piątek, 6 maja 2016

Gotham Central. Tom 1: Na Służbie - Recenzja

Pierwszym, co nasuwa się na myśl, gdy pada nazwa Gotham, jest bez wątpienia Batman. Mroczny Rycerz zdefiniował to miasto i dla wielu jest jego synonimem. To obrońca, oskarżyciel i sędzia w jednej osobie. Jednak sprawiedliwość niejedno ma imię, a podstawową jednostką, która powinna walczyć z przestępczością, jest w końcu policja. W Gotham City zbyt często schodziła ona na drugi plan, pozostając w cieniu zamaskowanych bohaterów. Także scenarzyści komiksowi traktowali jednostki GCPD wybitnie po macoszemu. Sytuacja jednak uległa w końcu zmianie. Wszystko za sprawą Eda Brubakera i Grega Rucki. Tom numer jeden Gotham Central zbiera w całość pierwsze dziesięć zeszytów traktujących o tych, którzy bez zaplecza wartego miliony dolarów, muszą walczyć z pleniąca się w mieście przestępczością. 

Na łamach tomu Na Służbie znalazło się miejsce dla trzech zamkniętych historii. W pierwszej, tytułowej, poznajemy funkcjonariuszy Drivera i Fieldsa. Gdy obaj podążają za otrzymanym cynkiem, wpadają w zupełnie niezwiązane ze sprawą tarapaty. Przypadkowe spotkanie z Mr. Freezem kończy się tragicznie, jeden z policjantów ginie, w dodatku rodzą się istotne pytania – co Victor Fries robił w tym miejscu i co planuje? Kolejna składowa całości, Motyw, opowiada o śledztwie w sprawie porwania i morderstwa młodej dziewczyny, którym zajmowali się Driver i Fields. Wszystkie tropy wiodą w ślepe uliczki i wydaje się, że sprawa może pozostać nierozwiązana. Bohaterka zamykającego pierwszy tom Gotham Central, Pół Życia, to Renee Montoya. Policjantka zostaje wrobiona w pewną wyjątkowo nieprzyjemną sprawę, która może położyć się cieniem zarówno na jej życiu osobistym, jak i karierze policyjnej. Ktoś chce całkowitego upadku tej konkretnej funkcjonariuszki.

Gotham Central ma już swoje lata (pierwszy zeszyt ukazał się w 2002 roku), ale na polski rynek trafia teraz po raz pierwszy. I trzeba przyznać, że w konfrontacji z obecnie ukazującymi się u nas komiksami okołobatmanowymi z linii New 52, robi bardzo pozytywne wrażenie. Te pierwsze tytuły są w znacznej większości czytadłami bazującymi na szybkiej, intensywnej akcji (Mroczny Rycerz, Wieczny Batman), nieprzywiązującymi większego znaczenia do kreowania klimatu. Gotham Central prezentuje zupełnie odmienne podejście do tematu. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to odsunięcie na zdecydowanie dalszy tor Batmana. Tutaj jest on postacią co najwyżej drugoplanową. Kolejna rzecz to fakt, że nawet jeśli występują tu znajome czarne charaktery, to stanowią one element kryminalnej układanki i nie dominują nad opowiadaną historią. Bo to właśnie zagadki i policyjna praca w wielkim mieście stoją tu na pierwszym planie.

Bohaterowie Gotham Central to policjanci z krwi i kości. Służbę traktują niezwykle poważnie, zresztą nie ma w tym nic dziwnego – funkcjonariuszy do opisywanego tu Wydziału Poważnych Przestępstw, dobierał sam James Gordon, tutaj przedstawiony jako były już komendant policji w Gotham. To, z jaką pasją pracują i z jaką determinacją starają się rozwiązywać kolejne sprawy powoduje, że tym razem to ich, a nie Nietoperza, możemy nazwać superbohaterami Gotham. Scenarzyści rzucają ich w charakterystyczne dla kryminałów schematy (chęć dorwania zabójcy gliny, morderstwo bez wyraźnego motywu, wrobienie w przestępstwo), ale schematyczność kończy się właśnie na szkieletach opowieści. Bo treść potrafi zaintrygować. Swoje robią już same zagadki kryminalne, na dokładkę jednak twórcy dają czytelnikom interesujące tło obyczajowe. Bohaterowie w żadnym wypadku nie są papierowi, mają swoje problemy, z którymi muszą się mierzyć, a życie prywatne, które nieraz potrafi porządnie dać w kość, łączą z równie stresującą pracą. To po prostu zwyczajni ludzie, z którymi można się identyfikować. W takim właśnie podejściu tkwi wielka siła Gotham Central

Warstwa graficzna Gotham Central jest dosyć surowa. Prace Michaela Larka sprawiają z początku wrażenie nieco niechlujnych, problemy można mieć zwłaszcza z rozróżnieniem kolejnych bohaterów. Gdy jednak przyzwyczaimy się do tej charakterystycznej kreski, można już w pełni cieszyć się świetną korelacją między rysunkami a scenariuszem. Samo Gotham przedstawione jest z kolei bez większych fajerwerków, w stonowanej kolorystyce (tu ukłony dla artystów odpowiedzialnych za ten element), i jest to zabieg nad wyraz udany, miasto nie przytłacza i sprawia normalne wrażenie – jest takie samo jak setki innych, co w tym przypadku jest bezsprzeczną zaletą.


Zanim na małe ekrany zawitał serial Gotham, zapewne wielu fanów miało nadzieję, że będzie on bazował właśnie na Gotham Central. Policyjna praca w mieście Batmana, kryminalne zagadki, znani przestępcy – tak to powinno wyglądać. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna, gdyż serial okazał się być naiwnym przeciętniakiem z irytującym głównym bohaterem i masą nielogiczności. A wystarczyło czerpać z najlepszego wzorca, tym bardziej, że dzieło Brubakera i Rucki wydaje się być wymarzonym materiałem do ekranizacji. Sprawy potoczyły się wszelako inaczej, ale „nie ma tego złego”, bo Gotham Central to kawał solidnego komiksu niejednokrotnego użytku. Teraz pozostaje tylko czekać na kolejne zbiorcze tomy, które, na szczęście, są już zapowiedziane w ofercie wydawcy.

Tytuł: Gotham Central. Tom pierwszy. Na służbie
Autorzy: Ed Brubaker, Greg Rucka (scenariusz), Michael Lark (rysunki)
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont
Data wydania: kwiecień 2016
Liczba stron: 240
ISBN: 978-83-281-1646-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

1 komentarz:

  1. Szczerze mówiąc nie czytałam jeszcze ani jednego komiksu nie będącego mangą. Kiedyś nawet się nad tym zastanawiałam, ale mam wrażenie że to nie dla mnie. Jakoś niekoniecznie podoba mi się ten styl grafiki.

    OdpowiedzUsuń