poniedziałek, 4 marca 2019

Uncanny X-Men. Powstanie i upadek Imperium Shi'Ar - Recenzja

Przygody mutantów z Marvela to dla twórców prawdziwa kopalnia możliwości. Najczęściej bohaterowie muszą mierzyć się z dość przyziemnymi problemami, spośród których jednym z istotniejszych jest strach i nietolerancja zwyczajnych ludzi. Walka o swoje – to zahartowało członków X-Men w naprawdę ogromnym stopniu. Czasami zdarza się jednak, że problem przed którym muszą stanąć ma jeszcze szerszy, nawet kosmiczny zasięg. Tak właśnie jest w przypadku „Powstania i upadku Imperium Shi'Ar”.

Najmłodszy z braci Summersów, używający pseudonimu Wulkan, wyrusza w odległe rejony galaktyki, by zniszczyć władcę imperium Shi'Ar, który odpowiada za śmierć jego matki. Pokłady nienawiści żądnego zemsty mutanta są na tyle duże i, zdawałoby się, nieokiełznane, że profesor Xavier decyduje się wysłać za nim pościg. Zebrawszy drużynę X-Men, wyrusza w drogę, która może być dla niego szczególnie niebezpieczna. Potężny telepata i dyrektor szkoły dla mutantów miał już bowiem wcześniej kontakt z imperium – jest byłym mężem obecnej cesarzowej, ponadto ma zaszłości z niektórymi dygnitarzami tej kosmicznej potęgi. Osobiste komplikacje nie mogą jednak stanąć na drodze głównemu celowi misji, powstrzymaniu Wulkana, którego gniew może przynieść zagładę całej galaktyce.

Ed Brubaker ma na swoim koncie kilka znakomitych komiksów. Chodzi mi przede wszystkim o tytuły autorskie, ale trzeba przyznać, że i w ramach przygód najznakomitszych postaci ze stajni DC i Marvela miał co nieco do powiedzenia. Z takimi mutantami mierzył się już na przykład na łamach „Morderczej Genezy” i wtedy, choć komiks ostatecznie nie okazał się wiekopomny, to wyszedł z tej potyczki z tarczą. Do tej opowieści nawiązuje zresztą „Powstanie i upadek Imperium Shi'Ar”, które kontynuuje niektóre zaprezentowane wówczas wątki. Największy potencjał zdawał się tkwić w nowych postaciach homo superior, czyli Wulkanie i Darwinie, którzy aktywnie uczestniczą w wydarzeniach. Problem w tym, że Brubaker koncertowo go zaprzepaścił.

Najbardziej zauważalną wadą omawianego albumu są bowiem właśnie miałcy bohaterowie. Najlepiej zapowiadał się chyba Wulkan – to wszak brat Scotta Summersa, który w swoim życiu wycierpiał naprawdę wiele. Tymczasem Brubaker redukuje go do zdesperowanego nastolatka (zresztą w komiksie pada oskarżenie, że bohater zachowuje się właśnie jak rozwydrzony małolat, więc coś ewidentnie jest na rzeczy), który bezrefleksyjnie prze do przodu, nie zważając na nic na swojej drodze. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek głębi psychologicznej. Reszta stawki nie prezentuje się wcale lepiej. Każdy X-Men sprawia tu niestety jedynie wkładu do trykotu, co jest rozwiązaniem wyjątkowo rozczarowującym. Autor postawił jednak na inne elementy, w związku z czym tło obyczajowe zeszło na dalszy (o wiele dalszy) plan.

Na całość składa się aż dwanaście zeszytów, dlatego przed lekturą można było spodziewać się, że będzie to opowieść prawdziwie monumentalna. Czy tak jest w istocie? I tak, i nie. Owszem, Brubaker zabiera nas w odległe zakątki kosmosu, ale akcja, która wypełnia kolejne strony, jest zwyczajnie nieangażująca. Toczy się od potyczki do potyczki, nie wzbudzając większych emocji. W paru momentach aż nie chciało mi się wierzyć, że za całość odpowiada ten sam scenarzysta, który dał nam znakomite „Zaćmienie”. Tutaj bowiem sprawia wrażenie, jakby stracił wszystkie swoje atuty, bądź odwalał pańszczyznę, robiąc to przy okazji po linii najmniejszego oporu.

Zaprezentowane w albumie rysunki to takie superhero w nieco karykaturalnym wydaniu. Wszystko wydaje się wyolbrzymione, jak w krzywym zwierciadle. W przypadku postaci wygląda to tak, że mężczyźni są przesadnie umięśnieni, z kolei kobiety szczują cycem – kostiumy wypychają olbrzymie biusty, a same trykoty ledwo przykrywają kształtne ciała. Całość utrzymana jest ponadto w stylu, który w wielu miejscach jako żywo przypomina mangę, co nader często widać w projektach postaci. Nie znoszę tej stylistyki, w której na dobrą sprawę wszystko jest podobne do siebie, więc trudno się dziwić, że wizualna strona albumu niespecjalnie mnie zachwyciła.

„Powstanie i upadek Imperium Shi'Ar” jest niestety pozycją mocno rozczarowującą. Mając w pamięci całkiem udaną „Morderczą genezę”, można było spodziewać się, że Ed Brubaker udźwignie temat i dostarczy nam jeśli nie komiks błyskotliwy, to przynajmniej zapewniający godziwą rozrywkę. Tymczasem nawet na tym polu jest przeciętnie, a całość okazuje się najzwyczajniej w świecie nieprzekonująca. Brak dobrze napisanych postaci i przede wszystkim interesującej fabuły zrobiły swoje – to główne wady najnowszej pozycji cyklu wydawniczego Marvel Classic.

Tytuł: Uncanny X-Men. Powstanie i upadek Imperium Shi'Ar
Seria: Marvel Classic
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Billy Tan, Clayton Henry
Kolory: Frank D'Armata, Will Quintana
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Uncanny X-Men. Rise and Fall of the Shi'Ar Empire
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: styczeń 2019
Liczba stron: 300
Oprawa: miękka
Papier: twarda
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3479-9

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz