poniedziałek, 1 października 2018

100 Naboi. Tom 3 - Recenzja

Przyznam uczciwie, że nie byłem początkowo do „100 Naboi” specjalnie przekonany. Pierwszy tom nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia – owszem, był całkiem dobry, ale nie rozumiałem zachwytów, jakie ten tytuł wywoływał wśród komiksiarzy. Sytuacja zaczęła się nieco zmieniać w „dwójce”, kiedy Azzarello dołożył w końcu do całości szerszy kontekst, co sprawiło, że opowieść zyskała głębię, stając się czymś więcej aniżeli kolejnymi historyjkami o możliwości dokonania przez bohaterów sprawiedliwej zemsty. Ta tendencja wzrostowa napawała mnie optymizmem przed lekturą kolejnej odsłony cyklu. Jak zatem prezentuje się kontynuacja losów Gravesa, Shepherda i innych? O tym poniżej.

Każda kolejna strona trzeciego albumu serii przynosi nam jeszcze więcej wiedzy i coraz to nowsze odpowiedzi na istotne pytania powstałe podczas lektury poprzednich części. Mamy okazję spojrzeć na relacje panujące w jednej z najpotężniejszych rodzin wchodzących w skład Trustu, poznajemy losy Lono, twardego skurwysyna i byłego Minutemena, który tym razem ląduje w więzieniu, ale może zmienić swoje położenie dzięki panu Shepherdowi; poza tym ponownie spotkamy dawno niewidzianą Dizzy Cordovę oraz dowiemy się czy łatwo jest powrócić do pełnego niebezpieczeństw życia w służbie Firmie. Innymi słowy – dzieje się dużo i naprawdę jest na czym zawiesić oko!

Azzarello w trzecim tomie zbiorczym w końcu daje nam więcej informacji na temat poszczególnych Minutemenów. W dwóch zamieszczonych tu epizodach to właśnie oni, ochroniarze i cyngle Trustu, grają pierwsze skrzypce. Historia z udziałem Lono jest dynamiczna i brutalna, dokładnie taka, jak sam bohater, który po trafieniu do więzienia staje się w nim niezwykle istotną personą. Scenarzysta przedstawia nam fabułę brutalną i surową, korzystającą z wielu klisz opowieści więziennej ale obracającą ją na swoją korzyść. Ponadto otrzymujemy potwierdzenie, że cała seria spięta jest wielką klamrą – wraca jeden z bohaterów, których poznaliśmy wcześniej, niejaki Loop, a zabieg zostaje powtórzony także na kolejnych kartach, w innym opowiadaniu, co przypomina, że całość należy czytać z dużą uwagą, bo wątki wydawałoby się, zamknięte i bohaterowie niby już wykorzystani, mogą wypłynąć w mało oczekiwanych momentach i wciąż okazują się być istotni dla opowieści.

W tomie numer trzy zdecydowanie mniej jest samego Gravesa. Była pierwsza strzelba Firmy stoi tym razem w cieniu, oddając pole innym bohaterom. Nie oznacza to jednak, że nie ma wpływu na przebieg wydarzeń. Co to, to nie. „Człowiek z aktówką” nadal jest bardzo istotny, ale jego wpływ jest o wiele bardziej dyskretny. Na pierwszym planie stoi za to kolejny z Minutemanów, niejaki Wylie Times. Kilkuzeszytowa opowieść, w której to on jest głównym bohaterem, czaruje dekadenckim klimatem i misterną konstrukcją fabularną. Azzarello wspina się w niej na wyżyny scenopisarskiego kunsztu, doskonale łącząc wątki, czasem mieszając chronologię wydarzeń, stawiając obok siebie motywy, wydawałoby się, niepowiązane, co w efekcie robi kolosalne wrażenie – całość wzbudza sporo emocji, a losem poszczególnych postaci można się naprawdę przejąć.

To, co wyróżnia tę odsłonę „100 Naboi” to także decyzja scenarzysty, by wyjaśnić genezę Firmy. Jak można było przewidywać, jej historia sięga daleko w przeszłość, do czasów przed powstaniem Stanów Zjednoczonych. Jak każda tajemna organizacja, pragnąca pozostać w cieniu, ale mieć w swoich rękach pełnię władzy, Trust działa z ogromnym rozmachem. Chce kontroli nad wydarzeniami, władzy i bogactwa – na dobrą sprawę, nie ma tu więc niczego zaskakującego, czego nie znalibyśmy wcześniej z opisów innych tego typu stowarzyszeń. I to może być dla niektórych pewnym zgrzytem, ale myślę, że nie warto zbyt narzekać, lecz raczej docenić rozmach, z jakim Trust działa i fakt, że nie opiera on swoich działań na niczym uduchowionym. Tu chodzi o władzę i dostatek – taka motywacja jest bardziej wiarygodna niż mistyczne tajemne stowarzyszenia oparte na jakiejś formie religii bądź ezoteryki.

To dla mnie nieco zaskakujące, ale na przestrzeni tych prawie sześćdziesięciu zeszytów zdążyłem nie tylko przyzwyczaić się do specyficznego stylu Eduardo Risso, ale nawet nieco go polubić. Początkowo ilustracje wydawały mi się wyjątkowo szpetne, nieprzystające do interesującego scenariusza, z czasem jednak nauczyłem się doceniać ich wartość – w pewnym stopniu polubiłem nawet ich charakterystyczną pokraczność, a gdy to się stało, przyszły kolejne rzeczy, takie jak większe docenienie kunsztu przy planowaniu kadrów czy umiejętności gry kontrastami.

„100 Naboi” zyskuje z każdym kolejnym tomem zbiorczym. Poziom tej serii rośnie z albumu na album, a biorąc pod uwagę jak wysoko wisi poprzeczka po jej trzeciej odsłonie, aż strach pomyśleć co Azzarello zaserwuje nam dalej. A może nastąpi spektakularna wtopa? Cóż, w popkulturze wszystko jest możliwe, już nieraz wszak mieliśmy do czynienia z cyklami świetnie rozpoczętymi, a zakończonymi tak, że lepiej nie mówić, ale w tym konkretnym przypadku nie wydaje mi się, by taka sytuacja miała prawo zaistnieć. A jak to wyjdzie w praktyce, sprawdzimy już w grudniu tego roku.

Seria: 100 Naboi
Tom: 3
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Tytuł oryginału: 100 Bullets Book Three
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics (Vertigo)
Data wydania: sierpień 2018
Liczba stron: 528
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170x260
Wydanie: I

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Arena Horror i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

2 komentarze: