wtorek, 2 lipca 2019

Chłopaki. Tom 11: Ze wzgórz tysięczny runął wojów huf - Recenzja

Końcówka każdego cyklu to idealny moment na przytoczenie słynnych słów Leszka Millera o tym, po czym poznać można prawdziwego mężczyznę. Dla tych, którzy nie wiedzą przypomnijmy – po tym, jak kończy. Jeśli odniesiemy to do formy Gartha Ennisa na łamach obrazoburczych „Chłopaków”, okaże się, że Irlandczyk jest prawdziwym facetem, bo „Ze wzgórz tysięczny runął wojów huf” to bardzo, ale to bardzo dobry komiks, który godnie zamyka tworzone od dłuższego czasu wątki, daje odpowiedzi na kilka istotnych pytań i stanowi doskonałe wprowadzenie do ostatniego rozdziału całej opowieści.

Wielkimi krokami zbliża się ostateczna konfrontacja między Chłopakami a Aero American, korporacją kontrolującą amerykańskich metaludzi. Gdy dowodzona przez Rzeźnika grupa organizuje odwetowy atak na swoich przeciwników, okazuje się, że obie strony zostały wmanewrowane. Superbohaterowie, a konkretnie Ojczyznosław, postanowili drastycznie zmienić układ sił. Bo w sumie jeśli ktoś posiada moce porównywalne do boskich, to dlaczego ma tolerować ciągłe przebywanie na smyczy pazernych korpoludków, skoro może samemu sięgnąć po władzę, zniewolić ludzkość i bezwzględnie nią rządzić? W obliczu tych nowych, niezwykle poważnych zagrożeń, Chłopaki muszą szybko zmodyfikować swój plan, by wyjść z konfliktu z tarczą.

W poprzednim tomie poznaliśmy w końcu historię Rzeźnika, co rzuciło więcej światła na tę charakterystyczną (i charakterną) postać. Motywacja bohatera stała się jasna, a sam Ennis mógł z czystym sumieniem przejść do kolejnego etapu, którym była długo wyczekiwana konfrontacja przywódcy grupy z jego największym wrogiem. O tym jak bardzo można zepsuć zakończenie opowieści, dowiadujemy się właśnie wraz z premierą kolejnych odcinków ósmej serii „Gry o Tron”, na szczęście irlandzki twórca błędów w materii struktury opowieści nie popełnia. Zarówno wykreowany przez niego świat, jak i zaludniający go bohaterowie są budowani z podziwu godną starannością i nie ma tu miejsca na żadne niekonsekwencje.

Wydawać by się mogło, że na etapie jedenastego tomu zbiorczego nie będzie już miejsca dla większych fabularnych zaskoczeń, tymczasem jest wręcz przeciwnie. Ennisowi udało się w mocno zaskakujący sposób rozwiązać kwestię postępowania Ojczyznosława. Ten wątek wydawał się wcześniej dość oczywisty, tutaj jednak zyskał dodatkowy kontekst, co w efekcie doprowadziło czytelnika do ciekawych wniosków na temat istoty zachowań drastycznie odbiegających od normalności.. Gdy dodamy do tego, że w tej odsłonie „Chłopaków” znalazło się miejsce dla sporej dawki polityki i korporacyjnych knowań, efekt końcowy jawi się jako jeszcze bardziej interesujący, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, jak sprawnie te wszystkie elementy zostały połączone.

Końcowe tomy cyklu nie są miejscem na ewolucję charakterologiczną bohaterów i takowa faktycznie nie zachodzi. Pewnym wyjątkiem może być jednak Hughie, na którym w pewnym momencie skupia się uwaga scenarzysty. Tyci Szkot wciąż nie radzi sobie najlepiej z tym, czego nie tak dawno doświadczył, trudna okazała się także prawda o jego partnerce. Dobrze pokazano ich relację, można nawet odnotować pewne zmiany, jak na przykład tracenie cierpliwości przez Annie. Członkini Siódemki jest zdania, że skoro i ona i Hughie wyznali swoje grzechy, to czas zrobić krok naprzód, zamiast rozpamiętywać przeszłość i uprawiać mentalne samobiczowanie. Ta różnica charakterów nie była aż tak widoczna wcześniej, a jej zaakcentowanie w tym momencie prowokuje pytanie, czy para ma przed sobą szczęśliwą przyszłość, czy może wszystko wyłoży się na ostatniej prostej?

Rysunki to dzieło stałej ekipy. Brakuje tu niestety współtwórcy serii, Daricka Robertsona. Piszę „niestety”, choć w sumie pozostali artyści nie zeszli poniżej dobrego poziomu. Na większej przestrzeni albumu nie ma się do czego przyczepić, wszystko przedstawione jest  z odpowiednią brutalnością i dynamizmem. Duże wrażenie robią, jak zwykle zresztą, sceny przemocy, którym zdarza się sprawiać, że na usta ciśnie się słówko „auć”. Ale w sumie, skoro slogan reklamujący „Chłopaków” brzmi „Będzie bolało”, to czegóż innego możemy się spodziewać, czyż nie?

Jedenasty (bogowie, kiedy to zleciało?) już tom „Chłopaków” to potwierdzenie tego, że Garth Ennis miał pomysł na tę serię od początku do końca (no dobra, prawie do końca – wszak może się jeszcze zdarzyć, że ostatnia odsłona będzie tragiczną pomyłką, choć myślę, że szanse na to są naprawdę minimalne). Co więcej, wydaje się, że „Ze wzgórz tysięczny runął wojów huf” jest jedną z najbardziej interesujących odsłon cyklu. Oby zakończenie utrzymało ten bardzo wysoki poziom, wtedy będę więcej niż zadowolony.

Tytuł: Ze wzgórz tysięczny runął wojów huf
Seria: Chłopaki
Tom: 11
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Darick Robertson i inni
Kolory: Tony Avina
Tłumaczenie: Arkadiusz Czerwiński
Tytuł oryginału: The Boys Vol. 11 – Over The Hills Wit The Swords Of The Thousand Men
Wydawnictwo: Planeta Komiksów
Wydawca oryginału: Dynamite Entertainment
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-952525-6-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz