Egmont lubi zaskakiwać. Sporą niespodzianką była na pewno decyzja o szerszym zaprezentowaniu polskiemu czytelnikowi oferty Vertigo, imprintu DC Comics. Nie sądziłem, że na naszym rynku pojawią się tak liczne tytuły tego wydawnictwa, przeznaczone przecież w znacznej mierze dla dojrzałego odbiorcy, wymagające większego oczytania i pewnej wiedzy ogólnej, bardzo różne od wciąż dominującego u nas trykociarstwa. To w ramach Vertigo światło dzienne ujrzały tak znakomite i popularne serie jak „Sandman”, "Kaznodzieja" czy „Baśnie”. Kolejną, na której warto zawiesić oko, jest bez wątpienia „Ex Machina”, która w błyskotliwy sposób łączy motywy superhero z kryminałem i politycznym thrillerem.
W wyniku dziwnego wypadku Mitchell Hundred zostaje obdarzony nadprzyrodzonymi mocami. Mężczyzna zyskuje zdolność komunikowania się z urządzeniami mechanicznymi i wydawania im poleceń. Chcąc wykorzystać nabyte w ten sposób umiejętności, za namową kilku zaufanych ludzi postanawia zostać pierwszym amerykańskim superbohaterem z krwi i kości. Zwalczanie przestępczości okazuje się jednak trudniejsze niż się początkowo wydawało, co skłania go do poszukiwania innej drogi realizacji własnych ambicji. Decyduje się na karierę polityczną i postanawia wystartować w wyborach na burmistrza Nowego Jorku. Wygrana to początek nowej, pełnej innego typu zagrożeń, ścieżki.
Próby łączenia komiksu superbohaterskiego z bardziej przyziemnymi motywami nie są niczym nowym. Twórcy od czasu do czasu decydują się na odmitologizowanie zamaskowanych herosów, a traktujące o tym tytuły nader często nader często można określić jako nieprzeciętne, wspomnę choćby o „Strażnikach” czy „Czarnym Młocie”. Vaughan po części także ową tematykę eksploatuje, chociaż w „Ex Machinie” nie dostajemy próby zdezawuowania mitu superbohaterstwa. Autor koncentruje się na nieco innych aspektach zagadnienia – u niego bohater próbował przywdziać kostium i pomagać ludziom, nawet przez pewien czas działał pod pseudonimem Potężna Machina, jednak szybko okazuje się, że mimo odpowiednich umiejętności i finansowego zaplecza zwyczajnie nie do końca się do tej aktywności nadaje. Vaughan pokazuje czytelnikowi motyw powołania z lekkim przymrużeniem oka, dając do zrozumienia, że nie zawsze można robić to, o czym się marzyło, a do celu prowadzi więcej niż tylko jedna droga.
„Ex Machina” skupia się na kilku równorzędnych elementach. Jest to na przykład prezentacja zagadnień dzielących społeczeństwo. Autor zagłębia się w tematy małżeństw homoseksualnych i rasizmu, przedstawiając te zagadnienia jako okazję do pokazania pracy polityka od kuchni i zaprezentowania różnych spojrzeń na dosyć kontrowersyjne zagadnienia. Mimo że Vaughanowi wyraźnie bliżej tu do przekonań liberalnych (przynajmniej wnioskując z tego, jak owe sprawy przedstawia), unika, na szczęście, nachalnej postępowości i przekonywania do swoich poglądów na siłę. Amerykanin pisze z dużym wyczuciem, a efekty jego pracy nie powinny ani zgorszyć co bardziej konserwatywnych odbiorów, ani rozczarować tych bardziej otwartych. W takich tematach trudno stać na środku, ale w „Ex Machinie” zasadniczo ta niełatwa sztuka udała się doskonale.
Pierwszy zbiorczy tom „Ex Machiny” to przy tym także, a może przede wszystkim, bardzo sprawnie napisana opowieść kryminalna z domieszką thrillera. Warstwa akcyjna jest satysfakcjonująca także dzięki dwutorowej narracji. Vaughan przedstawia nie tylko wydarzenia dziejące się obecnie, ale też te sprzed wyboru Mitchella na stanowisko burmistrza, co znacząco pogłębia świat przedstawiony, dając historii szerszy kontekst. Warto też zaznaczyć, że bardzo dobre wrażenie sprawia kreacja bohaterów i łączących ich relacji. Autor bez dwóch zdań ma dobrą rękę do pokazywania związków i zależności między ludźmi, pokazując różne punkty widzenia i ich wzajemne przenikanie się.
Ilustracje do „Ex Machiny” tworzą klimat bardzo… „przyziemny”. Tony Harris porusza się w dosyć realistycznej konwencji i raczej stroni od większych wizualnych fajerwerków. Podczas oglądania grafik w albumie podobać może się chociażby duża dbałość rysownika o szczegóły, co odpowiednio pogłębia obraz świata. Całość utrzymana jest raczej w stonowanej i zimnej kolorystyce, która zabiera ilustracjom odrobinę wyrazistości, do czego jednak po kilkunastu stronach można się w pewnym stopniu przyzwyczaić. Trochę lepiej mogłoby być w przypadku teł niektórych kadrów, które miejscami wydają się zapomniane i pokolorowane na odczepnego. Jednak patrząc całościowo, warstwa graficzna stoi na wysokim poziomie.
Wydaje się, że nie bez powodu „Ex Machina” zdobyła w 2005 roku nagrodę Eisnera za najlepszą nową serię. Ten cykl faktycznie robi wrażenie, zwłaszcza dzięki pełnemu wyczucia połączeniu motywów superbohaterskich z gatunkiem, w którym herosów zazwyczaj trudno szukać, czyli politycznym thrillerem/kryminałem. Paradoksalnie jest to chwila odpoczynku od trykociarzy, zwłaszcza tych od DC i Marvela, bo Vaughan, owszem, korzysta z paru gatunkowych schematów, ale twórczo je zmienia, sprawiając, że ten tytuł z miejsca staje się kolejnym mocnym punktem w katalogu wydawnictwa Egmont.
Seria: Ex Machina
Tom: 1
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Tony Harris
Kolory: JD Mettler
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Tytuł oryginału: Ex Machina Book One
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Vertigo
Data wydania: maj 2018
Liczba stron: 276
Oprawa: twarda
Format: 170 x 260
ISBN: 978-83-281-3427-0
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz