Alan Moore jest twórcą, który wprowadził nową jakość do wielu tytułów i gatunków. Zrewolucjonizował komiks superbohaterski, spojrzał na nowo na historię alternatywną, a także, jak w „Sadze o Potworze z Bagien”, w niebanalny sposób podszedł do kwestii ekologii i szeroko pojętego folkloru amerykańskiego. Przez dłuższy czas za co by się Anglik nie wziął, efektem jego pracy okazywało się czyste złoto. Nie inaczej jest w omawianej serii. Już jej pierwszy tom olśniewał i czarował, dlatego z niecierpliwością oczekiwałem na kontynuację, licząc, że i ona przyniesie podobne wrażenia.
Drugi tom zbiorczy „Sagi” zbiera zeszyty, za które odpowiadał Alan Moore. Ponownie mamy tu więc osobne historie, które im bliżej końca, tym bardziej się zazębiają, tworząc ostatecznie większy obraz. Kolejne opowiadania mają dość szeroki przekrój tematyczny. Poznamy między innymi kloszarda żywiącego się odpadami atomowymi, dowiemy się, jak mogła potoczyć się ewolucja wampirzego gatunku, będziemy też świadkami niepokojącego związku między miesiączkowaniem a likantropią. Autor połączył też fabułę swojej serii z tworzonym w tym samym czasie „Kryzysem na Nieskończonych Ziemiach”, który był wówczas głównym wydarzeniem toczącym się w Uniwersum DC.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Moore potrafi reinterpretować motywy, wydawałoby się po stokroć ograne (nawet w latach osiemdziesiątych, kiery ten komiks powstawał). Mowa tu między innymi o prezentowaniu wampirów, obecnych wszak w folklorze i popkulturze od dawna. W „Sadze o Potworze z Bagien” krwiopijcy są autentycznie źli, a w ich kreacji nie ma ani krztyny tak popularnego dzisiaj romantyzmu. To prawdziwe potwory, dla których liczy się głównie własne przetrwanie. Zmiana kilku akcentów i nowe otoczenie, w którym dotąd wampirów nie widywaliśmy, a także lekka modyfikacja samych stworów dają nam w efekcie w jednym z segmentów albumu mieszankę prawdziwie piorunującą.
Moore sięga tu także po inne potwory występujące na co dzień w opowieściach grozy, by na ich kanwie stworzyć coś więcej aniżeli opowieść z dreszczykiem, której podświadomie spodziewamy się, gdy na scenie pojawiają się wampiry, wilkołaki i zombie. Czarownik z Northampton wykorzystuje je po to, by pokazać lęki i grzechy Stanów Zjednoczonych. W kolejnych zeszytach znajdujących się w tym tomie „Sagi”, porusza tematy trudne i dzielące społeczeństwo amerykańskie wtedy i teraz. Moore ma coś do powiedzenia między innymi na temat rasizmu oraz wracających do życia demonów przeszłości. Zadaje pytania o to, czy popełniane kiedyś błędy muszą determinować nasze zachowanie i czy jesteśmy skazani na powtarzanie ich raz po raz.
Niektóre z zaprezentowanych tu opowiadań to także, a może przede wszystkim, opowieść o ważnym etapie w rozwoju samego Potwora z Bagien. Dawny Alec Holland odkrywa kolejne możliwości swojej obecnej formy. Za ich pomocą podróżowanie po świecie staje się dziecięcą igraszką, a bohater może w dowolnej chwili znaleźć się tam, gdzie tylko chce. Co więcej, staje się praktycznie nieśmiertelny, a przynajmniej bardzo trudny do unicestwienia. Na horyzoncie zaczynają też pojawiać się opcje na pierwszy rzut oka nieprawdopodobne, jak ożywianie martwych przedmiotów czy kontrola więcej niż jednego wcielenia. Choć na razie Moore przedstawia zarysy tych kwestii, to w momencie sięgnięcia po wymyślone przez siebie rozwiązania (trzeci tom?) z pewnością wszystko odpowiednio umotywuje. To zresztą jedna z największych zalet jego pracy przy postaci Potwora. Całość, mimo swojej fantastyczności, jest napisana w taki sposób, że nie mamy trudności z uwierzeniem, że rzecz może zaistnieć w „realu”.
Najbardziej anachronicznym elementem okazuje się warstwa graficzna albumu. To produkt swoich czasów – dzisiaj rysuje się po prostu nieco inaczej. Jeśli jednak odpowiednio wczujemy się w klimat luizjańskich mokradeł, szybko znajdziemy przyjemność w obserwowaniu efektów pracy grafików. Zachwycać może na przykład prezentowana od czasu do czasu bujna roślinność bagien i innych lokacji. Często wykrzywiona i zdeformowana, czaruje wielością form i barw. Także prezentacja bestiariusza stoi na wysokim poziomie. Mnie spodobało się zwłaszcza przedstawienie wampirów. Woch i Bissette perfekcyjnie oddali zamysł Moore'a, rysując potwory niepokojące i perfekcyjnie przystosowane do nowych warunków, w jakich kazał im żyć scenarzysta.
Drugi tom zbiorczy „Sagi o Potworze z Bagien” prezentuje przynajmniej równie wysoki poziom jak „otwieracz”, a w niektórych elementach nawet go przewyższa. To kolejne dzieło Alana Moore'a, o którym można powiedzieć, że jest jednym z najjaśniejszych punktów w całej historii medium komiksowego. Tym razem Brytyjczyk dał nam to, co tak dobrze zagrało poprzednio oraz kilka motywów znacząco rozwijających prowadzoną przez niego postać. Ponowne pojawienie się tego tytułu na polskim rynku (poprzednie wydanie było dość trudno dostępne) to bezsprzecznie spore wydarzenie, a co najważniejsze, reputacja „Sagi” nie jest w żadnym miejscu przesadzona – to rzeczy prawdziwie znakomita, która docenią także kolejne pokolenia komiksiarzy.
Seria: Saga o Potworze z Bagien
Tom: 2
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Stephen Bissette, John Totleben i inni
Kolory: Tatjana Wood
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Saga of the Swamp Thing Book Two
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Vertigo
Data wydania: wrzesień 2018
Liczba stron: 432
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-3437-9
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz