„Odrodzenie” nie jest na tę chwilę inicjatywą, która zapisywałaby się złotymi zgłoskami w historii Uniwersum DC. Oczywiście w jej ramach w życiu kolejnych superbohaterów dzieje się naprawdę dużo, jednak ich perypetie nie zawsze są odpowiednio angażujące dla fanów trykociarstwa. Mamy kilka serii szorujących po dnie, mamy kilka przeciętnych, ale szczęśliwie jest też parę takich, które nie pozwalają ocenić całego tego wydarzenia źle. Jedną z nich jest „Action Comics”, które, mimo wybitnie rozrywkowego charakteru, w dotychczasowych dwóch zbiorczych tomach nie zeszło poniżej dobrego poziomu. Sprawdzam, czy to samo można powiedzieć o trzeciej odsłonie serii, „Ludziach ze Stali”.
Lex Luthor pragnie zostać nowym Supermanem i robi wszystko, by udowodnić, że zasługuje na pelerynę, którą pozostawił po sobie zmarły Człowiek Ze Stali. Biznesman, przedsiębiorca, a teraz także superbohater, wpada jednak w poważne tarapaty, gdy przybysze z odległej planety przybywają na Ziemię i zamierzają go zgładzić, twierdząc, że dopuści się w przyszłości zbrodni i stanie się despotą na kosmiczną skalę. Jakkolwiek Lex nie jest ulubieńcem Supermana, który objął pieczę nad Metropolis, gdy zginął poprzedni obrońca miasta, takie postawienie sprawy jest sprzeczne z zasadami Kal-Ela. Obaj jednoczą więc siły by zażegnać zagrożenie, zostawiając rozwiązanie nieporozumień na później.
W „Ludziach ze Stali” na pierwszym planie stoją dwaj mężczyźni, noszący na piersi znak „S”. Dan Jurgens postanowił tym razem nieco bardziej zagłębić się w ich relacje i pokazać panujące między nimi napięcia. Czytelnik musi wyrzucić do kosza dotychczasowe wyobrażenia o Luthorze-superprzestępcy. Jego wersja z tej Ziemi znacząco różni się bowiem od tej, jaką znaliśmy do tej pory i wszystko wskazuje, że nie są to ani zmiany powierzchowne, ani żaden wyrafinowany fortel mający na celu zamydlenie wszystkim oczu. Jurgens faktycznie pokazuje nam Luthora jako postać, która nie jest zła, i która chce działać dla dobra lokalnej społeczności, inspirować jej członków do bycia lepszymi ludźmi. Trzeba przyznać, że zabieg jest dosyć zaskakujący, ale przede wszystkim odświeża nieco zatęchłą galerię przeciwników i sojuszników Supermana. Dlatego uważam, że jeśli scenarzysta zdecyduje się całą sprawę odkręcić i ponownie zrobić z SuperLexa tego złego, będzie to duże rozczarowanie.
Pomysł na fabułę „Ludzi ze Stali” jest prosty, ale zarazem naprawdę dobry. To wariacja na temat zagadnienia, czy wiedząc o przyszłości Hitlera, zabiłoby się go już w kołysce. Tutaj przedmiotem takiego dylematu jest Lex Luthor. Przedstawienie kwestii jest oczywiście typowo rozrywkowe, musimy wszak pamiętać, że mamy do czynienia z mainstreamowym komiksem superbohaterskim, osadzonym w dodatku w głównej linii wydarzeń – to nie Elseworld, w którym można by eksperymentować. Jednak, patrząc całościowo, trzeba przyznać, że Jurgens podołał wyzwaniu. W jego opowieści odnaleźć można kilka odcieni szarości, zaś antagoniści nie są jednoznacznie źli, ich motywacja wydaje się po części zrozumiała, co sprawia, że nabierają tak potrzebnej wiarygodności.
Zaprezentowane w tym tomie „Action Comics” wydarzenia nabierają kosmicznego rozmachu. Akcja zabiera czytelnika poza Ziemię i czyni go świadkiem wydarzeń mogących zadecydować o losie dwóch postaci, noszących pelerynę Supermana. Taka decyzja scenarzysty bez wątpienia podnosi efektowność całości, co idealnie pasuje do tytułu całego cyklu, jednak na dalszy plan zepchnięto innych bohaterów. Jurgens stara się co prawda kontynuować ich wątki, jednak tym razem czyni to dosyć niemrawo. Nie robię z tego wielkiego zarzutu, ponieważ dotychczasowe odsłony serii pokazały, że autor potrafi w interesujący sposób poprowadzić choćby Lois czy Clarka (tego drugiego, niebędącego Supermanem), ale tym razem tło głównej opowieści prezentuje się nieco gorzej.
Za ilustracje ponownie odpowiadało kilku artystów. Na szczęście są oni dobierani w taki sposób, że efekty ich pracy wydają się dosyć podobne – pasują do siebie stylistycznie i nie zaburzają ciągłości opowieści. W tym konkretnym tomie wyróżniłbym może Patcha Zirchera, który tworzy rysunki efektowne, świetnie sprawdzające się w zaproponowanej przez scenarzystę dynamicznej i akcyjnej fabule. Rysownik pracował nad segmentem dziejącym się w znacznej mierze na obcej planecie i dobrze zaprezentował jej pustynne i kamienne krajobrazy. Bardzo dobrze wyszły mu także twarze poszczególnych postaci, choć Supermen bywa w jego interpretacji nieco zbyt posągowy.
W trzeciej odsłonie „Action Comics” scenarzysta potwierdził, że na tę chwilę jego seria stoi na wysokim poziomie. „Ludzie ze Stali” to co prawda tytuł nieco słabszy niż „Powrót do Daily Planet”, niemniej Jurgens ponownie pokazał w nim, że wie o co chodzi w postaci Supermana i umie ją odpowiednio poprowadzić. Seria jest jednym z najjaśniejszych punktów całego „Odrodzenia” i mam nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się długo, ponieważ lektura kolejnych jej tomów przynosi zaskakująco dużo dobrej, superbohaterskiej zabawy. To zdecydowanie satysfakcjonująca rozrywka.
Tytuł: Ludzie ze Stali
Seria: Action Comics
Scenariusz: Dan Jurgens
Rysunki: Tyler Kirkham, Patch Zircher, Stephen Segovia
Kolory: Arif Prianto, Ulises Arreola
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Superman: Action Comics Vol. 3 – Men of Steel
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2018
Liczba stron: 132
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz