sobota, 14 grudnia 2019

George R. R. Martin "Lodowy smok" - Recenzja


Napisanie dobrej bajki lub baśni wcale nie jest rzeczą łatwą. Autor potrzebuje dużo wyczucia. Nie może przedobrzyć – jego książka przeznaczona jest wszak dla młodego odbiorcy, któremu nie można przecież sprzedawać chałtury. Jeśli w dodatku czytelnik nie jest już berbeciem, ale młodym człowiekiem w wieku około dziesięciu lat, który zaczyna powoli wyrabiać sobie gust, trzeba uważać jeszcze bardziej. Wtedy w takiej książce nie może być za wiele przemocy, ale musi wzbudzać emocje. Dobrze też, gdy całość, po części przynajmniej, pełni funkcję dydaktyczną (ale z kolei nieprzesadnie), nie może też razić infantylnością. Trudna sprawa. I nie zawsze się udaje. Swoich sił w tej literackiej kategorii spróbował swego czasu sam George R. R Martin.

Adara żyje wraz z rodziną na dalekiej Północy. Królestwo, którego obywatelem jest jej ojciec toczy wojnę z tajemniczym wrogiem. Obie armie nieustannie ścierają się ze sobą, w potyczkach wykorzystując smoki. Konflikt toczy się coraz bliżej domostw cywilów, którzy stają przed koniecznością ewakuacji. Pewnego dnia dziewczynka napotyka na swojej drodze jednego z wielkich gadów. Ten jest jednak inny niż stwory wykorzystywane w armii. Nie zieje ogniem, jego oddech to czysty, głęboki mróz, a zamiast pożogi przynosi zimę. Adara zaprzyjaźnia się z nim, a dzięki jego pomocy nadzieja na uratowanie domu i bliskich dziewczynki przed wojenną zawieruchą nabiera realnych kształtów.

Trzeba od razu zaznaczyć, że „Lodowy smok” jest książką prościutką. Trudno jednak, żeby na stu stronach, zapisanych w dodatku dużą czcionką i ozdobionych wieloma ilustracjami, znalazło się miejsce dla czegoś więcej niż tylko głównego wątku. Dlatego jeśli zawitali tu ci z fanów Martina, którzy cenią sobie jego bardziej rozbudowane fabuły, to zwyczajnie nie jest to rzecz dla nich. Jeśli jednak przestawimy swoją optykę na prostszy typ literatury, wówczas lektura będzie satysfakcjonująca. Dlaczego? Powodów możemy znaleźć kilka.

Przede wszystkim, mimo że George R. R. Martin ma w swoim dorobku tylko tę jedną książkę dla dzieci, to widać, że wie, na czym polega pisanie dla młodego czytelnika. Fabuła, choć w zasadzie jednowątkowa i prosta (co bardziej złośliwi pewnie powiedzą, że jak konstrukcja cepa), jest też angażująca. Autor dobrze nakreślił sytuację, w jakiej znaleźli się bohaterowie – ich królestwo jest w środku wyniszczającego konfliktu, a oni sami walczą o lepsze jutro. Całość jest co prawda liniowa, ale powtórzę – „Lodowy smok” nie ma być skomplikowany. Jego siła tkwi właśnie w tej prostocie i przystępności oraz uniwersalności przekazu.

Na kolejnych kartach nie ma zbyt wiele miejsca na kreację protagonistów, ale nie jest to element, o którym Martin by zapomniał. Ciekawa okazała się zwłaszcza główna bohaterka, Adara. Pewne okoliczności na początku jej życia sprawiły, że jej ojciec, mimo starań, nie potrafi być dla niej tak serdeczny, jak dla dwójki jej rodzeństwa. Sama dziewczynka także nie jest taka jak inne dzieci w jej wieku. Stroni od towarzystwa i ucieka w najchłodniejsze miejsca, gdzie bawi się z lodowymi jaszczurkami. Poprzez wyeksponowanie tej zimnolubności Martin zdaje się mówić, że Adara jest nieco wyobcowana z normalnego życia i ma dystans do innych ludzi. To w pewnym stopniu pochwała inności, która nie musi być powodem do wstydu. Jednak stan, w którym łaknie się samotności i towarzyszący mu swego rodzaju emocjonalny chłód nie jest też cechą permanentną, rozwój fabuły pokazuje, że zmiana jest możliwa. Co jednak istotne, Adara nigdy nie jest pokazana jako dziwoląg, co okazuje się dobrym manewrem dydaktycznym.

W odróżnieniu od niedawno zaprezentowanej przez Zysk i S-ka innej krótkiej formy Martina, „W domu robaka”, „Lodowy smok” został zaopatrzony w obwolutę. Manewr jest z jednej strony odrobinę dziwny, bo spodziewałem się większej jednolitości szaty graficznej, nawet mimo tego, że oba tytuły nie należą do jednego cyklu, ale i tak wydanie jest ładne i solidne. Warto też zwrócić uwagę na to, że całość bardzo bogato zilustrowano, a artystą pracującym z Martinem jest sam Luis Royo, który tym razem, zapewne z uwagi na charakter opowieści, porzuca swoje zwyczajowe powabne kobiety w scenerii fantasy na rzecz bardziej nastrojowych ilustracji. Wygląda to, trzeba przyznać, estetycznie i świetnie pasuje do historii.

Choć „Lodowy smok” jest książeczką króciutką, to nie można powiedzieć, by brakowało w niej treści. Została jednak dostosowana do potrzeb czytelnika w młodym wieku, czyli jest prosta, raczej łatwo przystępna i nieco dydaktyczna, ale niepozbawiona przy okazji uroku. Trochę szkoda, że to jedyna jak dotąd próba George'a R. R. Martina skierowana do dzieci. Podejrzewam, że przy obecnej częstotliwości publikacji autor prędzej umrze, niż napisze coś nowego przeznaczonego właśnie dla młodszych czytelników, a szkoda, bo po „Lodowym smoku” widać, że  wychodzi mu to całkiem dobrze.

Autor: George R. R. Martin
Tytuł: Lodowy smok
Tytuł oryginalny: The Ice Dragon
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: Zysk i S-ka
Data wydania: listopad 2019
Liczba stron: 110
ISBN: 978-83-8116-784-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz