środa, 11 września 2019

Doom Patrol. Tom 1 - Recenzja

Choć działają w tym samym uniwersum co Superman, Batman i Wonder Woman, członkowie Doom Patrolu nie są typowymi superbohaterami. Nie pomaga tu nawet fakt, że podobnie jak wspomniani herosi, pracują w grupie. To po prostu inny rodzaj postaci – są bardziej nieobliczalni, nie można ich zamknąć w żadnych sztywnych ramach, a ich cechy sprawiają, że choć potrafią rozwiązać napotykane problemy (a te często  mają dość globalny zasięg), to robią to po swojemu. Jako jedno z najbardziej udanych podejść do „Doom Patrolu” nader często uznawany jest run Granta Morrisona. W końcu i polscy czytelnicy mają okazję przekonać się ile prawdy jest w tych pochwalnych peanach.

Doom Patrol to nazwa grupy, w skład której wchodzą nieszablonowe indywidua. Ekipa, dowodzona przez poruszającego się na wózku Nilesa Cauldera jest wręcz stworzona do tego, by mierzyć się z zagrożeniami dalekimi od normalności. Robotman, Szalona Jane i inni bohaterowie zmierzą się między innymi z fikcyjną rzeczywistością próbującą zastąpić nasz świat i obrazem, który zjadł Paryż i ma chrapkę na więcej. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej, kryjącej w sobie daleko większą liczbę osobliwości.

Grant Morrison już na kartach „Azylu Arkham” pokazał, że jego podejście do superbohaterów będzie bardzo nieszablonowe. W tamtym komiksie poruszył zagadnienie natury szaleństwa. Tutaj, choć obłęd też jest w paru miejscach widoczny i kluczowy, to większą rolę odgrywa coś innego, ale mocno mu pokrewnego – dziwność. Ta cecha tyczy się przede wszystkim samych „doomowców”. Dlaczego? Otóż w skład grupy wchodzą tak barwne postacie jak zamknięty w robotycznym ciele mózg byłego rajdowca, kobieta posiadająca ponad sześćdziesiąt różnych osobowości, z których większość ma swoje własne supermoce, czy też zabandażowany od stóp do głów były pilot, wewnątrz siebie kryjący negatywnego ducha i osobowość dwojga ludzi – kobiety i mężczyzny. A zapewniam, że zaprezentowana tu galeria osobliwości to jeszcze nie wszystko. 

W pierwszej odsłonie „Doom Patrolu” nie ma co szukać jednej, nadrzędnej fabuły. Ten tom to raczej zbiór kilku krótszych opowieści, które w połączeniu dają bardziej kompletny obraz drużyny jako takiej. Te wszystkie składowe nie są oklepanymi opowiastkami superhero, co to to nie. Na kartach dzieła Morrisona królują awangarda, psychodelia i odjazd, które to cechy momentami przysłaniają wszystko inne, nawet fabułę, na pierwszym planie pozostawiając głównie zabawę formą. Nie będzie to podejście, które spodoba się każdemu czytelnikowi, od tej inkarnacji „Doom Patrolu” odbiją się zwłaszcza czytelnicy oczekujący kolejnej wersji tej samej rozrywkowej opowieści, którą dobrze znają, i którą lubią, ale jeśli już wczujemy się w ten specyficzny nastrój, lektura przyniesie nam sporo frajdy.

Grant Morrison nie oszczędza odbiorców jeśli idzie o przegląd dziwacznych pomysłów i treści. Czego świadkami będziemy na kolejnych kartach komiksu? Znajdziemy tu tak nietypowe motywy, jak chociażby nożycorękich akolitów dziwnego kultu wycinających ludzi z rzeczywistości czy też miasto zbudowane z kości. Dalej mamy nieco bliższy normalności wątek ożywających wyimaginowanych przyjaciół, to jednak nic w porównaniu do opowieści, której głównymi bohaterami są zamknięty w pojemniku mózg, będący przy okazji jednym z liderów Bractwa Zła, który prowadzi filozoficzne dysputy z superinteligantnym gorylem, żywiącym do swojego towarzysza skryte uczucie.

Z pewnością nie każdy czytelnik będzie zadowolony z warstwy graficznej albumu, zwłaszcza jeśli nie potrafi docenić ejtisowego sznytu, z jakim pracują tu rysownicy. Jest to jednak produkt swoich czasów i trzeba to przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza, pamiętając, że tak się wtedy po prostu rysowało. A gdy już przyjrzymy się ilustracjom bliżej, zobaczymy, że artyści potrafili bardzo dobrze oddać szalone wizje Morrisona, co widać na przykład w sposobie prezentacji postaci (dziwaczny Pan Nikt czy też gadający goryl Mallah) oraz kadrach obrazujących akcję dziejącą się w różnych nietypowych i dalekich od naszej rzeczywistości lokacjach.

To, że „Doom Patrol” ukazuje się na polskim rynku zawdzięczamy utrzymującej się koniunkturze na komiksy. Wydaje się, że podejście, wedle którego zainteresowanie nimi jest odbierane jako przeglądanie banalnych obrazkowych bajeczek powoli odchodzi do lamusa, a coraz więcej ludzi dostrzega, że to taka sama literatura jak każda inna. To z kolei pozwala na publikowanie coraz ambitniejszych, trudnych, a nawet dziwnych tytułów, stojących raczej z boku mainstreamu. Jednym z nich jest właśnie dzieło Granta Morrisona, które jakkolwiek w wielu miejscach wydaje się być bardzo chaotyczne, to całościowo czaruje niepodrabialnym klimatem fabularnego szaleństwa.

Tytuł: Doom Patrol
Tom: 1
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Richard Case, Dougie Braithwaite, John Nyberg
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Doom Patrol, Vol. 1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: czerwiec 2019
Liczba stron: 424
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-4269-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz