Z twórczością Marka Millara zasadniczo jest tak, że albo się ją kocha, albo się jej nie znosi – przez lata pracy Szkot wypracował specyficzny styl, dzięki któremu część miłośników komiksu stoi za nim murem, podczas gdy inni nie dają się porwać proponowanej przez niego rozrywce. Kolejne pisane przez niego tytuły cechują się najczęściej dużą dozą przemocy i wieloma scenami bezkompromisowej rozwałki. Głębsza myśl zazwyczaj schodzi w związku z tym na dalszy plan. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego dzieła twórcy „Kick-Ass” i „Jupiter’s Legacy”.
Mężem Emporii jest kosmiczny despota, który najmniejszy przejaw nieposłuszeństwa swoich podwładnych karze śmiercią. Królowa postanawia zabrać ze sobą troje dzieci, uciec na drugi koniec galaktyki i zerwać z przeszłością. Osłaniani przez wiernego ochroniarza, Dane’a, rozpoczynają podróż, której celem jest umknięcie z rąk bezwzględnego Moraxa. Dzięki elementowi zaskoczenia i korzystaniu z najnowocześniejszego „statku”, początkowo zyskują przewagę nad ścigającą ich machiną zagłady, jednak pętla zaciska się z każdym kolejnym skokiem na nową planetę.
Na kartach „Empress” akcja prawie nigdy nie staje w miejscu. Cały czas coś się dzieje, a momenty wytchnienia można policzyć na palcach jednej ręki. Dzięki takiemu manewrowi Millar nie pozwala czytelnikowi na nudę. Ucieczka Emporii i jej rodziny zajmuje większość objętości albumu. Zbiegów czekają, zgodnie z regułami kosmicznej przygody, niespodziewane perypetie i trudności, ale ostatecznie, jak nietrudno zgadnąć, zawsze udaje im się umknąć przed niebezpieczeństwem. Dynamice opowieści sprzyja pomysł, by protagoniści korzystali z pomocy statku będącego w istocie teleporterem, co pozwala im błyskawicznie przenosić się z planety na planetę.
Różnorodna kosmiczna sceneria jest polem do popisu dla sprawnego autora, który może dzięki niej zaprezentować mnogość ras i w kreatywny sposób dodać ich przedstawicieli do fabuły. Mark Millar niestety nie wykorzystał tej możliwości, bo jeśli już natykamy się na interesujących obcych, są oni jedynie tłem dla perypetii głównych bohaterów. To duże rozczarowanie, ponieważ space opera jest gatunkiem, który niesie naprawdę duże możliwości, jeśli idzie o czystą przygodę. Tymczasem w „Empress” otrzymujemy de facto zlepek nie do końca do siebie pasujących scen – owszem, najczęściej efektownych, ale też dosyć ogranych.
Bohaterowie „Empress” nie wykraczają poza standardowy zestaw. Mamy tu silną kobietę, skrywającą niejedną tajemnicę. Mamy także dzieci, które także posiadają ukryte talenty, czasami błądzą, ale gdy trzeba, opowiedzą się po właściwej stronie. Jest także wierny ochroniarz, który odda życie w obronie tych, których ma chronić, a za swoją postawę może zostać w przyszłości nagrodzony czymś więcej niż samym podziękowaniem. Z kolei główny zły jest zły aż do szpiku kości. Moraxa bardzo mocno przerysowano, stał się przez to wręcz groteskowy. Stereotypy rzucają się w oczy przy każdej z postaci, jednakże Mark Millar jest twórcą na tyle doświadczonym, że stara się ten fakt ukryć pod zintensyfikowaną warstwą akcji i, trzeba to przyznać, zazwyczaj robi to skutecznie.
Wizualna strona „Cesarzowej” prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Stuart Immonen, znany przede wszystkim ze swoich prac w nurcie superhero, tym razem zabrał nas w wizualną podróż w odległe zakątki kosmosu. Poszczególne miejsca, w jakich rozgrywa się akcja, są naprawdę okazałe. Gdy trzeba, a przy tym konkretnym scenariuszu trzeba właściwie cały czas, ilustracje są dynamiczne i efektowne. Uwagę zwraca udane rysowanie twarzy, najczęściej dobrze oddające emocje bohaterów. Dotyczy to jednak tylko bliższych planów, bo przy dalszych szczegółowość mimiki odchodzi już w niebyt. Większych zastrzeżeń nie można mieć także do teł poszczególnych kadrów, które na szczęście nie są zbyt monotonne.
Największym (i zarazem jednym z nielicznych) atutów „Empress – Cesarzowej” jest wspomniana wcześniej akcyjność. To na tym elemencie od samego początku skupił się autor i musi go również zauważyć czytelnik, żeby po lekturze nie poczuć rozczarowania. Mark Millar ma w swoim dorobku sporo o wiele lepszych tytułów i w porównaniu z nimi jego najnowsza propozycja prezentuje się, niestety, dosyć blado. Brakuje w niej lekkości i humoru, a fabuła wydaje się wyjątkowo sztampowa – jej przebieg jest łatwy do przewidzenia dla każdego, kto przeczytał w życiu więcej niż jedną powieść lub komiks z gatunku space opera. Mimo to, dzięki rzemieślniczej sprawności Millara, lektura przebiega bez większego bólu, trzeba się tylko nastawić na to, że na kartach "Empress" nie ma niestety „efektu wow”.
Seria: Empress. Cesarzowa
Tom: 1
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Stuart Immonen
Kolory: Ive Svorcina
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Empress Vol. 1
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Icon Comics
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-65938-06-0
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz