piątek, 22 maja 2020

Odrodzenie. Tom 7: Naprzód! - Recenzja

Od samego początku „Odrodzenie” było komiksem intrygującym. Tematyka, która na pierwszy rzut oka wydawała się sztampowa, okazała się naprawdę interesująca, potrzeba było jednak do tego solidnego komiksowego fachury. Motywy, wydawałoby się, mocno ograne, Tim Seeley zaprezentował w taki sposób, że lektura robiła się coraz bardziej satysfakcjonująca wraz z każdym kolejnym tomem. Początkowe odsłony serii były jeszcze mocno enigmatyczne i nie ułatwiały orientacji w zależnościach między bohaterami. Jednak wraz z rozwojem wydarzeń wszystko stawało się coraz bardziej klarowne. I jakkolwiek kilka ważnych odpowiedzi autor zostawił sobie na finał, to tuż przed nim nadal jest bardzo dobrze.

Dana i Martha Cypress są wyjęte spod prawa i ścigane. Obie chcą dowiedzieć się, kto odpowiada za śmierć Marthy i wymierzyć tej osobie sprawiedliwość. Z kolei w ośrodku dla odrodzonych nie dzieje się zbyt dobrze – niektórzy podopieczni buntują się przeciwko przymusowej niewoli i tylko kwestią czasu wydaje się być nadciągnięcie nad placówkę poważnych problemów. Czy sytuację da się jeszcze opanować? Nawet jeśli tak, potrzebne będą do tego naprawdę spore siły.

„Naprzód!” nie tylko utrzymuje wysoki poziom serii, ale znacząco przyspiesza akcję. Nie ma się czemu dziwić – to wszak przedostatni tom i podobne manewry są całkowicie uzasadnione. W tym konkretnym przypadku sprawia to, że całość jest zdecydowanie bardziej sensacyjna. Nie to, żeby poprzednim tomom brakowało rozrywkowego sznytu, tym razem po prostu jest to element szczególnie mocno widoczny. Służy temu kilka wątków, spośród których jeden może wydać się nieco kontrowersyjny. Mowa tu o postaci ukrywającej się wśród Amiszów – byłej najemniczce, wykazującej wiele talentów ninja. Brzmi nieco „od czapy”, prawda? I takie też jest, bo w sumie wątek bierze się nie wiadomo skąd i nieszczególnie przekonuje. Na szczęście to chyba jedyny taki zgrzyt w siódmej odsłonie „Odrodzenia”.

W tym tomie poznajemy nieco bliżej osobę zarządzająca kwarantanną Wausau, generał Louise Cale. To ciekawy pomysł, bo w serii trwającej tak długo, jak „Odrodzenie”, potrzebne są także inni interesujący bohaterowie, pierwszoplanowe postaci zdążyliśmy do tej pory poznać naprawdę dobrze. Rzecz jasna nadal nie brakuje tu obu kobiet z rodu Cypress, ale nie stoją one aż tak bardzo na froncie wydarzeń, jak wcześniej. A wracając do pani Cale – Seeley zaprezentował ją w naprawdę ciekawy sposób, bo z jednej strony pokazana jest jako bezduszna zarządzająca ośrodkiem dla odrodzonych, która nie cofnie się nawet przed ich odczłowieczeniem, byle tylko osiągnąć wyznaczony odgórnie cel, z drugiej zaś kilka scen sugeruje, że jest kochającą żoną swojej żony oraz matką. To ciekawy dysonans, automatycznie przywodzący na myśl praktyki nazistów.

Warto zwrócić uwagę, że autor nawet na końcowym etapie serii stara się wprowadzić jakieś innowacje i urozmaicenia. Takową jest na przykład zaprezentowanie w jednym z zeszytów plansz pokazujących jak według kolejnych bohaterów miało wyglądać ich życie i zestawienie tych scen z tym, jak potoczyło się ono naprawdę. Kontrast każdorazowo jest uderzający. Na plus zaliczyć można także motyw białych zjaw pałętających się w okolicy Wausau, powiązanych z odrodzonymi – teraz właściwie wiemy, czym one są i trzeba przyznać, że pomysł na ich genezę, choć wcale nie odkrywczy, jest naprawdę udany.

Kreska Mike'a Nortona nie straciła nic ze swojej ostrości. Rysunki są takie jak wcześniej, czyli wyraziste, realistyczne i miłe dla oka. Mnie podobają się zwłaszcza w momentach zbliżenia twarzy, dobrze oddających emocje przeżywane przez bohaterów. Nie znałem prac tego artysty przed rozpoczęciem lektury „Odrodzenia”, tak teraz wiem na pewno, że jego nazwisko w przyszłości będzie dla mnie magnesem i jeśli zobaczę je na okładce jakiegoś komiksu, szanse, że zechcę go przeczytać, będą duże.

Zakończenie „Odrodzenia” widać już na horyzoncie. Przygotowanie gruntu pod wielki finał przeprowadzono w sposób udany – nic nie zostało do końca wyjaśnione, a wydarzenia mogą się potoczyć w każdym kierunku. Nie podejmę się zgadywania, czego możemy spodziewać się w tomie numer osiem, jeśli jednak utrzyma on poziom „Naprzód!”, będę naprawdę zadowolony. Nie wyobrażam sobie zresztą, że możliwe byłoby już zatarcie dobrego wrażenia, jakie mam po lekturze dotychczasowych tomów „Odrodzenia”. Z tym większą ciekawością czekam na postawienie przez Seeleya „kropki na i”.

Tytuł: Naprzód!
Seria: Odrodzenie
Tom: 7
Scenariusz: Tim Seeley
Rysunki: Mike Norton
Kolory: Mark Englert
Tłumaczenie: Bartosz Musiał
Tytuł oryginału: Revival Volume 7 – Forward
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: luty 2020
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66460-43-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 17. 03. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz