czwartek, 4 lipca 2019

Aquaman. Antologia - Recenzja

Aquaman nigdy nie był dla polskiego fana komiksu najbardziej rozpoznawalnym superbohaterem, a podstawowy powód takiego stanu rzeczy to brak publikacji z jego udziałem. Gościnne występy – to jedyne na co mógł liczyć Władca Siedmiu Mórz, ale wraz z początkiem „Odrodzenia” zaczęła się w końcu ukazywać poświęcona mu seria, która po trzech dotychczas wydanych tomach jawi się jako dość przyjemna rozrywka. Jednak krótko przed premierą blockbustera o morskim władcy Egmont sprawił nam nielichą niespodziankę i zaprezentował antologię zawierającą przekrój opowieści z udziałem herosa – od Złotej Ery Komiksu aż do współczesności.

Antologia zawiera dwadzieścia opowieści o tym bohaterze. Ich przekrój tematyczny i stylistyczny jest dość szeroki. Dowiadujemy się między innymi tego, jak wyglądały jego początki, poznajemy też kilka wersji genezy herosa. Na kolejnych kartach „gadający z rybami” walczy z nazistami, poznaje miłość swojego życia, w dramatycznych okolicznościach traci syna, powołuje do życia Amerykańską Ligę Sprawiedliwości, podejmuje walkę z bogiem, a w końcu musi utrzymać pokój między Atlantydą a światem na powierzchni.

Zaprezentowane w „Antologii” komiksy ze Złotej Ery z pewnością mają za zadanie kompleksową prezentację bohatera, który do tej pory był dramatycznie zaniedbywany w Polsce, a także są swoistą formą zadośćuczynienia dla wszystkich fanów, którzy chcieli poznać jego początki i czytać o kolejnych perypetiach po polsku, a dotąd po prostu nie mieli takiej możliwości. I właśnie z historycznego punktu widzenia wydanie tych historyjek jest z pewnością krokiem dobrym, bo faktycznie znacząco przybliżają one postać Aquamana i pokazują, w jaki sposób zaczęła się jego kariera.

Obecnie nie sposób jednak określić tych pierwszych przygód Aquamana inaczej niż mianem „uroczej ramotki” i ciekawostki. Dowiadujemy się z nich chociażby skąd wzięła się, wyszydzana później wielokrotnie, umiejętność rozmowy z rybami. Tutaj bohater robi to dosłownie (wraz z kolejnymi opowieściami cecha ewoluuje w telepatię), wzywając swoich pływających kompanów do pomocy w walce ze wszelkiej maści niegodziwcami. Opowieści są ponadto proste i jednowątkowe, widać także, że ich adresatem były dzieci. Nieco lepiej prezentują się zeszyty ze „Srebrnej Ery”. Tutaj fabuła jest już nieco bardziej skomplikowana, choć rozwiązania techniczne wciąż wydają się, z dzisiejszego punktu widzenia, archaiczne. To chociażby mówienie przez bohatera co zamierza zrobić i w jaki dokładnie sposób chce osiągnąć swój cel. Do tego dochodzą powiedzonka bohaterów w stylu „na sardoniczne sardynki” (to autentyk).

Lata dziewięćdziesiąte i dwutysięczne to już zdecydowanie bardziej nowoczesne podejście do tematu. Na uwagę zasługuje przede wszystkim wersja Petera Davida. W interpretacji tego scenarzysty Aquaman to brodaty wojownik, który odznacza się dzikością i silnym charakterem. Prawdopodobnie to spojrzenie stało się zresztą inspiracją dla wizerunku filmowego Curry'ego. Ciekawie jawi się także wersja Willa Pfeifera, u którego duże wrażenie robi zwłaszcza kreacja świata i ciekawe pomysły  typu podwodna część nadmorskiego San Diego. Z kolei ostatnia składowa albumu to już typowo nowoczesne podejście do superbohaterstwa i zeszyty pisane przez Geoffa Johnsa. W jego przypadku na uwagę zasługuje zwłaszcza świadomość zabawnych elementów z przeszłości Aquamana i umiejętność odwrócenia ich na swoją korzyść. Technicznym błędem wydawcy jest jednak, przynajmniej w moim odczuciu, prezentowanie fragmentów większych opowieści, ponieważ taki zabieg daje jedynie zarys tego, co dany scenarzysta chce wprowadzić do mitologii Aquamana. Rozrywanie story-arków nie jest, i nigdy nie będzie, dobrym manewrem, bo zaburza integralność opowieści. I nijak nie rekompensuje tego zawarta w posłowiu mglista zapowiedź publikacji w całości najciekawszych opowieści dotyczących Władcy Siedmiu Mórz.

Co do ilustracji – cóż... Pozwolę sobie użyć pewnego zwrotu-wytrycha i powiem, że te, zwłaszcza w części poświęconej historycznemu ujęciu Aquamana, są rysunkami dla koneserów. Są zwyczajnie proste, jednowymiarowe i stanowią produkt swoich czasów. Kto ma je docenić, ten doceni, ale mi ten styl zwyczajnie się nie podoba i bardzo się cieszę, że w materii komiksowej plastyki nastąpiła od tamtego okresu spora ewolucja. Jej efekty widać z kolei w części zawierającej nowsze perypetie bohatera, które prezentują się w znacznej mierze tak, jak przedstawiane są także i dzisiaj.

Kolejny tom linii "DC Deluxe" posiada sporą wartość historyczną – tego na pewno nie można mu odmówić. Gorzej jest natomiast, jeśli idzie o kwestię czysto rozrywkową, zwłaszcza dla dzisiejszego czytelnika. Bo ciekawostki ciekawostkami, ale gdy jest ich za dużo, to przyjemność schodzi na dalszy plan, a na pierwszy wysuwa się znużenie. Gdyby te bardziej nowoczesne epizody zajmowały większą część tomu, nie miałbym zapewne większych zastrzeżeń, tymczasem mamy przewagę opowiadań bardziej archaicznych, co nie czyni lektury szczególnie komfortową. Jeśli więc nie przepadacie za superbohaterami w aż tak starym wydaniu, to raczej nie znajdziecie tu zbyt wiele dla siebie.

Tytuł: Aquaman. Antologia
Seria: DC Deluxe
Scenariusz: różni scenarzyści
Rysunki: różni rysownicy
Kolory: różni koloryści
Tłumaczenie: Maciej Starosta
Tytuł oryginału: Aquaman Anthologie
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: grudzień 2018
Liczba stron: 400
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 180x275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3519-2

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz