Pierwsze cztery tomy Fatale stanowiły lekturę prawdziwie zajmującą. Połączenie horroru, tragicznego romansu, kryminału i akcji okazało się mieszanką wybuchową, przynosząc czytelnikom szereg mocnych wrażeń. Wszystko co dobre, musi się jednak kiedyś skończyć, tak samo seria Brubakera i Phillipsa nieuchronnie zmierzała do finału, który miał zamknąć wszystkie wątki i odpowiedzieć na istotne pytania. Klątwa dla Demona nie jest być może zakończeniem z pełnym przytupem, ale całkiem dobrze wpisuje się w obraz całości.
Odkąd Nicholas Lash poznał Josephine, dręczyło go niezrozumiałe pragnienie i trudna do powstrzymania tęsknota, które doprowadzały mężczyznę do szaleństwa. W końcu jednak, po długich poszukiwaniach, tajemnicza femme fatale zostaje odnaleziona. W obliczu tego faktu, wszystko inne traci znaczenie. Drogi obojga nie splatają się jednak przypadkowo. Josephine szykuje się bowiem do ostatecznej konfrontacji ze swoimi demonicznymi prześladowcami, a Nick ma być jej istotnym elementem.
W Klątwie dla Demona na pierwszy plan ponownie wysuwa się poznany w pierwszej części Nicholas Lash. Mężczyźnie w końcu udaje się jeszcze raz spotkać Josephine, do czego dążył od dłuższego czasu. Jak wielu innych przed nim, on także ulega jej tajemniczemu urokowi. Lash, kierowany potężną i wpływająca na jego ciało i umysł żądzą, jest jednak tylko marionetką w pięknych rękach. Fakt, że Josephine zdaje sobie z tego sprawę i roni nad losem Nicka łzy, nie zmienia absolutnie niczego. Konfrontacja z kosmicznym złem i tak musi się odbyć, a z podobnej walki nie można wyjść bez szwanku. Ostatecznie najbardziej liczy się własna skóra i ocalenie przed potępieniem. Także kosztem ideałów.
Tym razem większa część albumu to obserwacja przygotowań Josephine do ostatniej potyczki z wysłannikami przedwiecznego koszmaru. Bohaterka w końcu odnajduje odpowiednią motywację, postanawia zakończyć wyjątkowo długą ucieczkę przed przeznaczeniem i stanąć do walki, a krystalizujący się plan opiera się na kilku sprzymierzeńcach. Tempo wydarzeń jest tu nieco słabsze niż w poprzednich tomach, wciąż jednak otrzymujemy to, co charakterystyczne w Fatale, czyli przemoc, seks i grozę. Proporcje zostały jednak nieznacznie zachwiane – pewien niedosyt powoduje fakt, że ostatnie zeszyty w nieco zbyt dużym stopniu filozofują. Zdaję sobie sprawę, że nie można było uniknąć tego typu manewrów, lecz rozmywa to w pewien sposób obraz, jaki mieliśmy przed oczami do tej pory.
Po raz kolejny bardzo dobre wrażenie sprawia warstwa graficzna tytułu. Sean Phillips świetnie się czuje w dominującej tu grze cieni i balansowaniu między niedopowiedzeniem, a dosłownością. Stosunkowo prostą kreską potrafi wydobyć wiele emocji z twarzy bohaterów, a stonowane kolory (wypełnienie nimi prac Phillipsa to zasługa Elizabeth Breitweiser) pasują do tej historii idealnie. W pewnym momencie czytelnika zaskakuje zastosowanie jaskrawych kolorów, co w interesujący sposób kontrastuje z pozostałymi kadrami. Ciekawie wypada też zilustrowanie sceny snu/wspomnienia Nicholasa – uproszczony rysunek ciekawie kontrastuje z niezwykle istotną wymową tego obrazu.
Fatale dobiegło więc końca. Patrząc na tytuł całościowo, trzeba przyznać, że jest to jeden z najlepszych tytułów okołohorrorowych, jakie ukazały się ostatnimi czasy na scenie komiksowej. Samo zakończenie tej historii nie było być może tak porywające, jak tomy do niego prowadzące, ale mimo wszystko nie popsuło też tej misternie budowanej konstrukcji. Brubakerowi udało się wykreować niezwykle tajemniczy klimat, kolejne zagadki piętrzyły się wraz z następnymi częściami, a bohaterowie zachwycali niejednoznacznością i czarowali charyzmą. Czy warto poświęcić czas, by zapoznać się z perypetiami Josephine? Odpowiedź może być tylko jedna – oczywiście.
Autorzy: Ed Brubaker (scenariusz), Sean Phillips (rysunki)
Tytuł: Fatale Tom 5: Klątwa dla Demona
Tytuł oryginału: Fatale Vol. 5: Curse the Demon
Tłumaczenie: Robert Lipski
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: czerwiec 2016
Liczba stron: 152
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz