wtorek, 18 czerwca 2019

Neonomicon - Recenzja

Z twórczością Howarda Phillipsa Lovecrafta jest tak, że albo się ją wielbi, albo się jej nie znosi. Amerykanin pisał w bardzo specyficzny sposób, stawiając na niedopowiedzenia, używając ogromnej liczby przymiotników określających przeżywane przez bohaterów okropieństwa i prawie całkowicie ignorując dialogi. Wymyślona przez niego mitologia do dzisiaj porusza wyobraźnię fanów, a Cthulhu i reszta Wielkich Przedwiecznych weszli na stałe do kanonu popkultury. Nic dziwnego, że po tę fascynującą tematykę sięgają także inni autorzy. Jednym z nich jest Alan Moore, a spotkanie twórcy epokowych „Strażników” z niezwykłym światem oślizgłych koszmarów musiało przynieść coś ciekawego.

Aldo Sax, agent FBI, prowadzi śledztwo w sprawie morderstw, które sprawiają wrażenie mordów rytualnych. Ofiarom odcinane są ręce, morderca okalecza też ich ciała. Trop prowadzi do klubu Zothique. Jego właściciel, niejaki Johnny Carcosa prawdopodobnie zna odpowiedzi na dręczące federalnego pytania. Jednak próby odkrycia prawdy mogą zaprowadzić Saxa na skraj szaleństwa. Jakiś czas później w sprawę próbuje się zagłębić kolejnych dwoje agentów. Praca pod przykrywką okazuje się jednak wyjątkowo niebezpieczna.

Mity Cthulhu to dość trudny materiał wyjściowy. Niełatwo napisać coś w stylu, który będzie do twórczości Lovecrafta odpowiednio nawiązywał, ale nie będzie jej bezczelnie kopiował. W kontekście takich wymagań wydaje się, że Alan Moore jest idealnym twórcą do zmierzenia się z tą tematyką, a to głównie z tego względu, że Czarownik z Northampton potrafi wywrócić dany gatunek do góry nogami i zaprezentować w jego ramach coś świeżego. Czy tak właśnie stało się z „Neonomiconem”? Na pewno nie tak, jak w przypadku kilku wcześniejszych tytułów autorstwa Anglika, ale znajdziemy tu namiastkę tego wizjonerstwa.

W wielu opiniach na temat tego komiksu przewija się zdanie, że Moore nieco przesadził z pornografią, która w dodatku jest, jakoby, bardzo obsceniczna. Nijak nie jestem w stanie zgodzić się z podobnymi zarzutami. Owszem, znajdziemy tu kilka dość odważnych kadrów, ale istotny jest także ich wydźwięk. Ten okazuje się dość nieoczywisty, bo choć w pewnym momencie rzeczywiście mamy do czynienia ze scenami prezentującymi quasi-rybiego potwora najpierw gwałcącego agentkę FBI, a później uprawiającego z nią seks całymi dniami, to rozwinięcie tego wątku rzuca nań zupełnie nowe światło i poniekąd odziera z tego początkowego zezwierzęcenia. Potwór niekoniecznie musi być potworem, niekoniecznie może też poradzić coś na swoje popędy. Nie jest w stanie zmienić swojej natury, ale może spróbować kierować się współczuciem. Szybko może się jednak okazać, że konsekwencje ludzkiego odruchu potrafią być opłakane, więc może lepiej pozostać bestią?

Fani twórczości Cienia z Providence znajdą w „Neonomiconie” sporo zabawy – ta związana będzie przede wszystkim z bardzo gęsto rozmieszczonymi smaczkami, którymi Moore nawiązuje do mistrza opowieści grozy. Na końcu albumu znajdziemy przypisy tłumaczące gdzie i jak Anglik odwołuje się do Amerykanina, ale ja radzę z niego nie korzystać i sprawdzić, ile wyłapie się samemu. Warto zaznaczyć, że tak głębokie czerpanie z symboliki Mitów Cthulhu nie jest jedynie sztuką dla sztuki, autor przekształca bowiem doskonale znane motywy na swoją modłę, bawi się zaproponowanymi przez HPL-a konceptami. Na mnie największe wrażenie zrobiło zwłaszcza wykorzystanie motywu względności czasu, co rzuca zupełnie nowe światło na czas nadejścia Przedwiecznych i rzuca nowe światło na niektóre kwestie zawarte w klasycznej Lovecraftowskiej mitologii.

Rysunki Jacena Burrowsa nie są specjalnie wirtuozerskie, ale też nie uważam, by były szczególnie szpetne. Ot, rzemiosło, które wydaje się całkiem rzetelne. Artysta dobrze oddaje brud świata przedstawionego – widać to na przykład w obskurnych zaułkach przy zaniedbanych kamienicach. Z kolei w momentach bardziej nadprzyrodzonych jest odpowiednio dziwacznie, co także pasuje do wykreowanego przez Lovecrafta bestiariusza. Warto zaznaczyć, że pierwsza z dwóch opowieści wchodzących w skład tego albumu została ciekawie rozplanowana – każda strona dzielona jest na pół i zawiera dwa duże kadry. Nie spotkałem się wcześniej z takim układem, podejrzewam, że na dłuższą metę byłby męczący, ale w krótkiej, dwuzeszytowej formie jest całkiem interesujący.

„Neonomicon” nie jest najlepszym czy też najbardziej przełomowym komiksem Alana Moore’a – co do tego nie ma żadnych wątpliwości, stanowi jednak niezwykle intrygującą próbę uwspółcześnienia i własnej interpretacji Mitologii Cthulhu. W mojej opinii eksperyment (bo tak można nazwać omawiany album) zakończył się sukcesem. Opowieść jest hipnotyzująca, drapieżna i odpowiednio oślizgła, co w efekcie daje nam horror naprawdę warty uwagi. Poza tym cieszy też, że podobno to, co najlepsze jeśli idzie o Moore’owskie interpretacje Lovecrafta dopiero przed nami. Mowa o planowanym na lipiec „Providence”. Jeśli to prawda, czeka nas prawdziwa uczta, bo już „Neonomicon” okazał się ze wszech miar wart uwagi.


Tytuł: Neonomicon
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik; tłumaczenia fragmentów dzieł Lovecrafta: Maciej Płaza
Tytuł oryginału: Courtyard. Neonomicon
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Avatar Press
Data wydania: kwiecień 2019
Liczba stron: 176
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3584-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz