niedziela, 17 maja 2015

John Brunner "Wszyscy na Zanzibarze" - Recenzja


W ramach nowej serii wydawnictwa MAG ukazywać się mają klasyczne powieści fantastyczne, które w Polsce były dotąd ciężko dostępne, lub w ogóle nie były w naszym kraju wydane. Artefakty, bo tak brzmi zbiorczy tytuł tego projektu, to inicjatywa niezwykle chwalebna. Dla fanów fantastyki to możliwość zapoznania się z tytułami, które z jakichś powodów stały się światową klasyką i skonfrontowania ich z obrazem dzisiejszej literatury tego nurtu oraz okazja do sprawdzenia, czy problematyka w nich poruszana wciąż jest aktualna. Na pierwszy ogień dostaliśmy aż trzy premiery. Ta oznaczona numerem „1” to Wszyscy na Zanzibarze autorstwa Johna Brunnera i o tej właśnie powieści traktuje poniższy tekst. 

Świat na początku XXI wieku jest przeludniony i targają nim poważne społeczne problemy. Ludzie nie mogą mieć tylu dzieci, ilu pragną, a kwestię liczebności rodziny regulują wyjątkowo restrykcyjne przepisy. Ponadto, w wyniku rosnącego stresu towarzyszącemu codziennemu życiu, coraz więcej osób doznaje pomieszania zmysłów, decydując się na kroki ostateczne. Donald i Norman, dwóch głównych bohaterów powieści, próbuje lawirować w tych realiach. Jeden z nich to uśpiony rządowy agent, który po latach bezczynności zostaje powołany do „życia”. Drugi z kolei obejmuje projekt w afrykańskiej Beninii, dzięki któremu ludzkość ma szanse na wyleczenie się z choroby wojny. Obaj mają do wykonania pracę wyjątkowo stresującą, lecz mającą zarazem ogromny wpływ na kształt świata przedstawionego.

Jak wspomniałem wyżej, dzieło Brunnera to wizja świata na początku XXI wieku. To czasy, które… już nadeszły. Niezwykle ciekawym uczuciem jest żyć w momencie historii opisywanym przez autora jako przyszłość i mieć możliwość zobaczenia, że być może Brunner pomylił się jeśli chodzi o szczegóły, ale w zaskakująco wielu kwestiach natury bardziej ogólnej, jego wizje były niepokojąco trafne. Prognozowanie sprawdza się zwłaszcza w tych fragmentach, gdy Brunner skupia się na opisie społeczeństwa. Ludzie podążają tu za ogłupiającymi sloganami płynącymi ze środków masowego przekazu, co mocno przypomina świat, w którym żyjemy obecnie. Światełkiem w tunelu jest jednak fakt, że sytuacja na kartach powieści wciąż przedstawia się bardziej groteskowo niż w rzeczywistości. Miejmy nadzieję, że proporcje nigdy nie zostaną odwrócone. 

Kolejna frapująca kwestia poruszana we Wszystkich na Zanzibarze to problem przeludnienia świata i dzietności jego obywateli. Autor świetnie obrazuje absurdalny kierunek rozwoju „nowoczesnego” społeczeństwa. Na kartach powieści ważnym czynnikiem decydującym o posiadaniu dziecka jest nie tylko liczebność światowej populacji (to akurat jest poniekąd zrozumiałe), ale i czystość genetyczna rodziców. W dodatku, w fabularnym tle pojawia się także idea produkcji „nadludzi”. Pomysł trąci totalitaryzmem i jest tym bardziej przerażający, że prowadzi do niebezpiecznych wniosków, zwłaszcza w kontekście niektórych postulatów, obecnych w publicznej debacie także dzisiaj. Brunner niczego nie mówi tu wprost i stara się nie oceniać, rolę sędziego pozostawiając każdemu czytelnikowi, jednak oglądanie z boku takiego potencjalnego świata jest dosyć mocno przygnębiające. 

Bardzo ciekawie przedstawia się forma tej powieści. John Brunner podzielił całość na cztery duże, przenikające się nawzajem części. Oczywiście różnią się między sobą objętością i zawartością. Nie każda ma też bezpośredni wpływ na bieżącą fabułę, tym niemniej dopiero połączone w jedno, dają pełen obraz świata przedstawionego. Autor uwypuklił tu następujące elementy: zasady kierujące światem, w którym rozgrywa się akcja (Kontekst); historie bohaterów drugo- lub nawet trzecioplanowych, poszerzające obraz ogółu (Na zbliżeniu); bliższe spojrzenie na wydarzenia na świecie i próbka sposobu ich relacjonowania przez media (Świat-tu-i-teraz) oraz w końcu główną linię fabularną (Ciągłość). Przerywanie tej ostatniej przez poprzednie składowe potrafi być nieraz dosyć męczące, rozstraja bowiem ciągłość fabularną, nieco utrudniając tym samym lekturę, jednak w ostatecznym rozrachunku manewr ten działa na korzyść. Dlaczego? Bez niego historia byłaby o wiele płytsza, to zebrane w całość informacje ze wszystkich czterech części przynoszą nam pełen obraz tego, jak wygląda świat i społeczeństwo w wizji Johna Brunnera

Napisana w 1968 roku powieść zaskakuje trafnością wizji. Z obecną rzeczywistością, co zrozumiałe, rozmija się w szczegółach (choć niekiedy wydają się to być elementy dosyć znaczące), ale potrafi zdiagnozować wiele problemów społecznych, które autor przewidział, a z którymi w takiej samej bądź zbliżonej formie, musimy sobie radzić dzisiaj. To perełka, która jest bezsprzecznie warta poznania przez polskiego czytelnika i z tego też względu chwała wydawnictwu MAG za rozpoczęcie tej serii wydawniczej. Artefakty powinny nam przynieść jeszcze dużo dobrej lektury, a wartość dodaną stanowi tu fakt, iż jest to w znacznej mierze literatura mało w Polsce znana. Nigdy za wiele wartościowych odkryć.

9/10

Autor: John Brunner
Tytuł: Wszyscy na Zanzibarze
Tytuł oryginału: Stand on Zanzibar
Tłumaczenie: Wojciech Szupuła
Wydawca: MAG
Data wydania: 22 kwietnia 2015
Liczba stron: 668
ISBN: 978-83-7480-539-1

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://szortal.com i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK )

3 komentarze:

  1. Właśnie czytam, i chyba zamiast swojej opinii będę musiała po prostu zalinkować Twoją ;) no, ewentualnie jakieś 4-5 zdań bym dodała od siebiw :p
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale mimo wszystko i tak jestem ciekawy Twojej opinii. ;)

      Usuń
  2. Wczoraj zaczęłam czytać i na razie super, nawet chaotyczna narracja mnie nie razi - zobaczymy, jak się to dalej rozwinie;)

    OdpowiedzUsuń