niedziela, 9 września 2018

Powrót Mrocznego Rycerza. Ostatnia Krucjata - Recenzja

„Powrót Mrocznego Rycerza” to jeden z najwybitniejszych komiksów wszech czasów. I nie mowa tu wyłącznie o nurcie trykociarskim, ale o całym medium. Frank Miller zaprezentował w nim niebanalne podejście do tematu, na zawsze zmieniając świat zamaskowanych herosów. Późniejsza kontynuacja, "Mroczny Rycerz kontratakuje", mocno podzieliła czytelników, a wielu z nich uznało ją za wyjątkowo nieudaną, wręcz karykaturalną. Znaleźli się jednak i tacy, którzy docenili także tę odsłonę cyklu. Już niebawem polscy fani będą mieli okazję zapoznać się z jego trzecią częścią, ale zanim to nastąpi, w nasze ręce trafia swoista przystawka – prequel oryginału.

Joker ponownie ląduje w Azylu Arkham. Morderczy klaun nie zamierza jednak spędzać w zamknięciu zbyt wiele czasu. Podczas gdy szykuje ucieczkę, Batman szkoli swojego młodocianego pomocnika. Kolejny Robin, którym tym razem jest Jason Todd, prezentuje duże umiejętności jeśli idzie o walkę, ale, co mocno niepokoi Batmana, ma problemy z samodyscypliną i kontrolą nad gniewem. Każda misja to dla niego sprawdzian i możliwość udowodnienia, że potrafi zachować się właściwie i jest dobrym wyborem. Kolejną okazją do zweryfikowania oczekiwań jest dla niego sprawa, w której ktoś zdaje się wykorzystywać bogatych mieszkańców miasta do swoich celów.

Tym, co odróżnia ten epizod od poprzednich, jest chociażby fakt, że Frank Miller nie napisał go sam. Doświadczonego twórcę w pracy wspomagał Brian Azzarello. Obaj panowie zdecydowali się pokazać wydarzenia, które doprowadziły do tego, że Batman ściągnął maskę. Czy udało im się to zaprezentować w wystarczająco wiarygodny sposób? Myślę, że przynajmniej po części można tak powiedzieć, bowiem motyw, którym kieruje się Nietoperz podczas podejmowania tej decyzji jest dość sensowny. Dla nikogo, kto choć pobieżnie zna oficjalną biografię Jasona Todda, nie będzie specjalnym zaskoczeniem jakie okoliczności opisują scenarzyści. Pokazanie charakteru Robina było dobrym krokiem ii całkiem udanie przedstawili tę część psychiki bohatera, która pcha go ku nocnej brawurze. Co prawda w jego przypadku trochę zabrakło tła obyczajowego, ale można to niedociągnięcie autorom wybaczyć.

Zaprezentowana w „Ostatniej krucjacie” opowieść nie jest zbyt obszerna. Ten materiał sprawiałby jeszcze lepsze wrażenie, gdyby Miller i Azzarello bardziej go rozwinęli – objętość około sześćdziesięciu stron nie wydaje się bowiem zbyt imponująca, wymusiła ona także skrótowe przedstawienie niektórych wątków. I to akurat widać. Po macoszemu potraktowano chociażby Jokera, czego można było uniknąć, rozwijając sceny w Azylu Arkham, gdzie zabrakło pokazania, jaki wpływ ma ten złoczyńca na resztę zakwaterowanych tam pacjentów. Nie zaszkodziłoby też, gdyby twórcy nieco zmodyfikowali zakończenie i pewne rzeczy pokazali, zamiast ledwie sugerować. Wiem, że Batman jest bohaterem mainstreamowym, jednak wersja Millera jest elseworldem, zatem w jej ramach można było zaprezentować rozwiązanie prawdziwie szokujące.

Bardzo dobrze wypadają za to inne elementy „Ostatniej krucjaty”. Największe wrażenie robią wstawki pokazujące, że Mroczny Rycerz jest w istocie człowiekiem, nie ma nadprzyrodzonych mocy, a każdą kolejną potyczkę faktycznie odchorowuje i ją odczuwa. Rany nie leczą się magicznie z dnia na dzień, a organizm wraz w upływem lat regeneruje się coraz wolniej. Krótkie kadry, takie jak ten ze sceną „łóżkową” z Seliną Kyle, dodają całości wiarygodności i pożądanego obyczajowego sznytu. Scenarzyści wykorzystali tu też znany z poprzednich części cyklu motyw z przedstawieniem punktu widzenia mediów – Millerowi zawsze dobrze wychodził ten sposób komentarza do prezentowanych w komiksie wydarzeń i nie inaczej jest w tym przypadku. Kadry z dziennikarskimi lub publicystycznymi komentarzami stanowią dobry jakościowo przerywnik.

W pewien sposób zaskakuje obsada pozycji rysownika omawianego albumu. „Powrót Mrocznego Rycerza” i „Mroczny Rycerz kontratakuje” przyzwyczaiły nas, że to sam Miller ilustruje swoje pomysły. Tym razem jest jednak inaczej, co więcej, wybór Johna Romity Juniora był trudny do przewidzenia – ten artysta kojarzony jest z bardziej rozrywkowymi tytułami, typu „Kick-Ass” czy „Spider-Man”, jego wejście w ten projekt było więc swego rodzaju niespodzianką. Na szczęście okazało się, że Amerykanin stanął na wysokości zadania. Jego styl nawiązuje tu do zaprezentowanej wcześniej wizji Millera, ale Romita zachowuje przy okazji własny charakter, co sprawia, że nie można pomylić się co do tego, kto jest autorem tych obrazów.

Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy „Ostatnia krucjata” jest prequelem faktycznie potrzebnym. Klasyczny „Powrót Mrocznego Rycerza” nie straciłby niczego, gdyby ten komiks nie powstał, jednak z drugiej strony nie jest to  jakaś profanacja. Jego fabuła trzyma się kupy i potrafi zapewnić kilka chwil całkiem satysfakcjonującej lektury. Mam jednak nadzieję, że nadchodząca wielkimi krokami „Rasa Panów”, czyli trzecia część „Powrotu...” będzie prezentować wyższy poziom i, w nieuznający wątpliwości sposób, nawiąże do wybitnej pierwszej części. Czy tak się stanie, czas pokaże, tymczasem smakujmy tę krótką próbkę od Millera i Azzarello.

Tytuł: Powrót Mrocznego Rycerza. Ostatnia krucjata
Scenariusz: Frank Miller, Brian Azzarello
Rysunki: John Romita Jr.
Kolory: Peter Steigerwald
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Dark Knight Returns – The Last Crusade
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: sierpień 2018
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275 mm
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-3438-6

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz