piątek, 4 grudnia 2015

Paul S. Kemp "Lordowie Sithów" - Recenzja

Po przejęciu marki przez Uroboros, wydawanie kolejnych książek nowego kanonu Star Wars idzie, przynajmniej na razie, bardzo płynnie. Ledwie na księgarskich półkach wylądował Tarkin, a już polscy fani mogą zapoznać się z Lordami Sithów. Tym razem autorem jest Paul S. Kemp, pisarz z uniwersum dosyć obeznany, autor kilku pozycji jeszcze z Expanded Universe. Dotychczasowe opinie o jego powieściach były, oględnie mówiąc, dosyć różne. Najwyraźniej jednak autor wciąż cieszy się zaufaniem decydentów marki. Jak w tym kontekście prezentuje się jego najnowsza gwiezdnowojenna pozycja? 

Restart uniwersum jest doskonałą okazją, by kilka pomysłów na fabułę wykorzystać po raz kolejny. Tak jest właśnie tym razem, a Kemp bierze na warsztat motyw rebelii na jednym z podległych Imperium światów (choć to jeszcze nie jest TA Rebelia). Dowodzony przez niejakiego Chama Syndullę ruch Wolne Ryloth chce oswobodzić twi’lekański świat spod władzy Palpatine’a. Idealna okazja by uderzyć w legalną władzę natrafia się, gdy na Ryloth przybywa sam Imperator wraz ze swoim uczniem, Darthem Vaderem. Cios wymierzony w tę dwójkę może nie tylko pomóc w oswobodzeniu świata, ale także mieć znacznie poważniejsze reperkusje, łącznie z obaleniem Imperium. Atak musi jednak zostać przeprowadzony perfekcyjnie, a na drodze buntowników staje nie byle jaki przeciwnik, bo lordowie Sithów. 

Kreacja bohaterów, co trzeba uczciwie przyznać, nie zawsze jest najmocniejszym punktem powieści spod szyldu Gwiezdnych Wojen. Często bywa tak, że postaci traktowane są w nich po macoszemu, a główna uwaga autora skupia się na akcji. Tym razem, na szczęście, jest nieco inaczej. Uwagę zwracają zwłaszcza członkowie ruchu Wolne Ryloth. Kemp robi z nich buntowników takiego typu, którzy nie cofną się przed niczym, by wypełnić swoją misję. Brutalność niektórych z członków stowarzyszenia jest uderzająca i każe czytelnikowi zastanowić się nad tym, czy konkretne środki zawsze mogą uświęcać nawet najbardziej szczytny cel. Takie spojrzenie na walczących z władzą Imperium nie jest częste i także w Lordach Sithów pojawia się zaledwie na kilka chwil, jednak jest to miła odmiana i daje nadzieję, że w kolejnych powieściach SW motyw ten będzie rozwijany. 

Skoro jesteśmy przy bohaterach, warto też wspomnieć o Vaderze i Imperatorze. Dobrym pomysłem autora było uwypuklenie łączącej tę dwójkę relacji uczeń – mistrz. Kilka scen pokazujących wyraźnie, że nauka Vadera i proces jego odczłowieczania to rzeczy pernamentne, robi duże wrażenie. Czytelnik ma też okazję przypomnieć sobie, że Palpatine w żadnym razie nie jest bezbronnym staruszkiem, ale mistrzem Ciemnej Strony Mocy, który dotarł na szczyt dzięki bezwzględności i niezwykłej biegłości w starożytnej sztuce Sithów. O tym wszystkim dopiero przekonają się buntownicy, a zderzenie z rzeczywistością może być momentami wyjątkowo bolesne. 

Fabuła Lordów Sithów nie jest elementem, który szczególnie zaskoczy odbiorców. Historia jest raczej standardowa – tematyka zagrożenia legalnej władzy przez garstkę buntowników to sztandarowy motyw Gwiezdnych Wojen. Wystarczy wspomnieć, że na tym właśnie pomyśle opiera się przecież Stara Trylogia. Czasami sprawdzone pomysły są najlepsze, a umiejętne wykorzystanie schematów może przynieść czytelnikowi sporo radości. Nie każda powieść musi odkrywać nowe lądy. Grunt to nie popaść przy tym w zbyt nachalne kopiowanie. Kempowi się ta sztuka udała, a przedstawiona tu historia, mimo wykorzystania znanych motywów, potrafi zaintrygować.

Lordowie Sithów nie są na pewno powieścią wolną od wad. Na niekorzyść wpływa np. fakt, że buntownicy walczą z nikim innym, ale ludźmi stojącymi na czele Imperium Galaktycznego, którzy po prostu nie mogą zginąć (inaczej nie mielibyśmy do czynienia z epizodami IV, V i VI…). To znacznie ogranicza pole manewru autora i redukuje liczbę fabularnych zaskoczeń, którymi mógłby uraczyć czytelnika. 

W ogólnym rozrachunku, druga wydana w Polsce powieść nowego kanonu Star Wars, jest pozycją dosyć dobrą. Podobnie jednak jak w przypadku Tarkina, nie jest to jednak książka, która zapisze się złotymi zgłoskami w historii literackich Gwiezdnych Wojen. Do najlepszych pozycji Expanded Universe brakuje jej sporo. Nie zmienia to faktu, że przy odrobinie dobrej woli można się przy niej dobrze bawić, zwłaszcza gdy darzy się to konkretne uniwersum sentymentem. 

6/10

Autor: Paul S. Kemp
Tytuł: Star Wars. Lordowie Sithów
Tytuł oryginału: Star Wars. Lords of the Sith
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Wydawca: Uroboros
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-280-2698-8

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com/ i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

2 komentarze:

  1. Dam się przekonać. "Tarkin" co prawda mnie nie powalił, a miejscami powiedziałbym nawet że raził infantylnością, ale jako całość historię śietnie się czytało. Po "Lordach Sithów" oczekuję więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej żebyś nie miał zbyt wygórowanych oczekiwań. Czy jest lepsza od "Tarkina", nie wiem. Poziom, wydaje się, jest porównywalny.

      Usuń