piątek, 9 listopada 2018

Thorgal. Kriss de Valnor. Tom 8: Strażnik Sprawiedliwości - Recenzja

W thorgalowych seriach nie dzieje się ostatnimi czasy szczególnie dobrze. Główny cykl przeszedł spore zawirowania i stracił scenarzystę po szczególnie udanym albumie („Szkarłatny Ogień”), podobnie stało się w przypadku „Kriss de Valnor”. Z obu odszedł Xavier Dorison, który dzięki swojej pracy, na wielu fanach, w tym na mnie, zrobił naprawdę dobre wrażenie. Na szczęście spin-off traktujący o przygodach czarnowłosej awanturniczki utrzymał drugiego z pisarzy, którzy pracowali przy udanej „Górze Czasu”. Mathieu Mariolle musiał jednak samemu udźwignąć ciężar kontynuacji tamtego albumu i jednocześnie zamknięcia całej serii.

„Góra Czasu” pozostawiła akcję w zawieszeniu. Kolejny tom podejmuje przerwane wówczas wątki i pcha je ku nieuchronnemu finałowi. Jolan kontynuuje swoją potyczkę z Magnusem, a jej stawką jest przyszłość ludów, którym każdy z nich przewodzi. Syn Thorgala pragnie zawrzeć sojusz z niedawnym wrogiem, ale lider armii boga Javhusa nie jest skłonny, by przystać na takie rozwiązanie. Z kolei Kriss kontynuuje podróż poprzez zbocza Góry Czasu, napotykając kolejne wersje samej siebie. Wszystko ma na celu odnalezienie jej syna, Aniela. Jednak by tego dokonać, bohaterka będzie musiała podjąć niezwykle trudną decyzję. Kwestia jest taka, czy jest na nią gotowa?

Podobnie jak w poprzednim tomie, także tutaj śledzimy akcję dwutorowo. Wątek Jolana skupia się na konfrontacji młodego króla Wikingów z Magnusem, wodzem wyznawców jedynego Boga. To, co można o nim powiedzieć dobrego, to że jest w nim dużo akcji i jest utrzymany w klimacie dość lekkiej i toczącej się w żywym tempie przygodówki. Nie ma jednak co ukrywać, że jest to też wątek prosty i szyty dość grubymi nićmi, a Jolan przedstawiony jest w nim jako bohater bez skazy, który dąży do porozumienia i chce przemówić do rozsądku twardogłowemu przeciwnikowi. Mając w pamięci jego perypetie z dzieciństwa, taki absolutny altruizm nie do końca mi do tej postaci pasuje.

Lepiej prezentuje się za to druga połowa albumu, poświęcona już tytułowej bohaterce całej serii. Dobrze rozwinięta zostaje w niej przemiana głównej bohaterki, którą zasygnalizował już poprzedni tom. Przez dłuższy czas mieliśmy okazję oglądać Kriss jako waleczną i niebezpieczną kobietę. Tak pokazał ją Van Hamme, gdy wprowadzał tę niezwykle charakterystyczną postać na arenę wydarzeń. Wiele jej czynów było naprawdę złych i niejeden raz mocno zaszkodziła Thorgalowi i jego rodzinie. Od jakiegoś czasu jednak bohaterka stara się zrehabilitować, a podsumowanie tego procesu następuje właśnie na łamach „Strażnika sprawiedliwości”. Czy dość znacząca zmiana charakteru i w pewnym momencie bardzo zaskakujące zachowanie wciąż pasują do Kriss de Valnor? Ja stoję na stanowisku, że jak najbardziej, bowiem ta ewolucja była od początku sensownie umotywowana. Jasne, co bardziej zajadłe fanki-feministki będą zapewne warczeć, że jakże to tak – Kriss walczy za rodzinę? Rzeczywistość wygląda jednak tak, że droga, która podążyli twórcy, a w której Aniel nie padł ofiarą aborcji ani innych przeciwności losu, jest poprowadzona dobrze, a zmiana nastawienia głównej bohaterki następowała stopniowo.

Finałowego tomu „Kriss de Valnor” nie można co prawda traktować jako komiksu niezależnego, ale nie sądzę, by była to wielka wada. Na tym etapie cyklu i tak sięgną po niego tylko ci, którym poprzednie odsłony przypadły do gustu lub zatwardziali kolekcjonerzy, muszący mieć na półce wszystko co tylko wydano z logo „Thorgal”. Od pewnego czasu wiadomo także, że co do wszystkich serii pobocznych nie można mieć zbyt wysokich oczekiwań – to rozrywka, która raczej nie ma większych ambicji. To także serie różne od „Thorgala”, w którym promowanie pozytywnych wartości było jedną z cech fundamentalnych i wpisanych w DNA cyklu. Na końcowym etapie „Kriss” nieco do tego podejścia nawiązuje i za to należy jej się pochwała.

Rysunki to ponownie dzieło Freda Vignaux, który niestety nie do końca jest w moim odczuciu artystą pasującym do serii około-thorgalowej. Co prawda wciąż wypada całkiem nieźle w scenach akcji, które są dynamiczne i efektowne, ale sytuacja ma się gorzej, gdy przychodzi do przedstawienia twarzy bohaterów. Zastrzeżenia można mieć zwłaszcza do interpretacji Jolana, który nie tylko momentami nie ma swoich rysów, ale nawet na kolejnych kartach przedstawiany jest odrobinę inaczej. I choć ostatecznie da się to oglądać, to zdecydowanie lepsze wrażenie sprawia jednak Roman Surżenko, pracujący przy innych spin-offach.

To, że seria „Kriss de Valnor” dobiegła końca jest informacją dobrą. Ileż można w końcu doić tę krowę? Szczęśliwie, zamknięcie całości sprawia niezłe wrażenie. Do twórców można mieć jednak kilka zastrzeżeń, co nie pozwala oceniać zakończenia jednoznacznie pozytywnie. Taki stan rzeczy nijak nie dziwi – poziom thorgalowych cykli pobocznych od początku nie wznosił się na zbyt dużą wysokość, ale jeśli potraktować je jako czystą rozrywkę, można było być ukontentowanym. Do poziomu najlepszych tomów „Thorgala” jest tu co prawda bardzo daleko, ale podczas lektury można się całkiem dobrze bawić. A o to w końcu w tym konkretnym tytule chodzi.

Tytuł: Strażnik sprawiedliwości
Seria: Thorgal. Kriss de Valnor
Tom: 8
Scenariusz: Mathieu Mariolle
Rysunki: Frederic Vignaux
Kolory: Gaetan Georges
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Tytuł oryginału: Le maître de justice
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Le Lombard
Data wydania: październik 2018
Liczba stron: 48
Oprawa: miękka
Format: 197 x 270
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3546-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

1 komentarz:

  1. w fantasy potrzeba autentyzmu:

    https://krajscytyjski.blogspot.com/2018/09/wartosci-w-dzieach-fantasy.html

    OdpowiedzUsuń