czwartek, 12 marca 2020

Batman. Biały Rycerz - Recenzja

Ostatnimi czasy jestem nieco rozczarowany komiksem superbohaterskim. W ramach gatunku coraz rzadziej powstają tytuły na tyle dobre, by złotymi zgłoskami zapisać się w historii, a większość ukazujących się rzeczy to albo intensywne, ale bezduszne eventy, albo poprawna masówka, o której zapomina się zaraz po zakończeniu lektury. Od tej reguły znajdzie się, rzecz jasna, kilka wyjątków (chociażby rewelacyjny „Batman. Mroczne odbicie” od DC, czy przejmujący marvelowski „Vision”), ale najczęściej kolejne serie nie przynoszą niczego godnego zapamiętania, a po nieco bardziej ambitne projekty trzeba sięgać gdzieś obok. Wydaje się, że nowa inicjatywa DC Comics, czyli DC Black Label, ma ambicje, by ułatwić znajdowanie perełek wśród powieści graficznych. 

W Gotham dochodzi do bezprecedensowego wydarzenia – Joker wychodzi z wieloletniego szaleństwa i staje się normalnym obywatelem miasta. Co więcej, Jack Napier, bo tak teraz przedstawia się Książę Zbrodni, ma pomysł jak naprawić Gotham City i wyleczyć miasto z wszechobecnej korupcji. W przemianę swojego arcywroga nie wierzy jednak Batman, który ze wszystkich sił stara się udowodnić, że całe wydarzenie jest jedną wielką mistyfikacją. Kto ma rację? Czy jest możliwe, by Joker faktycznie został wyleczony ze swojej morderczej manii?

Zacznijmy może od szybkiego nakreślenia celów przyświecających DC Black Label. Ten imprint został założony z jasnymi założeniami – w jego ramach mają się ukazywać komiksy przeznaczone dla czytelnika dojrzalszego, nieco bardziej wyrobionego, który wymaga więcej, aniżeli zaledwie bezmyślnej łupaniny. Inicjatywa godna pochwały, choć w żaden sposób nie innowacyjna – wszyscy wszak dobrze kojarzymy chociażby Vertigo czy Marvel Max – oba te szyldy wydawały tytuły utrzymane właśnie w poważniejszym tonie. Chęci chęciami, kwestia jak dana rzecz wychodzi w praktyce. 

Początek jest bardzo obiecujący – to trzeba Murphy'emu oddać. Gdyby w istniejącym mieście operowałby ktoś pokroju Batmana, ludzie prędzej czy później zaczęliby dostrzegać, że nie jest to do końca zdrowa sytuacja. Ten motyw był już, rzecz jasna, wykorzystywany w innych komiksach z Nietoperzem w roli głównej, lecz to w „Białym Rycerzu” ma szansę wybrzmieć z pełną siłą. Autor stara się ukazać różne skutki, powiedzmy to głośno, nielegalnej krucjaty Nietoperza, spośród których na pierwszy plan wychodzą te ekonomiczne i egzystencjalne. Obraz społeczeństwa i opinii publicznej negującej stosowane przez Batmana metody także nie jest nowy, jednak Murphy wykorzystuje go w udany sposób i daje mu okazję, żeby wybrzmiał, co pozostawia w głowie czytelnika kilka pytań o faktyczny sens poczynań herosa. 

Nie jest też oryginalny inny główny punkt omawianego tytułu – nieoczekiwana zamiana miejsc stanowi klasyczny wątek nie tylko komiksowy, ale ogólnoliteracki i nijak nie zaskakuje. Sean Murphy, co istotne, potrafi się jednak wybronić, głównie dzięki dobremu nakreśleniu charakterów poszczególnych postaci. Ciekawy jest obraz Batmana, który miota się między poczuciem obowiązku a powoli zjadającymi go problemami osobistymi. Gdy w dodatku na scenę wkracza jakoby zresocjalizowany Joker, Nietoperz z coraz większą desperacją stara się przypomnieć dotkniętym dziwną amnezją społeczeństwu i mediom kim naprawdę jest Jack Napier, co ściąga ostracyzm na samego bohatera. 

Problemem „Białego Rycerza” jest jednak jego przewidywalność, kierunek w jakim zmierza opowieść oraz fakt, że Murphy w drugiej połowie komiksu za dużo miejsca poświęcił czystej akcji, zapominając tym samym niejako o interesujących pytaniach, które zadawał we wstępie albumu. Od początku wiadomo było, że punkt wyjścia fabuły jest jedynie stanem tymczasowym i nawet jeśli mamy do czynienia z tytułem oderwanym od głównym uniwersum, to sytuacja prędzej czy później powróci do znanego wszystkim punktu wyjścia. Z kolei położenie nacisku na zabawę niweluje większe ambicje, które, jak się początkowo wydawało, ten projekt posiada. 

Warto pamiętać, że Sean Murphy jest najbardziej znany z bycia plastykiem. Jak zatem sprawdza się w kategorii, na której zjadł zęby? Muszę przyznać, że bardzo dobrze. Warstwa graficzna albumu robi naprawdę duże wrażenie i właściwie cały czas jest niezwykle miła dla oka, ciesząc je swoją precyzją. Charakterystyczny, ostry styl rysownika idealnie pasuje tak do Gotham City, jak i postaci Batmana i Napiera (ten wizualnie wypada zresztą lepiej niż Joker). 

Ostatecznie „Biały Rycerz” jawi się jako komiks udany i dobry, który mógł jednak być czymś dużo więcej. Sean Murphy nieco zmarnował potencjał jaki niosła ta historia, ale trzeba oddać mu sprawiedliwość – jego dzieło i tak wyróżnia się in plus na tle superbohaterskiej pulpy, którą jesteśmy ostatnimi czasy karmieni w głównych liniach wydawniczych z różnymi superbohaterami (nie tylko z Batmanem) w rolach głównych. Osobną kwestią jest to, że „Biały Rycerz” nie wejdzie raczej do żelaznego bat-kanonu. Sami musicie odpowiedzieć na pytanie czy wam taki stan rzeczy przeszkadza, czy raczej jesteście to w stanie zaakceptować i cieszyć się tą, w gruncie rzeczy udaną opowieścią. 

Tytuł: Batman. Biały Rycerz
Seria: DC Black Label
Scenariusz i rysunki: Sean Murphy
Kolory: Matt Hollingsworth
Tłumaczenie: Maria Lengren
Tytuł oryginału: Batman. White Knight
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: wrzesień 2019
Liczba stron: 232
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4170-4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz