piątek, 22 kwietnia 2016

Star Wars Legendy. Mroczne Imperium - Recenzja

Rozpoczęta w 1991 roku miniseria Mroczne Imperium to tytuł, który po dziś dzień budzi wśród fanów Star Wars wyjątkowo dużo emocji i kontrowersji. W Polsce wydano go po raz pierwszy już sześć lat później, za sprawą niezapomnianego TM-Semic. Oczywiście jakość tego wydania pozostawiała wiele do życzenia, zwłaszcza za sprawą fatalnej jakości papieru, na którym wydrukowano całą historię. Na wznowienie trzeba było czekać bardzo długo, lecz fani w końcu się doczekali. Za sprawą serii Star Wars Legendy, której założenia są wszem i wobec znane, Mroczne Imperium zyskuje w końcu odpowiednią oprawę. 

Od bitwy o Endor minęło sześć lat. Wydawać by się mogło, że po śmierci Dartha Vadera i Imperatora, Imperium Galaktyczne legło w gruzach i nigdy już nie podniesie głowy. Tymczasem zagrożenie nie minęło. Imperium się odradza i ponownie przypuszcza atak na siły Rebelii. A biorąc pod uwagę fakt, że dysponuje nową, potężną bronią, zagrożenie jest tym większe. Jakby wszystkiego było mało, siłami zbrojnymi dowodzi zmartwychwstały Imperator, który do swojej wizji władzy nad Galaktyką, stara się przekonać Luke’a Skywalkera. Ciemna Strona Mocy raz jeszcze mierzy się z siłą Jedi, jednak wynik tej potyczki jest tym razem wyjątkowo niepewny. 

Zaprezentowana w Mrocznym Imperium fabuła jest dosyć… bezpieczna. Jakie historie najbardziej bowiem lubi czytelnik? Takie, które dobrze zna. I tak właśnie jest w tym przypadku. Bo mimo pewnych modyfikacji, to wciąż jest to ta sama, dobrze znana bajka o dobru walczącym ze złem. Zagrożenie, z którym walczą bohaterowie, jest podobne do tego, znanego z filmów Starej Trylogii – to Imperium. Jak wypada tym razem, już bez Vadera i, wydawałoby się, Imperatora? Znany obraz bezwzględnej, dławiącej wszelki opór siły zmienił się niewiele. Cele reżimu pozostają te same, a jest to władza nad Galaktyką, osiągnięta dzięki wydatnej pomocy Ciemnej Strony Mocy. Naprzeciwko staje oczywiście dzielna Rebelia, starająca się za wszelką cenę powstrzymać zakusy tej złej strony. Ciężko o coś mniej oryginalnego i w istocie, kolejne składowe to dobrze znane fanom elementy. A co z modyfikacjami? Te dotyczą w znacznej mierze bohaterów. A skoro już o nich mowa…

Największe novum to Luke Skywalker zmagający się z zewem Ciemnej Strony Mocy. W filmowej trylogii ów bohater pokazany był jako ktoś nieskalany, którego kompas moralny może wskazywać tylko w jedną stronę, tę dobrą. Pomysł Veitcha, by zaprezentować Luke’a inaczej, jest godny uznania. Motywacja bohatera wydaje się być przejrzysta – Ciemna Strona ma być wykorzystana jedynie po to, by rozprawić się z nowym zagrożeniem, lecz czy można bezkarnie igrać ze złem? Nie bez powodu mówi się wszak, że piekło jest wybrukowane dobrymi intencjami. Luke musi zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań i przyjąć do wiadomości, że to, z czym zadziera, może okazać się siłą nie do opanowania i spod wpływu której nie można się wydostać o własnych siłach. 

Mroczne Imperium oferuje nam to, co w uniwersum Star Wars najbardziej charakterystyczne. Mowa tu o walce dobra ze złem, Mocy, potężnych i mogących niszczyć planety broniach, dynamicznej akcji i lubianych bohaterach. I chociaż Veitchowi nie zawsze udaje się te elementy w odpowiedni sposób łączyć, to są tu przebłyski, dzięki którym od czasu do czasu można poczuć ducha Starej Trylogii. Co jest jednak sporą wadą, brakuje w tym wszystkim szczypty humoru, całość jest nieznośnie wręcz poważna, a próby rozładowania sztywnej atmosfery spalają na panewce. Sytuację stara się ratować C-3PO, w którego usta scenarzysta wkłada dialogi w założeniu zabawne, jednak zabieg nie przynosi oczekiwanych rezultatów.

Duże kontrowersje od samej premiery wywoływała warstwa graficzna tego albumu. Nie dzieje się tak bez powodu, bowiem to, co zaprezentował Cam Kennedy, faktycznie pozostawia wiele do życzenia. Podstawową wadą zamieszczonych tu ilustracji jest przede wszystkim mała dbałość o szczegóły. Dosyć często kolejne ilustracje zlewają się ze sobą i ciężko jest wyodrębnić, co właściwie Kennedy chciał pokazać. Rzecz uwidacznia się także w momentach, gdy artysta rysuje bohaterów. Mało który z nich jest podobny do siebie, co więcej, można nawet znaleźć kadry, na których wyobrażenie Lei czy Hana zakrawa o parodię. Być może taki był odgórny zamysł, jednak trzeba uczciwie przyznać, że pomysł nie wypalił, a ci z czytelników, którzy warstwę ilustracyjną Mrocznego Imperium krytykują, mają zwyczajnie rację. 

Mroczne Imperium ma status komiksu klasycznego, to także jeden z najbardziej rozpoznawalnych tytułów skasowanego Expanded Universe. Dzieje się tak w znacznej mierze dzięki kontrowersjom, które ta historia wywołała, jednak nie można też powiedzieć, by był to produkt nieudany. Jego podstawowa zaleta to spora wartość historyczna i okazja do spojrzenia w jaki sposób opowiadało się historie rodem  z „odległej galaktyki” ćwierć wieku temu. Na pewne niedociągnięcia trzeba zwyczajnie przymknąć oko i cieszyć się tą nieco wtórną, ale wciąż dość interesującą opowieścią. 

Tytuł: Mroczne Imperium
Autorzy: Tom Veitch (scenariusz), Cam Kennedy (rysunki)
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-281-1065-6

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem Szortal i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz