„DC Odrodzenie” przyniosło w Polsce taki wysyp komiksów superbohaterskich, jakiego do tej pory nie widziano. Egmont trochę niespodziewanie zdecydował się na wprowadzenie na rynek wielu serii, których albo jeszcze nie mieliśmy okazji czytać po polsku, albo były u nas nieobecne przez naprawdę długi czas. Do tej drugiej grupy należą przygody Korpusu Zielonych Latarni. Ostatnie zeszyty TM-Semic wydał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, nic więc dziwnego, że od dłuższego czasu fani domagali się powrotu tytułu do łask. Nie stało się to co prawda w ramach „Nowego DC Comics”, ale kolejna inicjatywa amerykańskiego wydawnictwa już ten stan rzeczy zmienia.
Rodzinna planeta Zielonych Latarni, Oa, przestała istnieć. Na jej miejscu pojawił się Świat Wojny, potężna jednostka kierowana przez Korpus Sinestro, zaprzysięgłych wrogów Latarni, operujących żółtą mocą strachu. Na domiar złego dotychczasowi strażnicy pokoju we wszechświecie zniknęli, a Thaal Sinestro wprowadza własne porządki – kolejne planety zostają spętane terrorem, zaś idący za nim lęk jest paliwem dla sprzymierzonej z żółtymi parareligijnej sekty. Wydaje się, że nie ma już żadnej nadziei, jednak na scenę próbuje powrócić Hal Jordan, który najpierw musi odzyskać własne ciało. Ponadto, w odległym zakątku galaktyki pojawiają się sygnały świadczące o tym, że lada chwila do gry może włączyć się także reszta Green Lanternów.
Pierwszy tom nowej wersji „Green Lantern” pokazuje jak bardzo rozbudowany jest świat przedstawiony. Przez lata wydarzyło się w nim naprawdę wiele, kolejne postacie przechodziły metamorfozy, zmieniały strony, popełniały błędy i wracały do dawnych przekonań. To wszystko ominęło polskiego czytelnika, który ostatnią styczność z jakimkolwiek przedstawicielem tej kosmicznej formacji miał na łamach „Ligi Sprawiedliwości”, wydawanej w ramach „Nowego DC Comics”. Jeśli jednak ktoś tego cyklu nie czytał, a zapewne znajdzie się wielu takich odbiorców, wejście w „Prawo Sinestro” mogłoby stanowić pewien problem. Mamy tu kilka nawiązań do przeszłych wydarzeń, które wcale nie będą jasne dla nowych czytelników. Tutaj ratunkiem okazuje się wstęp do tego tomu, w którym Małgorzata Chudziak krótko, ale treściwie przedstawia, co zdarzyło się wcześniej, umiejętnie zbierając fakty i pomagając płynnie wejść w nową opowieść.
„Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni” to seria, która koncentruje się na wydarzeniach o kosmicznej skali, co jest całkiem odświeżające po lekturze innych tytułów z Uniwersum DC – te bowiem najczęściej rozgrywają się na Ziemi oraz dotyczą raczej lokalnych spraw i zagrożeń. Pozwala to na odcięcie się od głównej linii fabularnej „Odrodzenia”, co wydaje się dobrym wyborem. Robert Venditti zaproponował czytelnikowi zagłębienie się w konflikt, który może zmienić oblicze wszechświata, ale, co nieco zaskakuje, większość zeszytów wchodzących w skład tomu mówi o przygotowaniach obu stron sporu do ostatecznej konfrontacji, na czym cierpi spektakularność całości. Jednak im bliżej finału, tym wydarzenia nabierają coraz większego rozmachu. Na kolejnych kartach brakuje też nieco humoru, który mógłby rozładować czasami zbyt napiętą i napuszoną atmosferę.
Konflikt między bohaterami „Prawa Sinestro” ma swój początek w przeszłości, ale w pierwszym tomie serii nie ma to większego znaczenia, ponieważ Venditti stara się go opisać w taki sposób, by najistotniejsze było to, co dzieje się obecnie. Historia relacji między postaciami rzecz jasna też jest istotna, ale twórca wyszedł z założenia, że jeśli ktoś nie jest z nią zaznajomiony, to będzie musiał braki nadrobić na własną rękę. Jest to o tyle korzystne, że retrospekcje nie zdominowały fabuły, która nie traci dzięki temu zbytnio na intensywności. Starcie między Jordanem a Sinestro udało się zaprezentować w interesujący sposób, chociaż autor nie uniknął paru zbędnych momentów patosu. Ta wspomniana wcześniej podniosła atmosfera tyczy się zresztą postawy praktycznie każdego z bohaterów – mnie osobiście aż tak bardzo nie przeszkadzała, ale jest też na tyle widoczna, że dla niektórych odbiorców z pewnością będzie jednak wadą.
Wizualnie „Prawo Sinestro” prezentuje naprawdę wysoki poziom. Dalekie zakątki kosmosu są zaprezentowane niezwykle efektownie i kolorowo, dobrze pasują do konwencji space opery. Przy tym tytule pracowało dwóch artystów, obaj przyłożyli dużą wagę do szczegółów. Te są naprawdę bogate, a kolejne ilustracje często sprawiają, że ma się ochotę zawiesić na nich oko nieco dłużej niż zazwyczaj. Trudno mi wybrać, czyje rysunki sprawiają lepsze wrażenie. Zarówno Ethan van Sciver, jak i Rafa Sandoval prezentują bowiem prace wręcz spektakularne.
Powrót „Green Lantern” na polski rynek komiksowy okazał się całkiem udany. Wśród tytułów z DC Comics brakowało mi takiego, który koncentrowałby się na tym pozaziemskim aspekcie uniwersum, oferując czytelnikowi prawdziwie kosmiczną przygodę. „Korpusowi Sinestro” co prawda brakuje nieco luzu, ostatecznie jednak jawi się jako opowieść udana, w ciekawy sposób eksploatująca dalekie zakątki wszechświata. Robert Venditti dobrze czuje swoich bohaterów i potrafi ich odpowiednio poprowadzić. Miejmy nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się także w kolejnych tomach, bo seria ma niezaprzeczalny potencjał.
Tytuł: Prawo Sinestro
Seria: Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni
Tom: 1
Scenariusz: Robert Venditti
Rysunki: Ethan van Sciver, Rafa Sandoval
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Hal Jordan and the Green Lantern Corps Vol. 1: Sinestro’s Law
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: listopad 2017
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 165x255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2623-7
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz