piątek, 30 czerwca 2017

Wieczni Batman i Robin. Tom 1 - Recenzja

Wieczny Batman na pewno nie był komiksem idealnym. Co więcej, w mojej opinii ledwie wystawał ponad przeciętność, jednak widocznie osiągnął wystarczającą popularność, by powstał tytuł będący po części jego kontynuacją. To, że Wieczni Batman i Robin ukazuje się w Polsce, stanowi pewną niespodziankę – jest ona w gruncie rzeczy serią dosyć niszową i trudno, by trafiła do innych fanów niż ci, którzy stawiają Nietoperza na szczycie swoich zainteresowań. Na szczęście wydawnicza ofensywa Egmontu sprawiła, że w ofercie znalazło się miejsce także na drugi „wieczny” cykl. Dlaczego na szczęście? Bo okazuje się, że jest to zaskakująco dobra opowieść. 

W Gotham City nie działa już oryginalny Batman. Po wydarzeniach przedstawionych w Ostatecznej rozgrywce kostium przywdział Jim Gordon, który swoją misję prowadzi pod kuratelą zwierzchników. Jednak wartości, jakie reprezentował sobą kryjący się za maską Bruce Wayne, są wiecznie aktualne. Duchową schedę po swoim mentorze przejęli byli Robinowie. Młodzi bohaterowie znajdują się jednak na celowniku niebezpiecznych sił. Na ich życie dybie zabójca powiązany z Matką, tajemniczą kobietą, którą Batman i pierwszy Robin, Dick Grayson, już kiedyś spotkali. Okazuje się, że Nietoperz miał swoje mroczne tajemnice, a ich konsekwencje mogą być zabójcze. 

Pomysł na tę konkretną bat-serię, tak jak w przypadku Wiecznego Batmana, wyszedł od Scotta Snydera i Jamesa Tyniona IV. Tym razem panowie ograniczyli jednak o połowę liczbę zeszytów, na które rozpisano opowieść. Jest ich dwadzieścia sześć, a pierwszy tom zbiera pierwsze trzynaście z nich. Ta redukcja wyszła zdecydowanie na korzyść całości – fabuła co prawda wciąż jest dosyć rozbudowana, ale nie sprawia już wrażenia na siłę rozwleczonej. Kolejni scenarzyści nie muszą aż tak bardzo szukać efektownego zawieszenia akcji, byle tylko odrobinę odsunąć w czasie finał. Również w tym tomie wątki bywają, bo mimo wszystko trudno inaczej zakończyć zeszyt w wydawanym co tydzień cyklu, ale nie są to ordynarne cliffhangery, tylko sceny autentycznie skupiające uwagę odbiorcy na fabule. 

W pierwszym tomie Wiecznych Batmana i Robina twórcy w interesujący sposób igrają z klasycznym wizerunkiem Batmana. Zawsze była to postać przedstawiana jako mentor dla swoich młodych pomocników, ktoś kto pomaga im w doskonaleniu swoich umiejętności, jest surowy, ale cechuje go także spora wyrozumiałość. Tutaj Tynion IV i inni scenarzyści obracają ten obraz o 180 stopni. Wciąż istnieje duże prawdopodobieństwo (w tomie numer dwa zostanie wykonana reszta obrotu), że powróci status quo, jednak na tę chwilę zmiana zaprezentowana przez twórców jest znacząca i przy okazji niezwykle intrygująca. Warto jednak pamiętać, że to po prostu zgrabne wykorzystanie motywu, który jest w komiksie superbohaterskim obecny nie od dziś – czyli grzechy przeszłości i ich konsekwencje. Chyba każdy z superbohaterów, tak z DC jak i z Marvela, mierzył się z nimi w swojej karierze. 

Zaletę wymyślonej przez Snydera i Tyniona IV historii bezsprzecznie stanowi fakt, że bohaterowie zmagają  się ze złoczyńcą dotąd w uniwersum nieznanym. Handlarka ludźmi, tajemnicza Matka, jest osobą intrygującą. Wydaje się być kobietą niemal wszechmocną, mającą dostęp do niezliczonej ilości sznurków, za które może pociągnąć, by osiągnąć to, czego chce. Ta postać wnosi spory powiew świeżości w nieco skostniałej galerii superłotrów. Na łamach Wiecznych Batmana i Robina pojawić się może także złoczyńca bardziej rozpoznawalny, Matka korzysta na przykład z pomocy Stracha na Wróble, jednak Crane jest tu postacią drugo-, jeśli nie trzecioplanową. Pierwsze skrzypce gra ktoś inny. Czy taka sytuacja utrzyma się do końca – na razie nie wiadomo, ale pewnym jest, że na razie w kwestii przeciwników  nie ma na co narzekać. 

Na kartach Wiecznych Batmana i Robina przewija się wielu bohaterów. Trudno uznać któregokolwiek z nich za tego głównego, „czasem antenowym” wszyscy dzielą się mniej więcej po równo. Ten zabieg łatwo mógł się zakończyć fiaskiem, bowiem czytelnik przyzwyczajony do wiodącej roli Batmana mógł łatwo odrzucić jego niedoświadczonych pomocników i nie przyjąć dobrze ich  rangi w tej opowieści. Tak się jednak nie dzieje, ponieważ scenarzyści poprowadzili wszystkich z dużym wyczuciem i w satysfakcjonujący dla odbiorcy sposób. Postaci dobrze się uzupełniają i prezentują swoje mocne strony – kolejne „dwójki” (bo bohaterowie działają tu najczęściej w takich właśnie minigrupach) zazwyczaj przykuwają uwagę i nie irytują swoim zachowaniem. 

Tak jak w przypadku wcześniejszego wielkiego projektu Snydera i Tyniona IV, także i tym razem nad tytułem pracowało całe mrowie rysowników. Nie ma większego sensu rozwodzić się nad jakością szaty graficznej – ta jest przede wszystkim różnorodna. Rozstrzelenie stylistyczne bywa momentami dosyć duże, ale każdy znajdzie tu coś, na czym będzie mógł zawiesić oko. Praktycznie każdy z artystów, którzy pracowali nad tym tytułem, ma odpowiedni warsztat i wstydu sobie nie przynosi. 

Wieczni Batman i Robin to dosyć duże zaskoczenie in plus. Ta luźna kontynuacja idei Wiecznego Batmana okazała się o klasę lepsza od pierwowzoru. Stało się tak głównie dzięki bardziej zwartej formie, brakowi rozejścia się historii na wiele niepotrzebnych wątków pobocznych i interesującym bohaterom. Dobrze, że ta seria ukazała się po polsku, bo wydaje się, że jest to jeden z najciekawszych tytułów okołobatmanowych zaprezentowanych w ramach Nowego DC Comics. Mam ogromną nadzieję, że drugi tom nie rozwieje tego dobrego wrażenia i trzymam kciuki za dobrą formę scenarzystów w kolejnych trzynastu zeszytach. 

Seria: Wieczni Batman i Robin
Tom: 1
Scenariusz: James Tynion IV, Tim Seeley i inni
Rysunki: Tony S. Daniel, Paul Pelletier i inni
Kolory: Tomeu Romey i inni
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Batman & Robin Eternal Vol. 1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: kwiecień 2017
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-1970-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz