piątek, 19 sierpnia 2016

Star Wars Legendy. Mara Jade Ręka Imperatora - Recenzja

Mara Jade to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci uniwersum Star Wars sprzed jego restartu. Autorzy kolejnych publikacji uczynili z niej istną heroinę, która w swoim życiu przeszła naprawdę długą i wyboistą drogę. Na kartach kolejnych powieści i komiksów była m.in. tajną bronią imperatora, przemytniczką, czy też, w końcu, członkinią Nowego Zakonu Jedi. Jej pierwsze pojawienie się w ówczesnym kanonie to powieść Dziedzic Imperium, pierwsza część słynnej (choć i nieco przecenianej) Trylogii Thrawna. Jedno jest pewne – także dzięki Marze Jade, marka Star Wars ponownie stała się popularna. W Ręce Imperatora mamy okazję poznać jej wcześniejsze perypetie, jeszcze z czasów służby Palpatine’owi. 

Akcja komiksu dzieje się w okolicach Powrotu Jedi i skupia się najpierw na pokazaniu jednej z misji tytułowej Ręki Imperatora, później zaś na przedstawieniu jej losów już po tym jak Palpatine ginie na drugiej Gwieździe Śmierci. Misja likwidacji jednego z przywódców Czarnej Mgławicy, rosnącej w siłę przestępczej organizacji, kończy się fiaskiem. Sytuacja komplikuje się w obliczu chaosu, jaki spada na imperium po zgonie przywódców. Jade trafia do aresztu, a jako że wcześniej działała w cieniu, ciężko jest jej przekonać nowych mocodawców o swojej przydatności. Pobyt w przymusowym odosobnieniu jest wyjątkowo nie na rękę pięknej agentce, która zrobi wszystko by odzyskać wolność, a później spróbować podjąć przerwaną wcześniej misję. 

Autorami scenariusza do kolejnego tomu serii LegendyTimothy Zahn i Michael A. Stackpole. Pierwszy z nich to pisarz bardzo ceniony przez fanów, drugi z kolei jest twórcą jednej z najlepszych powieści w Expanded Universe, czyli Ja Jedi. Połączenie sił twórczych takich tuzów, przynajmniej w teorii, musiało przynieść dobre efekty. Jednak teoria a praktyka to często dwie diametralnie różne sprawy. Pokazanie losów Mary Jade w dosyć newralgicznym okresie dla wszechświata, na pewno było pomysłem ciekawym. Była to także świetna okazja do przedstawienia dylematów, jakie musiały targać bohaterką po śmierci jej mentora, która nie została jednak wykorzystana do końca. Zamiast skupić się na psychice Mary, autorzy postawili na akcję, co z jednej strony jest zrozumiałe, z drugiej jednak przekreśla szanse tego tytułu na uznanie go za jeden z najistotniejszych w EU. Jeśli jednak spojrzymy na niego wyłącznie jako na produkt stricte rozrywkowy, zaprzepaszczona szansa na „coś więcej” razi już nieco mniej. 

Tytułowa bohaterka jest postacią, która potrafi przyciągać uwagę. Piękna, niebezpieczna, niejednoznaczna. Autorom udało się pokazać jej mocne strony, czyli pomysłowość, zaradność i lojalność. Nawet w obliczu diametralnej zmiany sytuacji, Mara Jade nie chce szkodzić Imperium bardziej, niż musi, swoją energię pożytkuje na wyjście z trudnej sytuacji, jednak bez zadawania szkód instytucji, której przywódca był dla niej mentorem. Motywacja protagonistki przedstawiona jest wiarygodnie, co z kolei pomaga w wiarygodnym prowadzeniu fabuły. Pewien problem pojawia się za to przy bohaterach drugoplanowych. Mało co można o nich powiedzieć poza tym, że byli. Imperator pojawia się zaledwie w kilku kadrach, wygłaszając charakterystyczne dla siebie kwestie. Także główny wróg Mary Jade jest z kolei wyjątkowo mało wyrazisty i nie ma absolutnie żadnej charyzmy. Inna sprawa, że on również pojawia się na moment, dopiero w samej końcówce komiksu. Sytuację można było uratować przedstawiając walczących o schedę po Palpatinie wojskowych i urzędników, jednak i na tym polu nie jest najlepiej. Wychodzi na to, że cały tytuł heroicznie ciągnie na swoich barkach jedynie Mara Jade. Co jednak zaskakujące, wychodzi jej to całkiem sprawnie. 

Warstwa ilustracyjna Ręki Imperatora to dzieło Carlosa Ezquerry. Jego rysunki stoją raczej na przyzwoitym poziomie, ale też nie przyczyniają się specjalnie do podwyższenia oceny całości. Widać, że pewien problem sprawiają artyście detale. Ewidentnie nie jest to rysownik, który wielką wagę przykłada do szczegółów, co widać chociażby w niektórych dalszych planach, które potraktowane są wybitnie po macoszemu. Nie do końca wyszło też Ezquerrze rysowanie twarzy – wygląd Imperatora zakrawa o autoparodię, a sama Mara Jade wygląda momentami, jakby nosiła maskę. Dobre wrażenie sprawiają za to sceny akcji, które są w znacznej większości dynamiczne i przejrzyste, czyli dokładnie takie, jakie powinny być. 

Mara Jade: Ręka Imperatora jest tytułem, który czyta się płynnie i sprawnie. Przedstawiona tu historia potrafi zainteresować i dla fana na pewno będzie interesującym spojrzeniem na jedną z najciekawszych postaci skasowanego Expanded Universe. Jednak zasadnym jest także zadanie pytania: czy jest to komiks, który zasłużył sobie na miejsce w serii prezentującej najlepsze opowieści ze starego kanonu? Nie udzielę na nie jasnej odpowiedzi, jednak myślę, że w ramach Legend ukazało się już kilka tytułów bezsprzecznie lepszych. Na pewno jest to całkiem przyjemna rozrywka i jeśli odbiorcy zależy przede wszystkim na niej, to nie będzie tą lekturą zawiedziony. 

Autorzy: Timothy Zahn, Michael A. Stackpole (scenariusz), Carlos Ezquerra (rysunki)
Tytuł: Mara Jade: Ręka Imperatora
Tytuł oryginału: Mara Jade: By the Emperor's Hand
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Wydawca: Egmont
Data wydania: marzec 2016
Liczba stron: 144
ISBN: 978-83-281-1066-3

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz