piątek, 10 kwietnia 2020

Ex Machina. Tom 5 - Recenzja

Kolejna ambitna seria z Vertigo dobiegła końca. Na przestrzeni czterech albumów zbiorczych „Ex Machina” dostarczyła nam dużo dobrego. To połączenie thrillera, science fiction, opowieści o superbohaterze i historii politycznej wydaje się jedyne w swoim rodzaju – ja przynajmniej nie znam drugiej takiej mieszanki, która choć na pierwszy rzut oka jest wyjątkowo dziwna, to jednak mocno angażuje, a każdy jej element okazuje się idealnie dopasowany. Wcześniej nie do końca było jednak wiadomo, dokąd konkretnie ta seria zmierza. Teraz mamy okazję poznać w końcu odpowiedź na to pytanie.

Mitchell Hundred, burmistrz Nowego Jorku, podejmuje ważną decyzję dotyczącą swojej politycznej przyszłości. Plany muszą jednak poczekać, bo nadal trzeba zająć się problemami codzienności, i to zarówno tymi dotyczącymi ludności miasta, jak i samego siebie – w końcu bowiem daje o sobie znać przeszłość i superbohaterski okres w jego życiu. Na jaw wychodzą fakty, które mogą rzucić światło na to, skąd właściwie pochodzą moce Hundreda i czy ich źródło może być zagrożeniem dla miasta i dla całego świata.

Początek piątej odsłony „Ex Machiny” to jak spotkanie ze starym znajomym. W pierwszym i drugim rozdziale dostajemy dokładnie to, co od początku stanowi o sile tej serii – historię wykorzystującą politykę i motywy ważne dla współczesnego społeczeństwa. Tym razem na pierwszym planie stoi między innymi ekologia. Vaughan pokazuje, że to zagadnienie może być niezwykle istotne dla wielu ludzi, którym leży na sercu dobro naszej planety, ale nie zapomina przy tym, jak blisko idealizmu znajduje się radykalizm. Kolejna rzecz dzieląca społeczeństwo, która zostaje tu przedstawiona, to antykoncepcja (w postaci pigułki „dzień po”, która, żeby oddać sprawiedliwość, często nie jest w ogóle uznawana za antykoncepcję, tylko za środek wczesnoporonny) – ponownie nie ma tu uciekania się do ostatecznych odpowiedzi, Vaughan sprytnie lawiruje między argumentami w taki sposób, by ostatecznie nie zdradzić własnych poglądów, problem jednak sygnalizuje w sposób oczywisty.

Autor powraca też do dawnych antagonistów Potężnej Maszyny – w retrospekcjach pojawia się tu Pherson, którego zdolności komunikowania się ze zwierzętami niepokojąco przypominają to, co robi Hundred z maszynami. Te sceny stanowią szykowanie gruntu do tego, co dostajemy w drugiej części albumu, czyli odsłaniania kolejnych fabularnych kart. Powoli ze wszystkich scen, zarówno tych mających miejsce w przeszłości, jak i rozgrywających się obecnie, zaczyna się wyłaniać większy obraz. I trzeba przyznać, że jest on naprawdę bardzo ciekawy i nieco inny, niż można się było spodziewać, zahacza bowiem subtelnie o kosmiczną grozę i wykorzystuje motyw innych wymiarów, mogących mieć wpływ na naszą rzeczywistość.

W zakończeniu „Ex Machiny” zaskakuje niejednoznaczność. Jakkolwiek zawsze wiedzieliśmy, że Hundred nie zdobyłby stanowiska burmistrza Nowego Jorku, gdyby był niepoprawnym altruistą i zawsze grał według reguł, to kilka razy dobitnie zostaje nam przypomniane, że jest politykiem, a ci kłamią i oszukują, a czasami potrafią dopuścić się jeszcze gorszych czynów. Motywacją może być potrzebna do pozostania przy korycie lub utrzymania władzy (która, jak wiadomo, upaja), może nią być też bardziej szlachetna chęć podjęcia decyzji uważanych za słuszne, z którymi jednak nie zawsze muszą się zgadzać inni. Wtedy właśnie pojawia się pytanie, czy jeden człowiek może arbitralnie decydować za innych i kiedy dokładnie można mówić o nadużyciu władzy? Vaughan nie idzie na łatwiznę, a niektóre udzielone przez niegoodpowiedzi są mało przyjemne, ale zarazem bardzo życiowe, co sprawia, ze „Ex Machina” okazuje się jeszcze bardziej wiarygodna.

Cóż to się stało, że w ostatnim tomie zmieniono koncept okładki? W końcu wygląda sensownie i nareszcie nie jest „napaćkana” tak jak wcześniej, co nie powiem, cieszy, bo do tej pory trochę mnie bolało, że tak świetną serię zamknięto w nie najpiękniejszych coverach. Tony Harris w środku rysuje wspaniale, ale okładki to jednak nie jego specjalność. A co do zawartości – w piątym tomie serii wydaje się, że rysownik jest jeszcze bardziej realistyczny. Zawsze ceniłem sobie taki styl, więc zaproponowane rozwiązanie jest dla mnie więcej niż zadowalające.

Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu podejdzie zaproponowana przez Vaughana konwencja i spory nacisk położony na politykę oraz kwestie społeczno-kulturowe, dla mnie jednak „Ex Machina” jest jedną z najlepszych wydanych ostatnimi czasy w Polsce serii komiksowych przeznaczonych dla dojrzałego czytelnika. Nie ma w niej taniego moralizatorstwa, nie ma bezmyślnej akcji – zamiast tego dostajemy opowieść, która jest wiarygodna i angażująca nawet w momentach, kiedy do gry wchodzą wątki science fiction. Szkoda, że to już koniec, ale z drugiej strony twórcy schodzą ze sceny niepokonani.

Seria: Ex Machina
Tom: 5
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Tony Harris, John Paul Leon
Kolory: JD Mettler
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Tytuł oryginału: Ex Machina Book Five
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Vertigo (DC Comics)
Data wydania: październik 2019
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-4146-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, obecnie dostępnym w sieci na profilu facebookowym. Tekst ukazał się 28. 01. 2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz