poniedziałek, 5 listopada 2018

Ludzie Północy. Tom 2: Saga islandzka - Recenzja

Ukazanie się w Polsce pierwszego tomu „Ludzi Północy” było dla mnie swego rodzaju niespodzianką. Jasne, zdawałem sobie sprawę, że Egmont coraz mocniej eksploruje od jakiegoś czasu katalog Vertigo, tym niemniej pójście w stronę komiksu quasi-historycznego było zgoła nieoczekiwane. Tym bardziej, ze dzieło Briana Wooda, choć bardzo dobre, nie jest w zasadzie miarodajną wizytówką tego konkretnego imprintu. W sumie nieważne dlaczego komiks ukazał się w Polsce, najważniejsze jest, że okazał się tytułem bardzo dobrym, a odkąd poznałem „Sagę anglosaską” miałem dużą ochotę przeczytać jej kontynuację. Ta trafiła w końcu na księgarskie półki.

Konstrukcja drugiego tomu serii jest identyczna, jak w przypadku pierwszej odsłony. Otrzymaliśmy kilka opowiadań, które choć nie są ze sobą powiązane, to tworzą dość kompletny obraz osadnictwa na ziemiach islandzkich. Dowiemy się zatem jak przebiegała podróż morska pionierskiej grupy Wikingów, poznamy dalsze losy Swena, który tym razem stanie w obronie rodziny, ponadto autor opowie o tym, jakie okoliczności doprowadziły do uwięzienia pod lodem pewnej młodej dziewczyny, będziemy także świadkami walki rodu Haukssonów o przetrwanie na niegościnnych terenach Islandii.

Jedno z zamieszczonych tu opowiadań dotyczy ponownie Swena, o którym czytaliśmy już w najdłuższym segmencie pierwszego tomu. Tym razem otrzymujemy swoisty suplement, dopełnienie losów tego charakterystycznego i charakternego protagonisty. Bohater zostaje postawiony w sytuacji, w której musi chwycić za miecz, gdy jego rodzina znajduje się w niebezpieczeństwie spowodowanym przez grupkę żądnych wojaczki młodych wikingów. Dla bohatera liczy się przede wszystkim spokój i rodzina – chce żyć bez konieczności walki, która nie omijała go w jego burzliwym życiu. I choć nie jest w stanie jej uniknąć, to podobać się może jego motywacja i postawa – Swen nie dąży do konfrontacji, ale nie będzie jej unikał, gdy zagrożone jest życie jego bliskich.

Brian Wood zagłębia się w ciekawe rejony świata przedstawionego. Często nie koncentruje się na wielkich wydarzeniach, tylko pochyla się nad życiem jednostek. Tak dzieje się na przykład w „Dziewczynie w lodzie”. Jej główny bohater, bezimienny starzec, pewnego dnia odnajduje pod lodem ciało młodej dziewczyny. Zafascynowany znaleziskiem, chce dowiedzieć się dlaczego znalazła się ona w takim położeniu. To punkt wyjścia do zastanowienia się nad kwestią, że nie wszystko wygląda tak, jak prezentuje się na pierwszy rzut oka. Tyczy się to zarówno postępowania mężczyzny, które bardzo łatwo zostaje mylnie odczytane przez okoliczną społeczność, jak i matki zmarłej dziewczyny. Autor daje nam pod rozwagę kwestię odpowiedzialności, a wnioski jakie płyną z lektury, nie stawiają niektórych jej bohaterów w zbyt korzystnym świetle.

Warto zwrócić uwagę na najdłuższą składową „Sagi islandzkiej”. Historia skupiająca się na losach Haukssonów, rodziny osadników próbujących ułożyć sobie życie w Islandii, toczy się na przestrzeni prawie czterystu lat i opisuje kolejne etapy walki tego rodu o przetrwanie. W tej, trzeba przyznać, rozpisanej ze sporym rozmachem opowieści, Wood w niezwykle interesujący sposób porusza kwestię czy duma i chęć zachowania dawnej tożsamości mogą być bardziej istotne od życia w spokoju, niejako z boku wielkich konfliktów. Czy przetrwanie, ale kosztem sporej zmiany i pokłonienia się nowemu oraz zaprzeczenia własnej przeszłości, może być odpowiednią wartością, wokół której warto budować własną przyszłość? A może lepiej pozostać dumnym i nie mieć obiekcji przed korzystaniem z żelaza? „Trylogia islandzka” przynosi zajmujące przykłady bohaterów kierujących się oboma tymi, nieco przeciwstawnymi filozofiami.

Każdy segment albumu ilustrował inny artysta. Mnie bardzo przypadł do gustu styl Fiony Staples. Znana z „Sagi” artystka świetnie oddaje rosnący powoli wśród załogi osadniczej łodzi obłęd. Jej prace są dość ostre, utrzymane w realistycznej konwencji i momentami mocno sugestywne. Szkoda, że pracowała tylko przy tym jednym, króciutkim opowiadaniu. Bardzo dobrze spisała się także Becky Cloonan. W „Dziewczynie w lodzie” grubo ciosa twarze, jest też raczej oszczędna w twórczej ekspresji, co doskonale pasuje do tej przeraźliwie smutnej, dołującej historii. Z kolei najdłuższą składową tomu rysowało trzech plastyków, spośród których najlepiej wypadł Paul Azaceta, który rysuje w charakterystycznym dla siebie, surowym i stonowanym stylu.

Drugi tom „Ludzi Północy” stoi na naprawdę wysokim poziomie. Czy jest to komiks lepszy od „Sagi anglosaskiej”? Ciężko powiedzieć. Uczciwiej będzie postawić tezę, że oba są siebie godne i oba stanowią kawał zajmującej, choć mocno pesymistycznej lektury. Jestem pod dużym wrażeniem pracy Briana Wooda i wszystkich artystów, bo jej efekty są więcej niż zadowalające. Na końcu tomu nie ma niestety podanej daty ukazania się trzeciej, zamykającej całość odsłony, mam jednak nadzieję, że nie będziemy musieli czekać na nią zbyt długo. 

Seria: Ludzie Północy
Tytuł: Saga islandzka
Tom: 2
Scenariusz: Brian Wood
Rysunki: Becky Cloonan, Fiona Staples i inni
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Northlanders. Book 2: The Icelandic Saga
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: wrzesień 2018
Liczba stron: 296
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-2813-443-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

3 komentarze:

  1. Jestem świeżo po pierwszym tomie i bardzo mi się podobał. Wprawdzie dwie historie nieco mniej do mnie przemówiły, ale tak całość wypadła rewelacyjnie. Teraz czekam na drugi tom ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinnaś być zawiedziona - poziom jest podobny. :)

      Usuń
    2. Dzisiaj odebrałam, zabieram się w weekend ;)

      Usuń