poniedziałek, 18 marca 2019

Superman. Action Comics (Odrodzenie). Efekt Oza - Recenzja

Obie egmontowe serie z Supermanem w roli głównej, ukazujące się w ramach „Odrodzenia”, trzymają dość wysoki poziom. Nie każdy album jest co prawda równie dobry, czasami twórcom zdarzają się spadki formy, ale zazwyczaj jest przynajmniej nieźle. Mnie bardziej podchodzi dowodzone przez Dana Jurgensa „Action Comics”, w którym, zgodnie z tytułem, twórcy koncentrują się przede wszystkim na akcji, ale nie czynią tego w sposób bezrefleksyjny. Ucieszyłem się więc, gdy w planach wydawniczych pojawił się „Efekt Oza”, komiks co prawda znajdujący się poza oficjalną numeracją, ale nadal należący do serii.

Od jakiegoś czasu na wydarzenia w Uniwersum DC oddziałują różne nieznane siły. Jedną z nich jest tajemniczy Pan Oz, który wydaje się być żywotnie zainteresowany poczynaniami superbohaterów, szczególnie Supermana. Kilkukrotnie mieliśmy okazję widzieć jak Oz manipuluje otoczeniem, do tej pory jednak jego cele pozostawały niejasne. Teraz wychodzi z cienia, co więcej chce, by Superman opuścił Ziemię, bo ta jest, według niego, niegodna, by mogła korzystać z jego pomocy. Odkrycie kim jest tajemniczy mężczyzna ukrywający swą tożsamość pod kapturem i dlaczego jest tak ważny dla Kal-Ela, może okazać się kluczowe dla równowagi świata.

Omawiany tom miał wszystko, by stać się pozycją niezwykle istotną dla całego Uniwersum. Budowanie postaci Pana Oza trwało od dłuższego czasu, był ważną postacią już w „Uniwersum DC. Odrodzenie”, gdzie choć stał na boku wydarzeń,, to dość mocno intrygował. Czytelnicy zadawali sobie pytania – „Kim on jest?”, „Jakie są jego cele?”, „Dlaczego interesuje się superbohaterami?”. Teraz, gdy nadszedł czas na odpowiedzi, nie jest już niestety tak kolorowo, co więcej, często wydaje się, że Jurgens idzie po linii najmniejszego oporu, serwując nam banały pojawiające się w komiksach superbohaterskich od lat.

Ten i następne akapity zawierać będą spoilery – lojalnie ostrzegam! Największą wadą „Efektu Oza” jest niestety tytułowa postać. Fani zachodzili w głowę, kim ona jest. Padały teorie, że pod kapturem kryje się Ozymandiasz, co miałoby umocnić więzi między Uniwersum DC a światem Strażników i przygotować nas na nadchodzący wielkimi krokami „Zegar zagłady”. Cóż, takie rozwiązanie byłoby przynajmniej intrygujące, tymczasem okazało się, że Ozem jest nie kto inny, jak Jor-El, ojciec Supermana, o którym wszyscy myśleli, że zginął wraz z zagładą Kryptona. Jak dla mnie to wielki facepalm, bo po raz kolejny zastosowano tu sprawdzony motyw zaskakującego powrotu zza grobu i pojawienia się postaci, której nikt się nie spodziewał. I choć w tym przypadku chyba faktycznie nikt nie oczekiwał takiego rozwiązania całej sprawy, to zaskoczenie niknie, gdy uświadomimy sobie, jak bardzo odtwórcze jest to, co zaserwował nam Jurgens. Naprawdę, po takim budowaniu napięcia, jakie zafundowano nam w „Odrodzeniu”, rozwiązanie zagadki razi banałem.

Rozczarowuje także, że Oz na dobrą sprawę jest ledwie czyimś pionkiem, bo staruszek Kal-Ela został w chwili zagłady Kryptona ewakuowany przez nieznaną siłę z ginącej planety i przeniesiony na Ziemię. W tym momencie na pierwszym planie pojawia się również motywacja Oza, który czerpiąc z własnego doświadczenia, stara się przekonać Supermana, że ludzie są źli i małostkowi oraz zawsze doprowadzą do katastrofy. Jego argumentacja będzie wybiórcza i trudna do zaakceptowania dla każdego zdrowo myślącego czytelnika, tym bardziej dziwi fakt, że opierając się na niej, Oz mógł przedsięwziąć spore środki, by wprowadzić w życie plan ewakuowania Człowieka ze Stali z Ziemi. To wszystko jest zbyt grubymi nićmi szyte i zbyt naiwne, byśmy uwierzyli w zasadność jego poczynań. Jurgensowi niespecjalnie wychodzi także próba zrobienia z Jor-Ela postaci tragicznej, bo na przestrzeni albumu najpierw wypada jak zadufany w sobie megaloman, a później prezentuje się żałośnie – to srogie rozczarowanie, zwłaszcza zważywszy na to, z jaką pieczołowitością Oz był przygotowywany przez twórców do odegrania istotnej roli dla wydarzeń całego Uniwersum.

Czy ilustracje okazały się jaśniejszym elementem albumu? Tak, ale nie w każdym zeszycie. Otwierająca całość dwuczęściowa opowieść wizualnie prezentuje się słabiutko. Guillem March zwyczajnie odwalił pańszczyznę, nie przykładając się specjalnie do jakości wykonania – twarze bohaterów są brzydkie, czasem sprawiają wrażenie przerysowanych, a w scenach akcji dominuje wizualny chaos. Na szczęście dalej jest już lepiej. Na wysokości zadania stanął Viktor Bogdanovic, którego styl momentami przypomina mi rysunki Mikela Janina, co samo w sobie jest rekomendacją. Jego prace są o wiele bardziej przemyślane i miłe dla oka i pozostaje mi żałować, że nie rysował całości pięciozeszytowego „Efektu Oza”.

„Efekt Oza” jest komiksem ważnym dla ogólnego obrazu sytuacji panującej w Uniwersum DC, jednak mocno rozczarowuje. Po poprzednich tomach „Action Comics” taki znaczący spadek jakości jest dość przykry. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko chwilowa słabość i za chwilę Dan Jurgens powróci w glorii i chwale, dostarczając nam ponownie wysokiej jakości rozrywkę, jak miał to w zwyczaju robić wcześniej. Na pewno jest za wcześnie, żeby skreślać ten cykl i tego artystę, bo to dopiero pierwsze takie potknięcie w pięciu tomach zbiorczych.

Tytuł: Efekt Oza
Seria: Action Comics
Tom: poza numeracją
Scenariusz: Dan Jurgens
Rysunki: Viktor Bogdanovic i inni
Kolory: Mike Spicer, Hi-Fi
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Superman: Action Comics – The Oz Effect
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: styczeń 2019
Liczba stron: 168
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
ISBN: 978-83-281-4107-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz