piątek, 26 sierpnia 2016

Dariusz Domagalski "Angele Dei" - Recenzja

Wydawana przez Rebis seria Horyzonty Zdarzeń liczy już prawie dwadzieścia książek. Wchodzące w jej skład powieści to dzieła polskich autorów tworzących na co dzień w nurcie fantastycznym i mających zazwyczaj spore doświadczenie w gatunku. Założenia cyklu pozwalają konkretnemu pisarzowi na umieszczenie w nim więcej niż jednej książki, wcześniej zrobili tak m.in. Robert J. Szmidt i Rafał Dębski – teraz czas na kolejną powieść Dariusza Domagalskiego. Pochodzący z Gdyni twórca, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, nie tworzy kontynuacji, ale prezentuje czytelnikowi zupełnie nową historię.

Powieść rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych – w Jerozolimie pół wieku przed narodzinami Chrystusa, w Europie XIII wieku oraz w czasach współczesnych. Wspólnym mianownikiem łączącym wszystkie te miejsca jest tajemniczy artefakt, który musi być chroniony przed wpadnięciem w niepowołane ręce. W tym celu powoływany jest tzw. strażnik, który ma sprawować nad nim pieczę. Zadanie nie jest łatwe, gdyż przedmiot chcą przechwycić zarówno moce piekielne, jak i niebiańskie zastępy. To, gdzie ostatecznie trafi, może mieć znaczący wpływ na dalsze losy ludzkości. Jednak cała sprawa wydaje się być zaledwie początkiem kłopotów, jakie mogą spaść na ludzi. W Niebiosach szykuje się ogromny konflikt, część aniołów nie może zdzierżyć, że musi usługiwać człowiekowi, istocie w ich mniemaniu kruchej i, w porównaniu z nimi samymi, wyjątkowo wadliwej.

Poprzednia powieść Domagalskiego, Osobliwość (również zresztą składowa Horyzontów Zdarzeń), zostawiła po sobie nienajlepsze wrażenie. Zawodziła na kilku płaszczyznach – jedną z nich był brak określonej przynależności gatunkowej, stylistyczne rozstrzelenie przyniosło więcej szkody niż pożytku, ponieważ Domagalski nie mógł się zdecydować czy powieść ma być czymś ambitniejszym, czy tylko prostą rozrywką. Wygląda na to, że autor wyciągnął wnioski z tamtej lekcji. Angele Dei jest zdecydowanie bardziej zwarta. Mimo trójtorowego prowadzenia akcji widoczna jest myśl przewodnia, a kolejne wątki służą jednemu celowi. Całość ma zdecydowanie podniosły charakter, co poniekąd wymusiła anielska tematyka tej opowieści. Pisarz stara się podnosić kwestie uniwersalne, takie jak miłość stwórcy do swoich dzieci, pragnienie miłości, czy chęć powrotu do utraconej, idealizowanej przeszłości.

Przez większą część książki Domagalski prowadzi fabułę w dosyć wolnym tempie. Dzięki temu zabiegowi budowany jest odpowiedni klimat, a czytelnik początkowo nie do końca zdaje sobie sprawę ze znaczenia i statusu kolejnych bohaterów. Kolejne rozdziały skonstruowane są wedle jednego schematu – każdy dzieli się na trzy części, dotyczące wydarzeń toczących się w konkretnej przestrzeni czasowej. Kończąc kolejne podrozdziały, autor niejednokrotnie stosuje cliffhangery, urywając i zawieszając wątki. Akcja mocno przyspiesza w finalnej fazie powieści, co trudno uznać za posunięcie szczególnie udane. Dysproporcja między fragmentami końcowymi a całą resztą jest bowiem zdecydowanie zbyt duża. Finał nadchodzi za szybko, a rozwiązanie całości to na dobrą sprawę zaledwie kilka stron. Wyraźnie brakuje tu odpowiedniego rozmachu.

Dosyć istotnym elementem Angele Dei są bohaterowie. Uwagę zwracają zwłaszcza perypetie strażników, ich funkcja może być bowiem kluczowa dla kształtu Niebios i Ziemi. To na nich powinna skupiać się uwaga odbiorcy, jak więc przedstawił ich Domagalski? Trzeba przyznać, że dosyć dobrze – protagoniści na pewno nie sprawiają wrażenia papierowych, ich perypetie są wiarygodne, udało się także dobrze uzasadnić ich motywację, gdy decydowali się przyjąć na siebie rolę powiernika artefaktu. Pewien problem stanowi jednak fakt, że żaden z nich nie jest postacią, z którą można by się identyfikować. A bohaterowie anielscy i diabelscy? Kolejni z nich, nie dosyć, że mają cechy wybitnie ludzkie, to często przywodzą na myśl rozwydrzone dzieci, gotowe zniszczyć świat w imię własnej pychy, osobistych ambicji i animozji. Nie wiem, czy taki był zamysł autora, ale aniołowie, tak ci wciąż wierni Bogu, jak i potępieni, są tu wybitnie ludzcy. Dotyka ich także ten sam problem co strażników – ich perypetie nie wzbudzają takich emocji jak powinny.

Angele Dei wymagała sporej wiedzy źródłowej i czuć, że Domagalski odrobił zadanie domowe. Mitologia chrześcijańsko-judaistyczna odgrywa tu olbrzymią rolę, a jej kolejne składowe przedstawione są w sposób fachowy. Czytelnik dowiaduje się m.in. o podziale Nieba na siedem obszarów, poznaje poszczególne „kasty” aniołów i zostaje zaznajomiony z mocami, jakimi dysponują. Swoje miejsce ma tu także legenda o Arce Przymierza, jako znaku sojuszu Boga z ludźmi. Pewnym mankamentem jest jednak kwestia języka. Domagalski, mimo że często pisze o czasach zamierzchłych, nie zadbał o jego odpowiednią stylizację, a wszyscy bohaterowie wyrażają się w podobny sposób. Nie jest to jednak wada szczególnie znacząca, zauważą ją na pewno językowi puryści, ale patrząc na sprawę z drugiej strony – dzięki temu książka jest łatwiejsza w odbiorze.

Angele Dei to wyczuwalny skok jakościowy w porównaniu do poprzedniej powieści autora. Co prawda nie brakuje w niej wad, ale całościowo jest to przemyślana i w znacznej mierze interesująca opowieść. W pewnych momentach można z niej było wyciągnąć zdecydowanie więcej, ale i tak to całkiem przyzwoita rozrywka. Można powiedzieć, że Domagalski wraca do gry, osobiście mam nadzieję, że tendencja zwyżkowa zostanie utrzymana, a jego kolejna powieść będzie jeszcze lepsza.

6/10

Autor: Dariusz Domagalski
Tytuł: Angele Dei
Wydawca: Rebis
Data wydania: sierpień 2016
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-8062-011-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Fantasta i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

3 komentarze:

  1. Miałem przebłysk chęci przeczytania tej książki, głównie z uwagi na fabułę. Ale czytam już 3 recenzję i raczej do mojego spotkania z tym autorem szybko nie dojdzie. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powinieneś zbyt tej decyzji żałować. ;) To nie jest żaden "must read", a po prostu Domagalski w nieco lepszej formie niż ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dobrze. jest tyle innych świetnych lektur, że szkoda czasu na te słabe. Ja się nakręcam teraz na tego Danielewskiego i "Dom liści", a potem "7ew) Stephensona. Kojarzysz?

      Usuń