Przygody Mrocznego Rycerza stanowią na tę chwilę prawie połowę komiksów wchodzących w skład linii wydawniczej „DC Deluxe”. Nie ma co się temu dziwić, jest to wszak jeden z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów, nie tylko tego konkretnego wydawnictwa, ale także w ujęciu globalnym. „Batman/Sędzia Dredd” to przykład połączenia dwóch różnych fikcyjnych światów, tak zwany crossover, podgatunek który w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku przeżywał złoty okres, przynosząc fanom komiksów wiele dobrego, między innymi starcia Supermana z Obcymi, Batmana z Predatorem czy właśnie spotkanie Batmana z sędzią Dreddem.
Wszystko zaczyna się, gdy do Gotham City trafia niejaki Sędzia Śmierć. Wyznaje on pogląd, w myśl którego wszystkich przestępstw dokonują żywi, zatem zbrodnią jest samo życie, dlatego trzeba je anihilować. W ślad za nim podąża para sędziów z Mega-City One – Anderson i Dredd, którzy wspólnie z Batmanem spróbują powstrzymać uciekiniera z innego wymiaru. Następnie Dredd wraz z Nietoperzem będą usiłowali okiełznać Brzuchomówcę, chcącego podłożyć bombę na przedstawieniu teatralnym i zabić w ten sposób jednego z włodarzy miasta. W kolejnej opowieści Mroczny Rycerz stanie się obiektem polowania istot z innych wymiarów, a wszystko pod czujnym okiem Riddlera. Ostatnie spotkanie obu bohaterów tego tomu ma miejsce w Mega-City One, gdzie czterej Mroczni Sędziowie, wraz z przeniesionym z Gotham Jokerem, próbują wprowadzić rządy chaosu.
Crossovery są ciekawą komiksową opcją, gdyż pozwalają spojrzeć na dane postaci pod zupełnie innym kątem niż zazwyczaj. To świetna okazja, by wrzucić bohaterów w środowisko dla nich nietypowe i w interesujący sposób poszerzyć ich charakterystykę. Tak właśnie dzieje się w przypadku „Batman/Sędzia Dredd”. Największym smaczkiem są tu właśnie bohaterowie – zarówno obrońca Gotham, jak i sędzia z Mega-City One to ludzie wyjątkowo twardzi, nieuznający kompromisów oraz traktujący walkę z przestępczością niezwykle poważnie. Początkowo obserwujemy starcie dwóch silnych charakterów i badanie gruntu. Żaden z nich nie wie, czy może zaufać drugiemu, co znacząco utrudnia współpracę. Twórcy dobrze zaprezentowali rodzącą się powoli relację, polegającą na niechętnym szacunku, a z czasem nawet na szorstkiej przyjaźni.
Właściwie żadna z wchodzących w skład albumu opowieści nie jest przesadnie skomplikowana. Fabuły opierają się często na prostych założeniach, wedle których bohaterowie w jakiś sposób przenikają wymiary (zazwyczaj za pomocą specjalnego pasa) i następuje konfrontacja bądź współpraca w celu powstrzymania wspólnego przeciwnika. A mimo to całość nie jest zbyt sztampowa, dzięki pisarskiej sprawności Alana Granta i Johna Wagnera, którzy, choć największy nacisk położyli na porównanie i walkę charakterów Batmana i Dredda, nie zapomnieli przy tym o tym, by całość była odpowiednio akcyjna. Na dobrą sprawę cały czas coś się dzieje, a obrońcy prawa mają pełne ręce roboty, dzięki czemu lektura nikogo nie znudzi. Co istotne, właściwie każdej opowieści w tym albumie udało się godnie zestarzeć – żadna nie trąci nadmiernie myszką, co w przypadku komiksów z lat dziewięćdziesiątych wcale nie jest regułą.
Jakkolwiek komiksowi antagoniści nader często sprawiają dosyć karykaturalne wrażenie, tym razem są jedną z mocniejszych stron praktycznie każdego ze spotkań Batmana z sędzią Dreddem. Najlepiej prezentują się oczywiście Mroczni Sędziowie z Mega-City One, którzy pełen popis swoich morderczych umiejętności dają w „Uśmiechu Śmierci”. Wspominałem już o pokrętnej filozofii wyznawanej przez tych złoczyńców, wedle której przestępstwem jest samo życie – tutaj realizują ją w sposób bardzo radykalny, co jest okazją do zaprezentowania niezwykle efektownych scen pełnych osobliwie fascynującej przemocy. Sędziom pomaga także Joker, który otrzymuje wyjątkową moc zabijania własnym śmiechem i nie omieszka często z niej korzystać. W porównaniu z tą morderczą grupą, inni przeciwnicy dwójki głównych bohaterów prezentują się zdecydowanie normalniej, ale też przedstawiono ich w interesujący sposób. Warto też dodać, że na końcu albumu zamieszczono mały suplement, w którym nie występuje już Batman, za to swoje pięć minut dostaje jeden z najbardziej znanych komiksowych antybohaterów, czyli Lobo. Ważniak, jak to on, pakuje się w kosmiczny konflikt, którego rozwiązanie nie będzie wymagało niczego innego poza użyciem pięści, broni palnej i środków wybuchowych. Na Dredda natyka się niejako przy okazji. To niesamowicie szalona space opera, aczkolwiek wydaje się, że obyłaby się bez umieszczania w niej postaci Dredda, który wydaje się tu po prostu zbędny.
Bardzo dobre wrażenie w poszczególnych opowieściach sprawiają rysunki. W oczy rzuca się zwłaszcza warstwa graficzna „Sądu nad Gotham”. Simon Bisley stworzył prace, których nie da się zapomnieć, choć czytelnikowi przyzwyczajonemu do czegoś bardziej standardowego mogą one wydać się zbyt udziwnione. Gdy jednak minie pierwszy szok, nie sposób nie docenić wylewającego się z kolejnych kadrów szaleństwa i dzikości. Cam Kennedy poszedł inną drogą – w „Vendetcie w Gotham” skorzystał z bardziej konwencjonalnej kreski, co, jakkolwiek nie było wyborem złym (wszak Kennedy to solidny rzemieślnik), sprawiło też, że o tym konkretnym komiksie nie można powiedzieć, by był czymś więcej aniżeli niezłą robotą. Carl Critchlow i Dermot Power, autorzy ilustracji do „Ostatecznej zagadki” zaprezentowali z kolei styl niezwykle mroczny, często sprawiający wrażenie futurystycznego, do którego dobrze pasują zimne kolory. Natomiast czwórka artystów pracujących przy „Uśmiechu śmierci” pokazała prawdziwy kunszt. Ich rysunki prezentują się bardzo realistycznie, co przy szalonym scenariuszu i wyczynianych przez bohaterów okropieństwach robi naprawdę duże wrażenie.
Mimo że wchodzące w skład albumu opowieści o spotkaniach Batmana i sędziego Dredda skupiają się w znacznej mierze na akcji, to w tym konkretnym przypadku trudno uznać tę cechę za wadę. Ta akcyjność nie jest bowiem bezrefleksyjna, a obfite podlanie jej szaleństwem okazało się krokiem ze wszech miar satysfakcjonującym. Cały ten tom będzie ponadto wspaniałą sentymentalną podróżą dla tych fanów, którzy wychowali się na wydawanych w ostatniej dekadzie XX wieku zeszytach z TM-Semic – tamten klimat aż wylewa się z kolejnych stron, przyprawiając podczas lektury o niejedną łezkę wzruszenia. „Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania”, mimo że nie jest komiksem obiektywnie wybitnym, to niesie ze sobą dużo naprawdę zajmującej rozrywki i warto postawić go na swojej półce.
Tytuł: Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania
Seria: DC Deluxe
Scenariusz: Alan Grant, John Wagner
Rysunki: Simon Bisley, Cam Kennedy, Carl Critchlow, Glenn Fabry i inni
Kolory: Digital Chameleon, Gloria Vasquez
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: The Batman/Judge Dredd Collection
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, Rebellion A/S
Data wydania: grudzień 2017
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2718-0
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz