niedziela, 8 marca 2020

Dom Szeptów. Tom 1: Moc podzielona - Recenzja

Okołosandmanowe serie rozpoczęły się na dobre. Na start dostaliśmy krótki wstępniak, czyli „Sandman Uniwersum”, który zarysowywał poszczególne wątki mające być kontynuowane w czterech osobnych cyklach. Pierwszy z nich, „Śnienie”, pozostawił po sobie naprawdę dobre wrażenie i zaostrzył apetyt na więcej. Teraz przyszedł czas na drugi. „Dom Szeptów” z samym „Sandmanem” powiązany jest raczej luźno, ale przecież nie stoi to na przeszkodzie, by komiks sam w sobie był udany. Sprawdźmy czy twórcom udało się zaprezentować opowieść potrafiącą zainteresować czytelnika.

W trakcie zabawy w głuchy telefon cztery dziewczyny przywołują przypadkiem duchową zarazę. Jej skutkiem jest wysłanie dusz ofiar wprost do Śnienia, podczas gdy na Ziemi pozostają skorupy bez duszy. Zaraza się rozprzestrzenia, tymczasem dom bogini miłości, wielbionej przez wyznawców voodoo Erzulie Fredy Dahomey, zostaje z niewiadomych przyczyn przeniesiony przez tajemniczą szczelinę prosto do Krainy Snów. Przywrócenie porządku będzie bardzo trudne, ale od powodzenia tego przedsięwzięcia zależeć może powrót wyrwanych z ciał dusz do pierwotnych naczyń.

Jak widać już po blurbie, fabuła „Domu Szeptów” bazuje na motywach voodoo. Powszechnie wiadomo, ze jest to religia ze wszech miar specyficzna oraz enigmatyczna – jestem w stanie wyobrazić sobie, że już na samym wstępie niektórzy odbiorcy będę nieco skonfudowani zaprezentowaną tu liczbą bóstw i różnych rytuałów. A trzeba uczciwie przyznać, że nie wszystko jest przedstawione odpowiednio jasno, by zainteresować. Nalo Hopkinson próbuje ująć wszystko w przystępne ramy, ale nie potrafi sprostać wyzwaniu i na znacznej przestrzeni albumu zawodzi na kilku różnych płaszczyznach.

„Moc podzielona” jest przede wszystkim bardzo chaotyczna. Główna linia fabularna jest rozwodniona na kilka mało angażujących wątków. Większości z nich brakuje dramaturgii, a to dosyć poważna wada w komiksie, było nie było, rozrywkowym. Autorce trzeba oddać – stara się jak może. Wprowadziła na scenę nowych bohaterów, co miało być powiewem świeżości i pewnym oderwaniem od postaci już fanom znanych. Żeby taki manewr zadziałał, nowi protagoniści muszą być jednak w jakikolwiek sposób interesujący, a tak niestety nie jest – dwie główne ludzkie bohaterki wyróżniają się chyba tylko tym, że są homoseksualne, poza tym mają w sobie tyle charyzmy co kot napłakał. Zostawmy jednak na boku kwestię LGBT (bo choć widać, że scenarzystka kładzie na nią duży nacisk, to nie ma to jednak większego znaczenia dla samej fabuły, to dodatek, czy jak kto woli, ozdobnik), ale postacie są zwyczajnie nudne. W ich perypetiach nie czuć emocji. Zagrożenie niby jest wszechobecne, ale wiarygodność emocjonalna protagonistów leży i kwiczy. Bardzo trudno było mi przejąć się losem którejkolwiek z postaci, co nie świadczy najlepiej o strukturze tej opowieści.

Dosyć wyraźnie czuć w „Mocy podzielonej” nawiązania do twórczości Neila Gaimana, ale tej książkowej, spod znaku „Amerykańskich Bogów”. Idea czerpania mocy i energii życiowej przez Bogów ze swoich wyznawców i zależna od wiary tych drugich otrzymana siła jest cechą charakterystyczną tej słynnej powieści. Hopkinson adaptuje ją na karty swojego komiksu i wykorzystuje ten motyw dosyć sprawnie, co nie zmienia faktu, że jest on dość odtwórczy. Na pewną uwagę zasługuje z kolei autorski pomysł, wedle którego świat pustoszony jest przez duchową epidemię, skutkującą porzuceniem ciał przez dusze, czyli nic innego jak wariacja na temat zombie. Jakkolwiek wątek jest prowadzony bardzo chaotycznie, to sama zawarta w nim myśl przewodnia jest interesująca.

Całość narysowana jest sprawną ręką – to widać na pierwszy rzut oka. Na niektórych planszach, przynajmniej jak na mój gust, robi się jednak zbyt jaskrawo, krzykliwie i jarmarcznie, ale też taka bywa często warstwa wierzchnia voodoo i związana z tymi wierzeniami otoczka. Osobiście wolę nieco bardziej stonowany styl, a gdy już mówimy o wizualnej ekstrawagancji, trafiają do mnie odjazdy zupełnie innego typu. Jednak co kto lubi – fuszerki tu na pewno nie ma, po prostu ilustracje nie trafią do każdego odbiorcy.

Drugi cykl rozpoczęty w ramach projektu „Sandman Uniwersum” nieco studzi mój entuzjazm odnośnie całej inicjatywy. Jest to album wyraźnie słabszy od „Ścieżek i wpływów”, czyli pierwszej odsłony „Śnienia”, co więcej kierunek w jakim zmierza fabuła raczej nie sprawi, że charakter całości ulegnie nagle jakiejś znaczącej zmianie. Pożyjemy, zobaczymy, na tę chwilę wydaje się jednak, że ta konkretna seria będzie raczej zapychaczem Sandmanowego świata.

Tytuł: Moc podzielona
Seria: Sandman Uniwersum. Dom Szeptów
Tom: 1
Scenariusz: Nalo Hopkinson
Rysunki: Dominike Stanton, John Rauch
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: House of Whispers Vol. 1: The Power Divided
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Vertigo
Data wydania: listopad 2019
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4295-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz