żadnej szkody, ale dodatkowo ją wzbogaciło. Okazało się, że taki pozornie niemogący zagrać mix gatunkowy wypadł w praktyce niezwykle przekonująco.

Wszyscy wiemy, czego można spodziewać się po Seanie Phillipsie. Krótko mówiąc – najwyższej klasy rzemiosła. Taki jest z pewnością obraz jego współczesnych prac, a jak wygląda Phillips sprzed prawie dwóch dekad? Podobnie. Na tyle podobnie, że ci czytelnicy, którym spodobała się warstwa wizualna chociażby takiego „Criminal”, poczują się jak w domu. Jest tu i realizm, i brud świata przedstawionego, a kolory są najczęściej dość przytłumione. Swoje robi też konwencjonalne kadrowanie, co nadaje całości lekkiego retro sznytu. Inaczej rysuje za to Colin Wilson, który pracował przy „Na celowniku”. Jego styl jest bardziej rysunkowy i efekciarski, co w mojej opinii nie do końca pasuje do historii oddziałującej na czytelnika głównie klimatem, a nie akcją.

Mimo prawie dwudziestu lat na karku pierwsza wspólna praca Eda Brubakera i Seana Phillipsa oparła się próbie czasu. W „Śpiochu” nawet przez moment nie czuć żadnej anachroniczności – tyczy się to zarówno techniki prowadzenia historii, jak i kreacji świata przedstawionego (a wiadomo – dwie dekady to w przemyśle szpiegowskim kawał czasu). W toku lektury nie widać też tego, że opowieść osadzono w większym uniwersum – dla mnie jest to akurat spora zaleta, bo nie muszę wyłapywać jakichś konkretnych nawiązań do innych tytułów czy bohaterów (nie wiem, być może takowe tu występują, jednak mój przykład świadczy o tym, że jeśli się ich nie dostrzeże, to lektura nadal będzie bardzo satysfakcjonująca). Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na tom numer dwa – a ten zapowiada się naprawdę wybornie!

Tytuł: Śpioch
Tom: 1
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Sean Phillips
Kolory: Tony Avina, Janet Gale, Randy Mayor
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Tytuł oryginału: Sleeper Book One
Wydawnictwo: Egmont Polska
Wydawca oryginału: Wildstorm (DC Comics)
Data wydania: luty 2020
Liczba stron: 424
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-9847-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 25. 03. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz