niedziela, 19 maja 2019

100 Naboi. Tom 5 - Recenzja

W czterech dotychczas wydanych albumach zbiorczych „100 Naboi” mieliśmy do czynienia z opowieścią iście monumentalną. Wielowątkowość scenariusza Azzarello to rzecz naprawdę godna podziwu, a fakt, że Amerykanin ani na moment nie pogubił się w tych wszystkich zawiłościach, jest dodatkowym powodem do pochwał. Teraz, w finałowej odsłonie serii, jesteśmy świadkami domykania wszystkich fabularnych odnóg i trzeba przyznać, że także te zakończenia wypadają niezwykle przekonująco.

Wielkimi krokami zbliżają się ostateczne rozstrzygnięcia w kwestii Minutemenów oraz domów wchodzących w skład Trustu – działającej w cieniu przestępczej organizacji, posiadającej wielkie wpływy tak w kryminalnym półświatku, jak i w innych, bardziej legalnych miejscach. Walka o władzę jest wyniszczająca, nikt nie może być pewien tego, że gdy dobiegnie końca, nadal będzie oddychać. Każdy zrobi jednak wszystko, by zmaksymalizować własne szanse i zminimalizować te, które ma przeciwnik. Jedno jest jednak pewne – ostateczna rozgrywka będzie wyjątkowo krwawa. 

Pierwsza połowa piątego tomu „100 Naboi” toczy się w stosunkowo powolnym tempie. To nieco zaskakuje, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie jak blisko znajdujemy się od zakończenia tej opowieści. Nie wpływa to jednak negatywnie na odbiór całości, głównie dlatego, że cały czas Azzarello rozbudowuje świat przedstawiony. Tym razem dowiadujemy się na przykład więcej na temat przeszłości Shepherda, tego w jaki sposób dostał się do Minutemenów oraz o kolejnym z „przebudzonych” agentów Gravesa, niejakim Remym. Każdy z tych elementów, choć czasami któryś może wydawać się doklejony nieco na siłę, ostatecznie okazuje się być istotny dla wydźwięku fabuły.

Wartością piątej odsłony serii są też niewątpliwie dobrze już znane przerywniki przecinające główną historię. Ponownie sprawiają one wrażenie, że nie mają specjalnego związku z podstawową linią fabularną, ale ich zaletą jest to, że świetnie budują klimat i poszerzają wiedzę czytelnika o świecie przedstawionym. A ten, mimo całego brudu, którym epatuje, jest fascynujący i hipnotyzujący. Co znajdziemy w tych epizodach? To na przykład spojrzenie na życie prywatne i zawodowe nowej postaci, pewnego płatnego zabójcy, który w pracy cechuje się profesjonalizmem, a gdy wraca do domu, jest wzorowym ojcem dla swoich trzech córek i kochającym mężem dla ukochanej żony. Mało? W innym zeszycie otrzymujemy krótką i dość szokującą rozprawę o wychowaniu do życia w przemocy. Opowieść o małym Murzynie chcącym wkupić się w łaski rządzącego dzielnicą gangu jest naprawdę poruszająca i stanowi kolejny przykład wszechstronności pisarstwa Azzarello.

Bardzo dobrze prezentuje się także główna linia fabularna. Wraz z poprzednimi tomami zebrało się kilka pytań wymagających odpowiedzi i tutaj takowe zostają udzielone. Końcowa faza albumu przynosi zatem odsłonięcie większości kart oraz ujawnienie motywacji kolejnych postaci. Jak można było domniemywać, wiele rzeczy sprowadza się tutaj do jakże ludzkiej chęci sprawowania władzy i posiadania potęgi, ale też krzywdzące byłoby spłycenie motywacji wszystkich bohaterów do tego jednego elementu. Sił sprawczych jest bowiem o wiele więcej – co protagonista, to inna historia. Nie jest to rzecz spotykana nader często, ale Brian Azzarello nie zaniedbuje tutaj absolutnie nikogo. Czy mamy do czynienia z jednym z głównych bohaterów, czy z postacią drugoplanową, czy w końcu z kimś wręcz epizodycznym, każdy jest potraktowany z należytą uwagą i wiarygodnie zaprezentowany. To cholernie dobrze. 

Dopiero z biegiem czasu doceniłem pracę Eduardo Risso przy graficznej stronie „100 Naboi”. Nie ukrywam, początkowo byłem do niej dość sceptycznie nastawiony, a to głównie z tego względu, że nie mogłem przywyknąć do tej specyficznej pokraczności, jaką na kolejnych kadrach prezentuje Argentyńczyk. To się jednak zmieniło, a wtedy dotarło do mnie z jakim kunsztem pracuje artysta. Układ prac okazał się precyzyjnie zaplanowany i drobiazgowo przygotowany, co daje niezwykle miłe dla oka efekty.

Teraz, gdy „100 Naboi” dobiegło końca i po raz pierwszy jest w całości wydane w Polsce, można spojrzeć na serię kompleksowo. Obraz, który się wyłania, przedstawia nam jeden z najbardziej kunsztownych cykli komiksowych, jakie ukazały się nie tylko w kraju nad Wisłą, ale prawdopodobnie także w historii gatunku. Dzieło Azzarello i Risso dostarcza nam wielu wrażeń na kilku różnych płaszczyznach i jest tytułem, który, jak mało który, zasługuje na miano klasyki.

Seria: 100 Naboi
Tom: 5
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Tytuł oryginału: 100 Bullets Book Five
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: marzec 2019
Liczba stron: 492
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170x260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-2813-422-5

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz