niedziela, 6 stycznia 2019

Łasuch. Tom 2 - Recenzja

Pierwszy tom „Łasucha” spadł na mnie jak grom z jasnego nieba. Jeff Lemire zaprezentował w nim motywy postapokaliptyczne, które choć nie grzeszyły zbytnią oryginalnością, to dzięki niezwykłym pisarskim umiejętnościom autora bardzo mocno intrygowały. Pokazał świat, w którym najwięcej empatii zachowały hybrydy ludzi i zwierząt, a typowi przedstawiciele homo sapiens w ogromnej większości ulegli zezwierzęceniu. Fabuła chwytała za serce, dostarczając naprawdę mocnych wrażeń, więc teraz, gdy na księgarskich półkach pojawiła się kontynuacja, zasiadłem do lektury z bardzo dużymi oczekiwaniami.

Po tym jak przez jego działania Gus trafił do niewoli, Jepperd ma wyrzuty sumienia oraz świadomość, że zawiódł zaufanie chłopaka w najgorszy możliwy sposób. Chcąc naprawić swój błąd, wchodzi w sojusz z niebezpiecznymi mieszkańcami miasta i razem ruszają do siedziby milicji, by odbić przetrzymywane tam hybrydy. Jednak nowym sojusznikom niekoniecznie można ufać, sprawa, która ich połączyła jest bowiem chwilowa, a ukryte motywacje każdej ze stron doprowadzą do konfliktu raczej prędzej niż później. Okazuje się też, że chłopiec-jelonek może być kluczowy w kwestii odkrycia pochodzenia choroby, która zdziesiątkowała ziemską populację. Żeby wyjaśnić tę tajemnicę konieczna jest podróż na daleką Alaskę, ale trudno ruszyć się gdziekolwiek, przebywając pod kluczem.

Lemire w ciekawy sposób portretuje dzieci będące hybrydami ludzi i zwierząt. W znacznej mierze są to normalne ludzkie istoty, a jedynym, co je wyróżnia, jest niecodzienny wygląd. To jednak element wystarczający do tego, by część ocalałego społeczeństwa uznała je za dziwolągi i grupę o niepełnych prawach. Nietolerancja może pojawić się nawet w sielankowym otoczeniu, a co dopiero gdy mówimy o świecie wyniszczonym przez zarazę o nieznanym pochodzeniu, do którego najlepiej zaadaptowały się właśnie hybrydy. Gdy czegoś nie rozumiemy, z automatu się tego boimy, a to prowadzi w prostej linii do nienawiści i prześladowań. Błędne koło wrogości, przemocy i lęku nie potrzebuje wiele, by zacząć się obracać.

Postapokaliptyczna odnoga fantastyki rządzi się swoimi prawami i nader często występują w niej konkretne elementy i motywy. Pewnych klisz nie unika także Lemire, ale korzysta z nich z dużą dozą własnej inwencji, dzięki czemu nie odnosimy wrażenia nadmiernej wtórności. Jedną z nich są powstałe po przełomowym dla świata wydarzeniu społeczności, które najczęściej są zdegenerowane, a ich słynącym z silnej ręki liderom zdarza się korzystać z religijnych motywów, by kontrolować podwładnych. Ten element występował w tytułach nurtu postapo nie raz i nie dwa i znajduje zastosowanie także u Lemire'a. Szczęśliwie jest on jedynie środkiem do celu, . Dzięki temu czytelnicy skupiają swoją uwagę na głównej linii fabularnej i perypetiach Gusa i jego towarzyszy.

To relacje panujące w tej grupie stanowią prawdopodobnie największa zaletę drugiego tomu „Łasucha”. Nie można powiedzieć, żeby bohaterowie byli dobrani stuprocentowo zgodnie pod względem charakterologicznym – i bardzo dobrze, ponieważ to powoduje tarcia pomiędzy nimi. Swoje robi także przeszłość łącząca kolejne osoby, która najczęściej nie była zbyt przyjemna. Znalezienie w sobie szczypty zaufania może być kluczowe dla powodzenia wspólnej sprawy, tylko jak wykrzesać w sobie to uczucie, skoro dawniej zostało się za nie ukaranym? Lemire maluje te międzyludzkie więzy w bardzo przekonujący sposób, potrafi sprawić, że czytelnik autentycznie przejmuje się losami protagonistów.

Tak jak poprzednio, ilustracje to w znacznej mierze dzieło samego Lemire'a i ponownie odwala on przy nich kawał dobrej roboty. Artysta obiera ścieżkę dosyć umowną, prezentując zarówno świat, jak i bohaterów w nieco krzywym ujęciu. Zazwyczaj cenię sobie bardziej realistyczną kreskę w komiksie, ale przyznaję, że zaproponowana w „Łasuchu” stylistyka doskonale pasuje do charakteru opowieści, bo świetnie ujmuje degenerację świata przedstawionego i zaludniających go istot.

Jeśli ktoś obawiał się, że drugi tom „Łasucha” może być słabszy niż pierwszy, może przestać mieć wątpliwości – to komiks przynajmniej równie dobry, jeśli nawet nie odrobinę lepszy. Jeff Lemire umiejętnie rozbudowuje świat, w którym toczy się akcja i mimo korzystania z kilku gatunkowych klisz proponuje nam historię interesującą, emocjonującą i chwytającą za serce. Z dużą dozą niecierpliwości będę wypatrywał zamknięcia serii (to ma się ukazać w maju), ale te klika miesięcy oczekiwania będzie trudne – zżyłem się z Gusem i jego towarzyszami, dlatego chcę szybko dowiedzieć się, w jaki sposób zakończy się ta fascynująca podróż.

Seria: Łasuch
Tom: 2
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire i inni
Kolory: Jose Villarubia, Jeff Lemire
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Sweet Tooth The Deluxe Edition Book Two
Wydawnictwo: Egmont Polska
Wydawca oryginału: Vertigo (DC Comics)
Data wydania: listopad 2018
Liczba stron: 300
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3456-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz