czwartek, 7 maja 2020

Czarny Młot. Era Kwantowa - Recenzja

Świat Czarnego Młota już teraz jest bardzo bogaty. Regularna seria liczy trzy tomy, a do tego mamy kilka albumów pobocznych. Jednym z nich jest właśnie „Era kwantowa”. Do tej pory Lemire'owi nie brakowało pomysłów, żeby ciągnąć tę historię i regularnie rozbudowywać ją o nowe podrozdziały – wszystko było bardzo świeże i jakkolwiek w kolejnych komiksach sporo czerpał z nurtu superhero, to prezentował zupełnie inną wizję niż ta znana z tytułów bardziej mainstreamowych. Najnowsza odsłona cyklu to zarówno spin-off, jak i sequel oryginalnego „Czarnego Młota”, połączenie na pierwszy rzut oka nieco karkołomne.

Sto lat po wydarzeniach przedstawionych w „Czarnym Młocie” ludzkość żyje pod jarzmem okrutnego tyrana. Despota rządzi twardą ręką i nie pozwala na integrację z obcymi rasami. W tym ponurym świecie młody Marsjanin stara się ponownie powołać do życia tak zwaną Kwantową Ligę – grupę superbohaterów, która może wszystko zmienić. Niebagatelną rolę w tym przedsięwzięciu mogą odegrać dawni herosi, bo jak się okazuje, nie wszyscy zniknęli jeszcze z tego świata.

Lemire niby prezentuje nam tym razem zupełnie nową opowieść, ale nadal występuje w niej wiele elementów, które łączą ją z głównym cyklem. Jednym z nich są na przykład bohaterowie. Ci których poznaliśmy w „Czarnym Młocie” są tu albo wspominani, albo pojawiają się we własnych osobach. Z jednej strony to rozbudzanie sentymentu czytelnika, z drugiej jednak każdy taki, nazwijmy go, gościnny występ, okazuje się fabularnie uzasadniony i interesujący. Dlatego nie ma większego sensu narzekać na wykorzystywanie postaci, które już znamy – są one, i to bez cienia przesady, kluczowym elementem „Ery kwantowej”. Zastanawia mnie tylko czy pojawienie się w omawianym tytule konkretnych osób nie jest samo w sobie lekkim spoilerem względem wciąż niedokończonej głównej linii fabularnej – bo skoro akcja dzieje się w przyszłości, to chyba znaczy, że wiemy już, kto przeżył wcześniejsze wydarzenia?

„Era kwantowa” w pewnym stopniu stanowi powtórkę z rozrywki. Ponownie mamy tu bowiem drużynę superbohaterów, którzy muszą walczyć ze złem, ponownie też powstanie tej ekipy nie jest wcale łatwe. Istnieje jednak pewna zasadnicza różnica – w „Czarnym Młocie” poznaliśmy wszystkich już po potyczce z Antybogiem, kiedy jako rezydenci Farmy byli ludźmi w znacznym stopniu zgorzkniałymi. Bohaterowie tego komiksu też mają za sobą trudne doświadczenia, ale wciąż nie brakuje im swego rodzaju optymizmu i zapału do wypełniania misji, której kiedyś się podjęli. Patrzą na świat zdecydowanie bardziej altruistycznie, nawet jeśli czasami trzeba ich do tego altruizmu lekko popchnąć. Lemire wykorzystuje więc motywy, które eksploatował wcześniej, ale robi to naprawdę twórczo, poddając je małym, ale też nader znaczącym modyfikacjom.

Nie we wszystkim należy „Erę kwantową” chwalić. Nieco lepiej mogłyby zostać zarysowane charaktery kolejnych bohaterów. Na kartach tego komiksu pojawia się naprawdę dużo nowych postaci, jednak Lemire nie skupia się na nich w wystarczającym stopniu. W efekcie lepiej wypadają występy oryginalnej drużyny Czarnego Młota niż przygody nowej ekipy. Co jak co, ale sytuacja, w której bohaterowie pierwszoplanowi stoją w cieniu drugoplanowych nie była chyba tym, co sobie autor zamierzył.

Wilfredo Torres ma bardzo przejrzysty styl. Jego kreska jest niesamowicie miła dla oka, a jej idealnym określeniem będzie słowo „gładka”. Jako że „Era kwantowa” to na dobrą sprawę efektowna space opera, artysta pasuje tu jak ulał. Kolejne kadry są ponadto wypełnione dość jaskrawymi kolorami, co nadaje rysunkom sporą wyrazistość. Warto jeszcze dodać, że całość jest namalowana w bardzo dynamicznym stylu, co naprawdę sprzyja lekturze, bo sama fabuła także toczy się w szybkim tempie.

Najnowszy komiks osadzony w uniwersum „Czarnego Młota” jest tytułem dobrym, aczkolwiek z wydanych dotąd albumów prezentuje się mimo wszystko najmniej ciekawie. Jego główną zaletą jest szybka i dość angażująca akcja oraz kilka ważnych pytań, które Lemire stawia w toku fabuły. Lepiej wypadły jednak inne spin-offy, na czele z fenomenalnym „Doktorem Starem”. Fani serii będą z pewnością usatysfakcjonowani, ale też świadomi faktu, że Jeffa Lemire'a stać na nieco więcej. Podejrzewam zresztą, że już za momencik to „więcej” otrzymamy, bo kolejne komiksy z tego uniwersum są już w drodze na nasze półki.

Tytuł: Era kwantowa
Seria: Czarny Młot
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Wilfredo Torres
Kolory: Dave Stewart
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Quantum Age
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Books
Data wydania: grudzień 2019
Liczba stron: 176
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-9785-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 18. 02. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz