sobota, 28 maja 2016

Alexander Freed "Star Wars Battlefront. Kompania Zmierzch" - Recenzja

Star Wars. Battlefront: Kompania Zmierzch to już czwarta powieść nowego kanonu Gwiezdnych Wojen. Książki wydane w jego ramach były jak do tej pory sprawnie napisanymi produktami, oferującymi czytelnikowi całkiem zajmującą rozrywkę (no dobrze, bądźmy szczerzy – Koniec i Początek odstawał poziomem in minus, choć i ją czytało się płynnie). Tym razem mamy do czynienia z historią napisaną przez powieściowego debiutanta. Alexander Freed do tej pory zajmował się tworzeniem scenariuszy do gier i komiksów, a Battlefront stanowi dla niego skok na głęboką wodę. W takich przypadkach trzeba wyjątkowo uważać, by efektem pracy nie okazał się niemożebny gniot – w końcu stres najbardziej działa na początku drogi.

Rebelianci zniszczyli pierwszą Gwiazdę Śmierci. To spory sukces, jednak walka ciągle trwa. Na wielu różnych światach walczący o wolność żołnierze mierzą się z perfekcyjną machiną wojenną, jaką jest Imperium Galaktyczne, na czele którego stoi imperator Palpatine. Jedną z rebelianckich formacji jest tytułowa Kompania Zmierzch, a dowodzącym poszczególnymi misjami, sierżant Hazram Namir, żołnierz wywodzący się z planety Crucival. Wykonując rozkazy przełożonych stara się on utrzymać przy życiu swoich ludzi, co nie jest zadaniem łatwym, gdy kolejne misje kompanii są coraz trudniejsze. A gdy do oddziału dołącza dezerter z Imperium, gubernator Everi Chalis, w której intencje wierzy nawet najwyższe dowództwo rebelii, cele Zmierzchu stają się coraz bardziej ambitne, co skutkuje także zwiększeniem stopnia ich trudności. Wyjść z nich z życiem będzie sztuką, zwłaszcza, ze za Chalis wysłany zostaje pościg z Imperium. 

Fabuła skupia się w znacznej mierze na losach tytułowej kompanii. Żołnierze rzucani są z jednego układu do następnego, by na kolejnych światach walczyć w imię dowodzonej przez Leię Organę Rebelii. Akcja jest prowadzona w umiejętny sposób, z odpowiednią dozą dramaturgii. Mimo braku doświadczenia w materii powieści, Alexander Freed okazuje się być naprawdę sprawnym rzemieślnikiem. Najwidoczniej dziesiątki scenariuszy pisanych dla innych mediów, zrobiły swoje. Warto dodać, że interesującym manewrem było wplątanie w fabułę wydarzeń znanych z lodowej Hoth. Kilkoro bohaterów przebywa na tej planecie akurat w momencie, gdy oddziały Imperium, pod wodzą Dartha Vadera, przypuszczają na nią atak w poszukiwaniu Skywalkera. Nawiązanie nie jest na szczęście nachalne i w przyjemny sposób uatrakcyjnia fabułę. 

Czego można oczekiwać po militarnej s-f? Na pewno jedną z takich rzeczy są potyczki przeprowadzane w kosmosie lub na różnych planetach. Tego w Kompanii Zmierzch nie brakuje. To nieco inne spojrzenie na Gwiezdne Wojny niż zazwyczaj. Aspekt militarny stanowi tu główną atrakcję, co do tej pory było cechą nie całości, ale zaledwie kilku podserii w ramach Expanded Universe, takich jak Komandosi Republiki czy później Komandosi Imperium. Dobrze by było, gdyby i nowy kanon posiadał swoją odnogę militarną, a idealnym zalążkiem takowej jest właśnie Battlefront.  

Na kartach Kompanii Zmierzch autorowi udało się wykreować kilka ciekawych charakterów. Uwagę warto zwrócić przede wszystkim na głównego bohatera. Hazram Namir jest żołnierzem doświadczonym, który z niejednego pieca chleb jadł. To człowiek dotknięty wojną, z którą miał styczność od najmłodszych lat życia. Do rebelii dołączył wcale nie z pobudek ideologicznych, nie do końca podziela też wiarę kolegów w słuszność poczynań głównego dowództwa. Trafionym manewrem okazało się zaprezentowanie przez Freeda wydarzeń, które ukształtowały Namira w takiego człowieka, jakim jest obecnie. Służy temu kilka krótkich rozdziałów, które opisują jego życie na peryferyjnym Crucivalu i pozwalają czytelnikowi dosyć dobrze zrozumieć motywację sierżanta.

Freed, na szczęście, nie skupia się tylko na jednym bohaterze. Na kartach jego powieści nie zabrakło miejsca dla innych, także intrygujących. Poświęcono im mniej „czasu antenowego”, to raczej nie może dziwić, jednak na pewno nie zostali zaniedbani. 
Warto odnotować, że jest tu miejsce dla przedstawicieli obu stron. Autorowi udało się też uniknąć irytującej tendencji do pokazywania żołnierzy i funkcjonariuszy Imperium jako zła wcielonego. I tak mamy tu np. kobietę szturmowca starająca się pomagać miejscowej ludności, jednak do końca wierzącą też w ideę porządku, który niesie z sobą instytucja Imperium.

Powieść Alexandra Freeda jest bezsprzecznie najciekawszą gwiezdnowojenną pozycją wydaną do tej pory przez Uroboros. Mimo tego, że autor jest debiutantem, udało mu się stworzyć bardzo interesującą i, co najważniejsze, trzymająca w napięciu fabułę. Taki stan rzeczy musi być dobrym prognostykiem przed kolejnymi książkami jego autorstwa. Miejmy nadzieje, że takowe powstaną, a któraś z nich ponownie zagości do tego, jakże bogatego, uniwersum. Sierżant Namir i jego towarzysze z Kompanii Zmierzch zasługują na pokazanie dalszego ciągu ich perypetii.

8/10

Autor: Alexander Freed
Tytuł: Star Wars. Battlefront: Kompania Zmierzch
Tytuł oryginału: Star Wars Battlefront: Twilight Company
Tłumaczenie: Anna Hikiert
Wydawca; Uroboros
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 364
ISBN: 978-83-2802-700-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz