Po starcie Odrodzenia – najnowszej inicjatywy DC Comics – polscy fani Supermana mają w końcu powody do radości. Egmont zdecydował się wydawać nie jedną, ale aż dwie serie o solowych przygodach tego bohatera. To znaczący skok ilościowy w porównaniu do Nowego DC Comics, w ramach którego ukazały się zaledwie trzy zbiorcze tomy jednej regularnej serii oraz jednotomowa zamknięta historia. Obecny stan rzeczy może cieszyć także ze względu na niedawne wydanie tomy wprowadzające do Odrodzenia, które traktowały właśnie o eSie i trzymały całkiem przyzwoity poziom, co dawało nadzieję, że ich kontynuacja będzie równie interesująca.
Mimo tego że Superman umarł, świat nie pozostał bez obrońcy. W obliczu publicznego wystąpienia Lexa Luthora, który obwołuje się nowym Człowiekiem ze Stali, z ukrycia postanawia wyjść ten, który przybył na tę Ziemię po wydarzeniach przedstawionych we Flashpoincie i dotąd żył gdzieś z boku. Superman i Superlex nie mają jednak okazji, by się ze sobą zmierzyć, ponieważ muszą zażegnać znacznie poważniejsze niebezpieczeństwo. To Doomsday, bestia, z którą Człowiek ze Stali już kiedyś, jeszcze na starej Ziemi, walczył i przegrał. Czy i tym razem cena za pokonanie tego niewyobrażalnego zagrożenia będzie równie wysoka?
Sięgnięcie po postać Doomsdaya już w pierwszym tomie Action Comics to ruch po pierwsze niespodziewany, po drugie – nieco ryzykowny. Jak dobrze wiedzą nie tylko fani Supermana, ale i inni czytelnicy, ten konkretny stwór stanowi nemezis naszego bohatera. To zagrożenie ostateczne, potwór, który dokonał niemożliwego – pozbawił Metropolis obrońcy, odbierając mu życie. Czy Jurgens miał słuszność, wprowadzając go już na początku swojego runu? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z jednej strony dobrze po raz kolejny ujrzeć na własne oczy niszczycielską potęgę jednego z najbardziej rozpoznawalnych komiksowych przeciwników, z drugiej jednak nieco rozczarowywać może fakt, że Doomsday nie jest tym razem kimś, kto przynosi koniec, a tym samym nie dorasta do własnej reputacji.
Jurgens ma dobrą rękę do bohaterów. Najlepiej wyszło mu pokazanie tego, czym kieruje się Superman – w Ścieżce Zagłady walczy on nie tylko o ocalenie ludności Metropolis, ale przede wszystkim o zapewnienie bezpieczeństwa własnej rodzinie. Tym samym więc do motywacji typowo altruistycznej została dołączona nutka osobista. Ponadto scenarzysta wprowadził na scenę kilka interesujących osób. Na pierwszy plan wybija się bez wątpienia Lex Luthor, który jako nowy Superman wydaje się być zupełnie inną postacią niż ta, którą wcześniej znaliśmy. Czy Luthor faktycznie stał się dobry? To pokażą kolejne tomy, jednak zasygnalizowana w pierwszym wydaniu zbiorczym możliwość współpracy między nim a Kal-Elem jest bardzo frapująca. Uwagę czytelnika zwracają także postaci Mr. Oza i Clarka Kenta (który, co warto odnotować, nie jest wcale cywilną wersją przybyłego do tego świata Supermana). Wydaje się, że ten pierwszy steruje wydarzeniami zza kulis i jawi się jako osoba niezwykle tajemnicza, mogąca przysporzyć wielu problemów nie tylko głównemu bohaterowi, ale i innym herosom. Z kolei z Kentem wiąże się intrygująca zagadka tożsamości, która na tym etapie lektury jest wielce zajmująca.
Fabuła Ścieżki Zagłady to jedna nieprzerwana akcja. Taki stan rzeczy dosyć szybko staje się męczący, ponieważ próżno szukać tu chwili na głębszą refleksję. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że to nie ona stoi zazwyczaj na pierwszym planie serii zatytułowanej Action Comics, niemniej intensywność wydaje się być aż za wysoka. Sprawia to,, że wątki potencjalnie ciekawe, jak próba zdobycia zaufania Supermana przez Lexa Luthora, są tu ledwie zasygnalizowane. Podobnie po macoszemu zostaje potraktowany motyw rodziny eSa, bo poza kilkoma banałami o bezpieczeństwie i odpowiedzialności nie dostajemy niestety wiele więcej.
Wspomniana intensywność jest także cechą charakterystyczną warstwy graficznej Ścieżki Zagłady. Przeważa dynamika, a wrażenie robią przede wszystkim sceny akcji, które – mimo natłoku wydarzeń – pozostają bardzo przejrzyste. Czasami dostajemy kadry szybkie i małe, mocno przyśpieszające akcję, innym razem rysownicy serwują z kolei epickie obrazki na całą stronę – wszystko w zależności od potrzeb. Styl czterech artystów jest przy tym dosyć ujednolicony, czasami nawet nie widać, że konkretny zeszyt ilustruje już ktoś inny.
Ścieżka Zagłady to komiks nastawiony właściwie tylko na akcję. Nie cierpi przy tym na bolączkę innej odrodzonej serii – Ligi Sprawiedliwości – ponieważ nie jest niedorzeczny. To z kolei pozwala, by przy pewnej dozie dobrej woli nieźle się bawić podczas lektury. Powrót Doomsdaya nie okazał się może tak ekscytujący, jak można się było tego spodziewać, nie przyniósł też żadnej rewolucji, ale zapewnił za to opowieść pełną efektownej nawalanki. Czasami tyle wystarczy.
Tytuł: Ścieżka zagłady
Seria: Action Comics
Scenariusz: Dan Jurgens
Rysunki: Patch Zircher, Tyler Kirkham, Stephen Segovia, Art Thibert
Kolory: Tomeu Morey i inni
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Superman: Action Comics Vol. 1 – The Path of Doom
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: październik 2017
Liczba stron: 132
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2617-6
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz