piątek, 2 listopada 2018

Harley Quinn (Odrodzenie). Tom 2: Joker kocha Harley - Recenzja

Poprzedni tom “Harley Quinn” był tym, w którym seria złapała lekką zadyszkę. Być może takie zdanie brzmi dziwnie, gdy uświadomimy sobie, że “Umrzeć ze śmiechem” to odsłona numer jeden, jednak warto pamiętać, że cykl ukazujący się w “Odrodzeniu” jest bezpośrednią kontynuacją tego z “Nowego DC Comics”, a run obecnych twórców trwa już naprawdę długo - “Joker kocha Harley” to de facto ósmy tom tej ekipy. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie może mieć miejsce pewien recycling pomysłów. Tym razem wrażenie powtórki z rozrywki nie jest na szczęście aż tak dojmujące.

Życie Harley na Conney Island nie należy do najspokojniejszych. Ba, jego intensywność sprawia, że nasza bohaterka potrzebuje chwili wytchnienia. Na długo wyczekiwany urlop na Bahamach zabiera Poison Ivy. Odpoczynek ma jednak to do siebie, że szybko się kończy. Obowiązki wzywają, a po powrocie do Nowego Jorku dr Quinzell będzie miała ręce pełne roboty, ponieważ na arenie wydarzeń pojawia się ktoś, kto powinien dawno temu zniknąć z jej życia. Pan J chce ponownie zdobyć serce Harley i wydaje się nawet, że wyciągnął wnioski ze swojego dawnego zachowania, bo teraz całym sobą prezentuje zupełnie inne podejście. Coś jednak w całej tej sytuacji nie gra, a bohaterka ma zamiar dowiedzieć się co to takiego i wykorzystać wszelkie dostępne środki by to osiągnąć.

Jedną z ważniejszych postaci w życiu panny Quinn jest bez wątpienia Joker. Książę zbrodni z Gotham City zawładnął umysłem bohaterki, gdy ta była jeszcze psychiatrą w Azylu Arkham i od tego czasu co jakiś czas próbuje ponownie wejść z nią w bliższe relacje. Harley jest jednak nieugięta, od czasu gdy Joker próbował ją zamordować trzyma się od byłego kochanka na dystans. Opisana w “Joker kocha Harley” sytuacja stanowi ciekawą wariację na temat łączącej obie postaci relacji. Conner i Palmiotti nie poszli po linii najmniejszego oporu, tylko twórczo podeszli do sprawy, co w efekcie dało opowieść całkiem zaskakującą i angażującą.

„Harley Quinn” od początku jest w zasadzie serią dosyć optymistyczną i pozytywną. Nie inaczej jest i w tym tomie. Przygody głównej bohaterki charakteryzuje lekkość i uniwersalność, bo mimo pewnej dozy kontrowersji jaką niesie ze sobą sama postać Quinn – jest ona w końcu antybohaterką, a jej niekonwencjonalny sposób rozwiązywania kolejnych problemów niekoniecznie jest zgodny ze społecznymi standardami, to posiada serce po właściwej stronie i w ostatecznym rozrachunku zazwyczaj postępuje właściwie (przynajmniej jeśli mowa o tej konkretnej interpretacji postaci).

Kolejne tomy perypetii Harley są zazwyczaj skonstruowane w ten sposób, że obok dłuższej, kilku zeszytowej historii, mamy też kilka mniejszych, w pewien sposób uzupełniających całość, lub zwyczajnie stojących obok głównej linii wydarzeń (te ostatnie to zazwyczaj numery okolicznościowe). Tak jest także w przypadku drugiego z „odrodzonych” tomów serii. Obok głównej, traktującej o Jokerze składowej, znajdziemy też krótsze segmenty, z czego jeden zajmuje się tematem wakacji głównej bohaterki. Pomysł wyjściowy jest ciekawy, bo Harley i Ivy wyjeżdżają do ośrodka dla naturystów, którego właścicielem jest stary znajomy, Sy Borgman. Całość jest leciutka i przyjemna, ale w oczy akurat najbardziej rzuca się tu sposób rysowania – zabawne jest wyłapywanie wszystkich sposobów maskowania przez rysownika piersi, pup czy miejsc intymnych kolejnych postaci. Drugi z tych zeszytów to okolicznościowa historyjka świąteczno-noworoczna, w której scenarzyści zastosowali wielokrotnie wykorzystywany przez siebie motyw przygód pod wpływem działania substancji psychoaktywnych/uderzenia w głowę/zjedzenia nieświeżego jedzenia (niepotrzebne skreślić). Ponownie jednak wyszli obronną ręką, bo opowiastka jest po prostu sympatyczna i czyta się ją z dużą doza przyjemności.

Rysunki nie odbiegają od standardu obecnego w cyklu od samego początku. Ponownie mamy do czynienia z pracami starych znajomych, takich jak Chad Hardin czy John Timms. Osobiście bardzo lubię styl tego pierwszego, więc nieco „smutłem”, gdy jego nazwisko zobaczyłem w liście płac ledwie jednego zeszytu. Jak się jednak okazało, prace pozostałych artystów nie pozwoliły tego faktu zbytnio roztrząsać, bo zwyczajnie stoją one na wysokim poziomie. Główną historię w tomie rysował tym razem John Timms, który zaprezentował się dynamicznie i kolorowo, chociaż miejscami, zwłaszcza w scenach akcji, nieco przesadził z przeładowaniem elementami, co sprawiło, że kadry bywają mało czytelne. To jednak mankament na dobrą sprawę marginalny, bo większość ilustracji jest po prostu dobra i miła dla oka.

„Joker kocha Harley” jest tomem, w którym Amanda Conner i Jimmy Palmiotti otrząsają się na szczęście z lekkiego marazmu i zastoju, który dotknął serię w poprzedniej jej odsłonie. Wydaje się, że zawarty tu humor jest mniej wymuszony i zabawniejszy niż wówczas, co przywróciło tytułowi jakże potrzebną lekkość. Jasne, „Harley Quinn” jest cyklem, którego nie można czytać ciągiem, wtedy bowiem wyraźnie widać jego mankamenty, jednak jeśli siądzie się do niego raz na jakiś czas, przyniesie dużo łatwo przyswajalnej zabawy. Tak właśnie jest w tym przypadku.

Tytuł: Joker kocha Harley
Seria: Harley Quinn
Tom: 3
Scenariusz: Amanda Conner, Jimmy Palmiotti
Rysunki: John Timms i inni
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Harley Quinn Vol. 3: Joker Loves Harley
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2018
Liczba stron: 156
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 165 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3405-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz