Stephen King jest pisarzem, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Prawdopodobnie każdy fan fantastyki, na którymś etapie swojej czytelniczej przygody, zetknął się z jakimś dziełem tego autora. To ponadto prawdziwa instytucja i najczęściej również gwarancja wysokiej literackiej jakości. Jednak w przypadku nowych książek Kinga, dużą rolę odgrywa przede wszystkim perfekcyjnie opanowane rzemiosło. Pomysły nie są już tak błyskotliwe jak kiedyś, ale lata praktyki sprawiają, że nawet te względnie gorsze zawsze zostają dobrze sprzedane. Tym razem, zamiast jednej dużej fabuły, czytelnik otrzymuje kilkanaście mniejszych. Najnowszy zbiór opowiadań autora to szansa, by w krótszej formie pokazać, że deficyt pomysłów nie jest rzeczą, która tyczy się tego konkretnego twórcy.
Bazar Złych Snów zawiera opowiadania pisane przez Kinga na przestrzeni kilku ostatnich lat. W większości są to teksty, które ukazywały się na łamach różnych magazynów, lub w innych, okolicznościowych formach. Ze zbiorami opowiadań problem jest zazwyczaj taki, że poziom poszczególnych składowych bywa, mówiąc oględnie, różny. Nawet, gdy autor jest jeden, dany pomysł nie równa się innemu, zawsze pozostaje też kwestia indywidualnych czytelniczych preferencji. Tym razem wydaje się, że jakość kolejnych opowiadań jest dosyć wyrównana, choć trzeba też zaznaczyć, że King stawia tu raczej na melancholię niż na horror, co trzeba przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza – do takiego stylu zostaliśmy zresztą w ostatnich latach przyzwyczajeni.
Mimo że, jak wspomniałem przed chwilą, horroru tu mało, to akurat opowiadanie otwierające zbiór, jest właśnie historią z dreszczykiem. 130 Kilometr na myśl przywodzi słynną Christine. Tutaj także mamy do czynienia z samochodem, który nie jest przedmiotem martwym, a czymś innym, niepokojącym, konkretnie potworem pożerającym ludzi. Do walki z nim stają dzieci, bo tylko one posiadają wiarę w to, że to, co widzą, jest prawdziwe. Opowiadanie na pewno nie jest reprezentatywne dla całości. Tylko w nim widać tak wyraźne motywy grozy, w innych z kolei, jeśli już się pojawiają, to pod postacią lekkiego niepokoju i delikatnej niesamowitości, ukryte głębiej.
Nie ma najmniejszego sensu opisywać po kolei wszystkich zawartych w Bazarze Złych Snów tekstów. Jest ich aż dwadzieścia, a zamiast recenzji, ten tekst stałby się wówczas esejem. Jednak warto w skrócie opisać kilka tych, które sprawiają najlepsze wrażenie. Wydma jest opowiadaniem, które, zważywszy na sam pomysł, wydaje się nie być niczym ciekawym. Jednak sposób, w jaki King rozwija fabułę, jest doprawdy imponujący. Dużo tu podskórnego napięcia, a zakończenie trafia w czytelnika obuchem zaskoczenia. Jednym z najlepszych tekstów w Bazarze... jest Kiepskie Samopoczucie. Opowiadanie jest mocno sentymentalne, a traktuje o stracie i niemożności pogodzenia się z nią. Jego treść jest wyjątkowo poruszająca i skłania do refleksji. Jak z przedstawioną sytuacją poradziłby sobie każdy z nas? To pytanie, na które wyjątkowo ciężko odpowiedzieć.
Warto też wspomnieć, że King znalazł miejsce także na historię nawiązująca do Mrocznej Wieży. Fani tego cyklu powinni być usatysfakcjonowani, tym bardziej, że Ur, bo o tym opowiadaniu mowa, jest naprawdę solidnym kawałkiem literatury. Znajdziemy tu trochę rozważań o nowych technologiach, ale sedno fabuły to problem konsekwencji zmiany przyszłości. Są rzeczy, których nie można robić bezkarnie, nawet, jeśli wydają się być dobre i słuszne. Nie sposób nie napisać także kilku słów o Zielonym Bożku Cierpienia – w intrygujący sposób przedstawiono w nim kwestię wielkiego bólu, jakiego doświadczają chorzy. Po raz kolejny dobre wrażenie sprawia też zakończenie, jest nieoczywiste i wyjątkowo sugestywne. Palce lizać.
Czy znajdziemy tu opowiadania słabsze? Oczywiście – jak w każdym zbiorze opowiadań, część zawartości jest nieco gorszej jakości. Nie najlepiej wychodzą Kingowi próby pisania wierszem (na łamach Bazaru... autor próbuje tego dwukrotnie i miejmy nadzieję, że kolejnych podejść nie będzie), ponadto kilka opowiadań jest tu zdecydowanie mniej wciągających. To przede wszystkim te, w których element fantastyczny znika zupełnie, ustępując pola obyczajowości. Jasne, da się je przeczytać, nawet dosyć płynnie – w końcu ich autorem jest wyborny rzemieślnik, ale brakuje w nich tej iskry, która sprawiłaby, że będą godne zapamiętania.
Bazar Złych Snów jest zbiorem opowiadań o niespodziewanie równym poziomie poszczególnych tekstów. Tych mniej udanych jest na szczęście zdecydowana mniejszość. Całość pokazuje, że Stephen King jest autorem, któremu wciąż nie brakuje pomysłów. Zaskakuje za to ich ilość i jakość. Po dziesięcioleciach pracy twórczej jest to fakt budujący, zwłaszcza dla fanów niecierpliwie wyczekujących kolejnych książek ich ulubionego autora. King jeszcze się nie skończył, nie jest nawet tego bliski.
7/10
Tytuł: Bazar Złych Snów
Autor: Stephen King
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 670
ISBN: 978-83-8069-174-2
(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com/ i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)
Trafiłam na tego bloga przez przypadek. Cieszę się, że czyta pan Kinga. Kiedyś go uwielbiałam, przeczytałam sporo jego powieści.Zielona mila i Łowca snów, to moje nr 1. Ekranizacje niekoniecznie są udane, najbardziej podoba się mnie Lśnienie, świetna obsada i muzyka.Z pewnością będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńDzięki i serdecznie zapraszam do kolejnych odwiedzin! :)
UsuńFakt, ekranizacje prozy Kinga nie zawsze wychodzą dobrze, wyprodukowano sporo chłamu, ale i trochę wartościowych filmów można znaleźć... Ja mam swoisty sentyment do ekranizacji Pet Sematary...
Książkę znam, czytałam. Filmu nie oglądałam, skoro polecasz, poszukam i obejrzę.
OdpowiedzUsuńTylko miej na względzie, że to horror z lat 80., ze wszystkimi wadami i zaletami takiego kina. Możesz go polubić, ale całkiem możliwe też, że uznasz za gniota. Ja mam do tego tytułu duży sentyment...
UsuńObejrzałam film, jak na lata 80 niezły. Dobra muzyka.
OdpowiedzUsuńJak nie przepadam z rimejkami, tak ten film mógłby zostać uwspółcześniony. Ciekawe co by z niego wyszło przy dzisiejszych możliwościach technicznych...
UsuńTo już nie byłoby to samo. Film straciłby swój klimat. Wolę sobie nie wyobrażać, co filmowcy mogliby stworzyć.
OdpowiedzUsuńW sumie racja. Zapomniałem o jakości wielu dzisiejszych rimejków... Choć gdyby wziął się za to fachowiec... Np. Darabont... Hmmm.
UsuńNie znałam Darabonta, musiałam sprawdzić, co to za jeden.Mimo wszystko, wolę książki od filmów.
OdpowiedzUsuń