wtorek, 27 grudnia 2016

Superman/Batman. Tom 4: Zemsta - Recenzja

Czytelnik ma wszelkie prawo spodziewać się wiele po Jephie Loebie. Scenarzysta ma w końcu w swoim dorobku tak znakomite i rozpoznawalne dzieła jak Długie Halloween czy Batman: Hush. Jednak seria Superman/Batman od samego początku prezentowała bardzo nierówny poziom. Pierwszy tom był wyjątkowo chaotyczny i mógł zniechęcić do dalszej lektury bardziej wymagających fanów. Na szczęście dwie kolejne odsłony przygód ikon DC Comics stały już na zdecydowanie wyższym poziomie. Czy w czwartej części udało się utrzymać tę dobrą passę?

Wszystko rozpoczyna się od trzęsienia ziemi. Widzimy Supermana, gdy ten, w odwecie za śmierć Lois Lane, zabija jednego z członków Maximums, grupy superbohaterów z alternatywnego świata. Kal-El, wraz z towarzyszącym mu Batmanem, musi szybko uciekać z miejsca zdarzenia, bowiem rozjuszeni przeciwnicy chcą od razu wywrzeć pomstę za, w ich oczach nieuzasadnioną, śmierć towarzysza. To jednak dopiero początek szalonej podróży, w ramach której na scenie pojawi się cała gama różnych bohaterów i złoczyńców. Wszyscy mogą być jednak sterowani przez jeszcze inną, ukrytą w cieniu siłę. 

Zemsta od samego początku atakuje czytelnika niesamowitym przepychem. Już na pierwszych stronach widać, że będzie „dużo” i „szybko”. Liczba bohaterów, którzy tu występują, może imponować. Obok Batmana i Supermana pojawiają się ich alternatywne wersje, Bizarro i Batzarro, członkowie Maximums, a także kilku znaczących antagonistów. Wszyscy nieustannie się ścigają, tłuką i próbują dojść do prawdy na temat tego, kto w końcu kogo zabił i na kim należy się zemścić. Jest bardzo gęsto. Niestety ten tłok musiał się nieco odbić na uwadze, którą Loeb mógł poświęcić kolejnym postaciom. W efekcie nikt nie jest zarysowany wystarczająco dobrze, a scenarzyście wyraźnie zabrakło miejsca na głębsze wejście w psychikę bohaterów. 

W przypadku komiksu o tak dużej intensywności, twórca musi uważać, by bohaterowie nie przesłonili historii. W Zemście Loeb wpadł niestety w tę pułapkę – intryga wyraźnie stoi w cieniu protagonistów. Przez większą część albumu dosyć ciężko jest zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Dojście do tego, skąd pojawiają się kolejni herosi i czemu właściwie zaangażowali się w konflikt pomiędzy Batmanem i Supermanem, a Maximums, nie jest łatwe, lekturze zaś towarzyszy uczucie przesytu. Amerykański twórca przekombinował. Chcąc maksymalnie zagmatwać fabułę, mocno przedobrzył. Ten tom momentami mocno przypomina Wrogów publicznych, i tak samo jak w tamtym przypadku, tak tutaj Loeb nie poradził sobie zbyt dobrze z prowadzeniem fabuły, w której występuje takie mrowie postaci. Ponadto czytelnikowi ciężko jest zorientować się do końca w niepotrzebnie zagmatwanej historii. 

Na stanowisko ilustratora Batman/Superman powrócił po przerwie Ed McGuiness, który był autorem warstwy wizualnej przy okazji pierwszego tomu serii, Wrogów publicznych. Jego mocno kreskówkowy styl dosyć dobrze pasuje do pełnego akcji scenariusza. Artysta nie ma problemu z dynamiką swoich prac. Dobrze rysuje bliższy plan, aczkolwiek tła pozostawiają miejscami nieco do życzenia. Rysunki są przy tym różnorodnie skadrowane, poszczególnym elementom zdarza się zachodzić z jednego kadru w kolejny, co potęguje wrażenie nieustannej akcji. Trzeba jasno powiedzieć, że praca McGuinessa jest rzetelna, ale styl artysty jest specyficzny, i jakkolwiek sam nie należę do jego entuzjastów, to w przypadku Zemsty sprawdził się dobrze. 

Finalny tom runu Jepha Loeba w serii Superman/Batman jest w ostatecznym rozrachunku tytułem rozczarowującym. Po solidnych Supergirl i Władzy absolutnej powrót do stylu znanego z Wrogów publicznych wydaje się być krokiem wstecz. Najwyraźniej dostrzegli to również decydenci, ponieważ kolejne numery powierzono już innym scenarzystom. Nie jest to komiks całkowicie nieudany, ale brakuje mu iskry, dzięki której mógłby zostać zapamiętany inaczej niż jako czytadło jednokrotnego użytku. 

Tytuł: Superman/Batman Tom 4: Zemsta
Tytuł oryginału: Superman/Batman Vol. 4 – Vengeance
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Ed McGuiness
Kolory: Lee Loughridge, Dave McCaig
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Egmont
Data wydania: listopad 2016
Liczba stron: 144
ISBN: 978-83-281-1826-3


(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz