środa, 4 lutego 2015

Rafał Dębski "Kraniec nadziei" - Recenzja

Niecały rok po premierze Światła Cieni Rafał Dębski po raz kolejny zabiera czytelnika daleko w przestrzeń kosmiczną. Tym razem nie mamy do czynienia z fantastyką kameralną, ale z pełnokrwistą space operą. Krańcowi Nadziei daleko jednak do sztampy, z jaką często utożsamiany jest ten podgatunek science fiction. To przede wszystkim idealny balans między rozrywką a czymś więcej, a przy okazji prawdopodobnie jedna z najlepszych powieści w karierze tego autora.

Akcja książki rozgrywa się w dosyć odległej przyszłości. O dominację w przestrzeni kosmicznej walczą Cesarstwo i Republika, dwie wywodzące się z Ziemi potęgi, obie zorganizowane na różne sposoby, czerpiące jednak wzorce z dawnych, ziemskich systemów. Czytelnik zostaje wrzucony w akcję, gdy flota Cesarstwa otrzymuje rozkaz przemieszczenia się do odległego układu, w granicach którego odkryto zastanawiającą anomalię. Sęk w tym, że w podobnym kierunku zdają się zmierzać także siły republikańskie. Konflikt wisi na włosku, a uniknięcie zbrojnego starcia może być kluczowe w kontekście tajemniczego znaleziska.

Bezsprzeczną zaletą powieści inaugurującej trylogię Rubieże Imperium jest kreacja bohaterów. Najwięcej uwagi autor poświęca Aidanowi Samuelsowi, dowódcy statku Sirene. Jest to człowiek krnąbrny i lubiący działać na własną rękę. Poznajemy go jako kapitana, lecz szybko okazuje się, że Samuels, mimo zajmowanego stanowiska, posiada status niewolnika, którego dorobił się, stając okoniem wobec sztywnego regulaminu . Jednak czytelnikowi jest też dane ujrzenie innego oblicza kapitana, przedstawionego również jako człowiek, który wie co i kiedy zrobić, cechujący się swoistym rozsądkiem i darzony nie tylko zaufaniem, ale wręcz miłością przez swoich podkomendnych. Wszystko zależnie od okoliczności. Krótko mówiąc, pełnokrwisty główny bohater, z którym łatwo jest się identyfikować.

Mimo że to na Samuelsie skupia się uwaga autora, to pozostałych bohaterów trudno uznać jedynie za nic nieznaczący dodatek. Powieść zaludniają bowiem postaci intrygujące i posiadające własne, wyraziste osobowości. Nikt tu nie jest odrysowany od szablonu. Wyróżnić można chociażby inkwizytora Sebastiana Lermę. Wysłany na misję razem z flotą inkwizytor ma nie tylko patrzeć na ręce wojskowych, ale także być przedłużeniem woli Cesarza. Lerma jest przedstawicielem wywiadu, stąd też pewna nieufność reszty załogi, której w żaden sposób nie może rozproszyć enigmatyczny i wyniosły charakter funkcjonariusza. Relacje między Lermą a załogą Sirene to jeden ze smaczków, które sprawiają, że pierwszy tom Rubieży Imperium tak dobrze się sprawdza na płaszczyźnie opisów relacji międzyludzkich. A zapewniam, że takich dobrze skrojonych postaci jest tu więcej.

Nie byłoby dobrej space opery, gdyby nie pewien rozmach. Krańcowi Nadziei go nie brakuje. Dębski bardzo sprawnie kreuje kosmiczne potyczki, a co ważniejsze, nie działa na tym polu na oślep. W powieści znajdziemy wiele fragmentów, dzięki którym w przystępny sposób poznamy zasady rządzące wszechświatem, technikę napędzającą statki kosmiczne, czy też zorientujemy się w politycznej sytuacji świata przedstawionego. Opisy na szczęście nie są niestrawne dla naukowego laika, co więcej, dają wytchnienie, potrzebne przed kolejnymi pchnięciami akcji do przodu. Dzięki temu autor idealnie dawkuje napięcie. Wyważenie literackich proporcji jest wręcz podręcznikowe.

Rafał Dębski wplótł w fabułę odczuwalny szacunek dla historii i zwyczajnego, ludzkiego honoru i godności. Struktura floty kosmicznej Cesarstwa nawiązuje do Hiszpanii czasów kolonializmu, a załodze podczas rejsu towarzyszy urzędnik w randze inkwizytora. Interesującą ciekawostką jest też pomysł, by wyżsi rangą żołnierze podczas narad zobligowani byli do noszenia przy pasie broni białej. Być może się mylę, w końcu nie przeczytałem jeszcze wszystkich książek, ale ten zabieg wydaje się całkiem oryginalny, nie przypominam sobie podobnych rozwiązań u innych autorów, operujących na tym poletku. Z kolei, co do drugiej wspomnianej cechy, czyli honorowości bohaterów, bardzo łatwo można ją zauważyć w scenach, w których splatają się losy załóg dwóch flot. Dębski wyraźnie pokazuje, że tam, gdzie zawodzi siła i brawura, więcej może zdziałać zwykła ludzka solidarność, nawet wtedy, gdy ten, komu musisz zaufać, jest twoim niedawnym wrogiem.

Kraniec Nadziei to świetne rozpoczęcie trylogii. Na czterystu stronach powieści Rafałowi Dębskiemu udało się stworzyć niezwykle plastyczną i intrygującą wizję przyszłości, w której sporą rolę odgrywa tradycja. Pewnym mankamentem może być fakt, że autor zakończył pierwszy tom klasycznym zawieszeniem akcji, a na kontynuację przyjdzie nam zapewne chwilę poczekać. Jednak nie jest to na dobrą sprawę żaden poważny zarzut. Najważniejsze, że lektura, którą proponuje Dębski, to świetnie napisana, satysfakcjonująca historia. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne dwa tomy opisujące losy kapitana Aidana Samuelsa i jego towarzyszy będą równie ekscytujące.

Autor: Rafał Dębski
Tytuł: Kraniec Nadziei
Wydawca: Drageus Publishing House
Data wydania: 06. 02. 2015
ISBN: 978-83-6403-043-7

(Recenzja powstała dzięki współpracy z serwisem http://fantasta.pl/ i na nim była pierwotnie publikowana - KLIK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz