wtorek, 22 sierpnia 2017

Chłopaki. Tom 4: Na nas już czas - Recenzja

Recenzowanie kolejnych tomów danego cyklu wcale nie jest zadaniem łatwym, a gdy seria trzyma wyrównany poziom, jeszcze trudniej powiedzieć o niej coś odkrywczego. Właśnie taki problem mam z czwartą odsłoną znakomitych Chłopaków Gartha Ennisa i Daricka Robertsona. Już wcześniej autorzy pokazali, że doskonale czują się w zaproponowanej konwencji, a wraz z  następnymi zeszytami ich dobra twórcza forma nie tylko się nie kończy, ale umacnia. Na nas już czas stanowi tego świetny przykład. 

Kolejna misja ekipy dowodzonej przez Billy’ego Rzeźnika dotyczy infiltracji jednej z superbohaterskich grup. Jako szpieg wytypowany zostaje Hughie, który pod ksywką Kobziarz ma wniknąć w szeregi G-Ludzi. Reszta składu działa z innej strony, Cycuś Glancuś podejmuje próbę dowiedzenia się, dlaczego jedna z członkiń G-Ludzi popełniła samobójstwo, a Rzeźnik odkrywa kilka ciekawych rzeczy na temat „supków”. Sprawy dynamicznie zmierzają do rozwiązania, które może mieć duży wpływ na inne grupy bohaterów i ich relacje z rządową korporacją Aero-American oraz samymi Chłopakami. 

Od samego początku jedną z głównych zalet Chłopaków jest kreacja bohaterów, zwłaszcza tych stojących na pierwszym planie. Tym razem uwaga Ennisa skupia się przede wszystkim na Hughiem. Tyci Szkot bierze sobie do serca rolę, którą musi grać. Jako szpieg penetrujący otoczenie G-Ludzi jest dosyć skuteczny, to, co ma robić (czyli podkładać pluskwy w siedzibie „supków”) robi, ale w wykonaniu misji pojawiają się pewne problemy. Jako stosunkowo świeży członek Chłopaków, Hughie ma dużo skrupułów. Mimo szkód, jakie superbohaterowie wyrządzili w jego życiu, jest on w stanie próbować usprawiedliwić działania niektórych z nich i szukać dla nich ratunku. Warto zaznaczyć, że bohater nie trafia od razu do głównej grupy, ale do jej zaplecza, w której przebywają herosi dopiero czekający na wewnętrzny awans i, przynajmniej w oczach Hughiego, mniej zdegenerowani niż regularny G-skład. Interesującym wątkiem jest też relacja Szkota z jego dziewczyną; tutaj nic nie posuwa się za bardzo do przodu, ale podskórnie czuć przebijające spod tej sielanki kłopoty. Tylko czekać, aż Hughie dowie się, w jaki sposób Annie załapała się do Siódemki, a wtedy altruizm i dobroduszność chłopaka mogą zostać wystawione na niełatwą próbę. 

Cieszy, że Garth Ennis nie zapomina też o pozostałych bohaterach. Najmniej czasu dostają Francuzik i Niewiasta, ale coś się w końcu ruszyło w kwestii Cycusia Glancusia. Co prawda nie znajdziemy zbyt wielu scen z jego udziałem, ale mają one duży ciężar emocjonalny. Bohater idzie tropem śmierci superbohaterki i trafia do jej rodzinnego miasta, gdzie poznaje pewnego mężczyznę, który od lat usiłuje poradzić sobie ze stratą. Rozmowy tych dwóch robią wrażenie i zostają w pamięci, stanowiąc przy okazji dowód, że seria Ennisa, gdy tylko chce, potrafi dać po głowie nie tylko scenami dosłownej przemocy, ale i tymi o wydźwięku dramatyczno-obyczajowym. 

Warto jednak pamiętać, że to nie dramat jest główną siłą Chłopaków, ale umiejętne szokowanie i obrzydzanie. Te dwa elementy ponownie dochodzą tu do głosu po lekkim przystopowaniu w Balsamie dla duszy. Być może kandydaci do G-Ludzi sprawiali początkowo zbyt miłe wrażenie, w każdym razie Ennis zdecydował, że będzie to dobry moment na przypomnienie czytelnikowi seksualnych ekscesów „supków”. Jednak szokowanie nie jest celem samym w sobie, a jedynie środkiem do celu, jakim jest ukazanie degeneracji tych, których społeczeństwo zwie obrońcami. Ten element to cecha charakterystyczna Chłopaków od samego początku, chociaż co wrażliwsi czytelnicy mogą być w pewnych momentach nieco zniesmaczeni. Z drugiej strony, nikt, kto nie jest w stanie takiej formy artystycznej ekspresji zaakceptować, zapewne nie dotarł aż do tomu numer cztery. 

Rysunki Daricka Robertsona nie niosą ze sobą absolutnie żadnego zaskoczenia. To ta sama fachowa i rzetelna robota co w poprzednich odsłonach cyklu. Jest odpowiednio krwiście, efektownie i nowocześnie, a gdy trzeba, także bardzo dynamicznie. Artysta zadbał o dobre zwizualizowanie bohaterów, przy każdym jest odpowiednio szczegółowy, dobrze oddając mimikę i targające nimi emocje. Oby w kolejnych tomach był w równie wysokiej twórczej formie. 

Nie będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że czwarty tom Chłopaków stoi na podobnym poziomie jak trzy poprzednie. Tym razem Garth Ennis zaserwował nam jedną, dosyć długą i zamkniętą historię, co pozwoliło na jeszcze głębsze wejście w świat przedstawiony. Nie poznajemy być może jakichś rewolucyjnych szczegółów z życia bohaterów, ale obraz całości został odpowiednio poszerzony. Nie ma żadnych wątpliwości, że Chłopaki to jedna z najciekawszych serii ukazujących się obecnie w Polsce, a lektura kolejnych tomów sprawia, że z tym większą niecierpliwością czeka się na następne.  

Tytuł: Na nas już czas
Seria: Chłopaki
Tom: 4
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Darick Robertson, John Higgins
Kolory: Tony Avina
Tłumaczenie: Arkadiusz Czerwiński
Tytuł oryginału: The Boys, vol. 4 – We gotta go now
Wydawnictwo: Planeta Komiksów
Wydawca oryginału: Dynamite Entertainment
Data wydania: maj 2017
Liczba stron: 200
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-947355-0-0

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz