piątek, 15 stycznia 2016

Dmitry Glukhovsky "Metro 2033" - Recenzja

Od tej powieści wszystko się zaczęło. Dmitry Glukhovsky prawdopodobnie sam nie podejrzewał, że jego pomysł przeistoczy się w tak duże przedsięwzięcie, obejmujące dziesiątki książek różnych autorów, także spoza Rosji. Jak jednak widać po Metrze 2033, czasami nawet produkt wydawałoby się zwyczajny i w żaden sposób niewykraczający poza standardy gatunku potrafi przekształcić się w popkulturowy fenomen. Niezbadane są wyroki czytelnika. Z drugiej strony, podobnego sukcesu nie mogła osiągnąć powieść słaba. Gdzie więc leży prawda? Jak zwykle pośrodku.

W wyniku globalnego konfliktu nasza planeta została spustoszona przez atomowy ogień. Ludzkość w końcu się doigrała, jak się jednak okazuje – nic nie jest dane na zawsze. Ci, którzy przeżyli, zostają zmuszeni do zejścia do metra, gdyż tylko tam mogą kontynuować egzystencję. Jednym z nich jest Artem, młody mężczyzna, którego matka ocaliła od śmierci za cenę własnego życia. Oddany na wychowanie przypadkowemu żołnierzowi, Artem dostosowuje się do życia w podziemiach. Pewnego dnia losy chłopaka krzyżują się z Hunterem, stalkerem, który powierza Artemowi ważną misję, od której zależeć może los populacji całego metra. Chcąc nie chcąc, bohater wyrusza w podróż po mrocznych i niebezpiecznych tunelach.

Glukhovsky, trzeba przyznać, idealnie wstrzelił się w odpowiednią niszę. Co więcej, autor dysponuje odpowiednim warsztatem, by czytelnik mógł wejść w postapokaliptyczny świat płynnie i dogłębnie. Język jest sugestywny i plastyczny – zagrożenia na drodze Artema opisywane są w efektowny i atrakcyjny sposób. Nie odnotujemy tu, na szczęście, przesytu w prezentowaniu coraz to nowych gatunków mutantów. Te pojawiają się na dobrą sprawę dopiero na pewnym etapie powieści, ale również wtedy ich liczba jest mocno ograniczona, co wydaje się pomysłem trafionym. Szczególnie dobrze wypadają opisy tzw. Czarnych. W założeniu miały to być istoty obce i przerażające, stanowiące zagrożenie, z którym prawie nie sposób walczyć, i właśnie tak są przez czytelnika odbierane. Niewiele wiadomo o ich motywacji, co czyni z nich niebezpieczeństwo jeszcze bardziej tajemnicze, a przez to przerażające.

Główny bohater Metra 2033, Artem, to postać strasznie naiwna. Mimo dwudziestu lat na karku i prawie całego życia spędzonego pod ziemią jest kimś, kto uwierzy na słowo obcemu człowiekowi i wyruszy w misję, która odwróci jego życie o 180 stopni. Takich zachowań w jego wykonaniu znajdziemy na kartach powieści o wiele więcej. Nie da się ukryć, że nie do końca pozwala to czytelnikowi uwierzyć, iż w podobnych do opisywanych warunkach uchowałby się podobny prawdziwek. Niestety, to na Artemie skupia się uwaga autora, co sprawia, że pozostali bohaterowie stają się zaledwie tłem. A jest tu kilka ciekawych postaci, które przy odpowiednim poprowadzeniu mogłyby stać się odpowiednią przeciwwagą dla nie do końca przekonującego protagonisty.

Metro 2033 jest powieścią dosyć chaotyczną i nierówną. Mamy tu momenty intensywnej, dynamicznej i intrygującej akcji, kiedy to praktycznie nie można oderwać się od lektury, jednak te fragmenty przeplatane są scenami zupełnie niepotrzebnymi i niewiele wnoszącymi do całej fabuły. Miejscami czuć tu nawet swoistą dysproporcję między kolejnymi, różniącymi się między sobą rozdziałami. Dla niektórych czytelników pewnym problemem będzie też niemały misz masz idei, koncepcji i pomysłów, zaserwowany przez autora. Czegóż tu nie ma? Faszyści, komuniści, świadkowie Jehowy, ludożercy, sataniści – kolejne grupy pojawiają się jak grzyby po deszczu. Za dużo tego wszystkiego, podczas lektury odbiorcy może towarzyszyć uczucie lekkiego przesytu.

Trzeba przyznać, że Dmitry Glukhovsky umiejętnie pokazał ciasnotę korytarzy metra i w świetny sposób oddał ich duszny klimat. Wypełniające świat przedstawiony zagrożenia zostały zaprezentowane wyjątkowo sugestywnie i realistycznie, sprawiając, że w żadnym razie nie chcielibyśmy stanąć przed nimi w życiu realnym. Nie jestem jednak przekonany czy potrzebne było mieszanie do całości czystej fantastyki. Już same realia postapokaliptyczne są wystarczająco przerażające, nie trzeba było dokładać do tej układanki elementów w całości wydumanych.

Metro 2033 jest typową powieścią drogi. Bohater wypełnia misję i zmierza do celu, odhaczając kolejne przystanki do celu. Zwłaszcza w początkowej fazie książki wpływa to negatywnie na stopień skomplikowania fabuły, a schemat jest jeden – Artem idzie ze stacji na stację, po drodze walcząc z zagrożeniem: czy to w postaci głosów zmarłych, czy totalitarnego ustroju. Fabuła od początku do końca jest raczej nieskomplikowana i mocno liniowa. W przypadku gdy potraktujemy dzieło Glukhovsky’ego jako czystą rozrywkę, nie będzie to jakimś wielkim zarzutem, jednak gdybyśmy chcieli dopatrywać się tu czegoś więcej, to ta prostota atutem już raczej nie będzie. Ponadto autorowi zdarza się stosować fabularne rozwiązania typu deus ex machina, co, delikatnie mówiąc, nie uwiarygadnia przebiegu fabuły.

Metro 2033 potrafi oczarować czytelnika niesamowitym klimatem, by za chwilę zirytować choćby traktowaniem po macoszemu bohaterów drugoplanowych. Podobnych dysproporcji jest na kartach dzieła Glukhovsky’ego więcej, ale elementy pozytywne na szczęście przeważają. Ostatecznie można ocenić Metro 2033 jako książkę dobrą, chociaż niedorastającą do posiadanej wśród fanów postapokalipsy reputacji. Można się jednak przy niej dobrze bawić, a ostatecznie właśnie o to tutaj chodziło.

6/10

Autor: Dymitr Glukhovsky
Tytuł: Metro 2033
Tytuł oryginału: Метро 2033
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawca: Insignis
Data wydania: listopad 2015 (wznowienie)
Liczna stron: 592
ISBN: 978-83-653-1501-4

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://fantasta.pl/ i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

2 komentarze:

  1. Rok 2033 to, wydawałoby się, niedaleka przyszłość. Ciekawe, jaki będzie faktycznie? Fabuła książki, którą opisujesz, świetnie nadałaby się na grę komputerową, tak czuję. Pewnie się skuszę i przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A chyba nawet jakaś gra osadzona w tym uniwersum była wydana. Nie powiem na pewno, z tym segmentem rozrywki jestem raczej na bakier, ale wydaje mi się, że tak właśnie było...
      A co do roku, faktycznie, jesteśmy coraz bliżej dat, które opisywali autorzy w wielu wizjach przyszłości. To ciekawe, czasami niepokojące, czasami inspirujące...

      Usuń