poniedziałek, 28 października 2019

Punisher Max. Tom 6 - Recenzja

Skończył się run Gartha Ennisa w „Punisher Max”, ale bynajmniej nie skończyła się sama seria. Frank Castle wciąż kontynuuje swoją misję walki ze zbrodnią, a my mamy okazję czytać o jej najbardziej brutalnych i krwawych momentach, ale opisywanych już przez innych scenarzystów. Tych jest tu trzech, ale jeśli ktokolwiek myślał, że przez to treść ulegnie jakiemuś rozwodnieniu, to uspokajam – co to, to nie. Twórcy wciąż mają sporo do powiedzenia, choć nie ma też co ukrywać – czytelnicy obeznani z konwencją nie będą zaskoczeni żadnym z zamieszczonych tu opowiadań, wszystkie bowiem prezentują ten sam co zawsze mroczny świat i zaludniające go szumowiny.

Okaleczone zwłoki młodych kobiet są regularnie porzucane w jednym z małych meksykańskich miasteczek. Punisher spróbuje dowiedzieć się, kto stoi za porwaniami i morderstwami oraz zakończyć rządy terroru nieznanych sprawców. Później bohater trafi na amerykańskie odludzie, gdzie stoczy walkę z niezwykle niebezpieczną rodziną zdegenerowanych kanibali. Castle zapoluje też na otwartym morzu na trzech narkotykowych dilerów, powoli przeistaczających się z przestępczych płotek w kogoś większego. W końcu będzie musiał walczyć o życie po tym, jak do jego krwi dostanie się szybko działająca, śmiertelna trucizna.

Obracając się na łamach ponad siedemdziesięciu zeszytów w kręgu przestępczości zorganizowanej, bezwzględnej brutalności i wszelakiego zwyrodnialstwa, trudno uniknąć pewnego recyklingu pomysłów. Takowy ma miejsce w szóstym tomie „Punisher Max”. Kilka zamieszczonych tu opowiadań dotyczy znanych już kwestii, na przykład produkcji narkotyków i nieprzyjemnych konsekwencji tego biznesu dla zwykłych ludzi. Nie jest to jednak zarzut jakiegoś wielkiego kalibru, bo taki Gregg Hurwitz, który w swojej części albumu z tej tematyki korzysta, przedstawia posępną i angażującą opowieść, dobrze wpasowująca się w ogólny klimat serii.

Tematyka narkotykowa w wykonaniu Hurwitza wypada dość realistycznie, ale na łamach omawianego tomu znajdziemy też historie o nieco innym charakterze i ciężarze. „Witajcie na Bayou” to na przykład punisherowa wariacja na temat horrorów pokroju „Wrong Turn” czy „The Hills Have Eyes”. Żyjący na bagnach zdegenerowani kanibale, którzy zabijają przypadkowych turystów – przyznajmy szczerze, nie brzmi to szczególnie poważnie i wiarygodnie, dobrze jednak, że w „Punisher Max” takie scenariusze się trafiają, bo to swego rodzaju chwila oddechu od tych najbardziej przytłaczających tematów. Wciąż jest, rzecz jasna, krwawo, ale czuć tu też pewną umowność ,a konwencja nie jest aż tak poważna. Bardzo podoba mi się takie urozmaicenie.

Ciekawe okazało się spojrzenia na Franka Castle jako na planistę, a nie tylko bezwzględnego egzekutora. Tak widzimy go w dość krótkiej „Sile natury”. Bohater wywabia tu na pełne morze trójkę kryminalistów i dzięki przemyślanemu planowi odcina ich od świata. Opowieść Duane’a Swierczynskiego zasadza się na dobrym sportretowaniu charakterów pomniejszych kryminalistów. Wszyscy trzej są na dorobku i myślą, że złapali kilka srok za ogon. Ich przestępcza działalność prosperuje. Wystarczą jednak niecodzienne okoliczności i zagrożenie życia, by wyszło z nich to, co najgorsze, czyli podejrzliwość i małostkowość prowadzące ich prosto do tragedii, na co liczył Punisher.

Ilustracje na przestrzeni pięciu zamieszczonych tu opowiadań to dzieło czterech artystów. Jako że lubię realistyczną konwencję, spodobały mi się zwłaszcza prace Michela Lacombe’a. Kanadyjczyk dobrze przedstawił zarówno miejsca, w których rozgrywa się akcja, jak i samych bohaterów – duże wrażenie robi na przykład rysowanie twarzy. Pozostali nie zostają w tyle, ale prezentują nieco inne podejście. Znany fanom serii Goran Parlov wypada równie dobrze jak zawsze. Jego styl jest zdecydowanie bardziej rysunkowy, ale także okazuje się bardzo miły dla oka. Trochę większa umowność jest jednak dobrym wyborem przy portretowaniu scenariusza o rodzinie bagiennych kanibali.

Po zakończeniu kadencji Gartha Ennisa „Punisher Max” nie stracił w jakiś widoczny sposób na jakości. Prezentowane w serii opowieści wciąż są bezkompromisowe i angażujące, choć czasami widać w nich lekkie kręcenie się w kółko, zwłaszcza pod względem tematycznym . Nie jest to jednak na tę chwilę na tyle zauważalny mankament, by mógł w znaczący sposób rzutować na pozytywną ocenę całości. Widać, że nowi scenarzyści także dobrze czują postać Punishera i mają na jego temat coś do powiedzenia.

Tytuł: Punisher Max
Seria: Max Comics
Tom: 6
Scenariusz: Gregg Hurwitz, Duane Swierczynski, Victor Gischler
Rysunki: Goran Parlov i inni
Kolory: Lee Loughridge i inni
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher Max vol. 6
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: czerwiec 2019
Liczba stron: 420
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3482-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal, wówczas obecnym w sieci pod nazwą Terebka i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz